"Dokumenty niewiele zmieniają na ogół, ale trzeba je podpisywać, bo - jak to się mówi w przysłowiu - kropla drąży skałę. Gesty też mają znaczenie. Jeśli nie są jednorazowe, jeśli się przypomina o tym, jest się namolnym, że się tak wyrażę, to z tego po latach może coś wyjść. Ale nie jutro ani nawet nie pojutrze.
Faktem jest, że kultura, cokolwiek się na ten temat deklaruje, nie jest tą dziedziną, która najbardziej interesuje polityków i ludzi, którzy rozporządzają środkami, więc trzeba się upominać, formułować postulaty, programy itd. A co z tego wyjdzie, to się dopiero okaże.
Dążenie do wyrównania dostępu wszystkich obywateli do kultury to niesłychanie długa i trudna droga. To jest problem rozbudzenia zainteresowań i wykształcenia umiejętności korzystania z informacji, które napływają do nas z wszystkich stron, ale w których się na ogół gubimy. Gubimy się nawet my, ludzie jakoś tam wykształceni, ale tym bardziej gubią się w tym przeciętni ludzie, którzy włączą telewizor lub internet i nie wiedzą czego szukać.
Trzeba ukształtować jakieś zainteresowania, ale marnie to wygląda, jeśli się popatrzy np. na to, co dostajemy w codziennych wiadomościach. Jacyś politycy ze sobą się kłócą. Ciągle te same zresztą osoby mówią o sobie dobrze lub źle. To jest ten świat, który jest na pierwszym planie, a zejście na dalszy plan, gdzie dzieją się rzeczy znacznie ciekawsze, wymaga jakiegoś pchnięcia lub pociągnięcia".