To pewnie jeszcze nie koniec Al-Kaidy. Lepsze nastroje światowych giełd to jeszcze nie renesans gospodarczy. Ale z całą pewnością wieści o końcu amerykańskiej potęgi były mocno przesadzone. Te same wartości, które stworzyły najpotężniejszą demokrację, teraz przywracają jej świetność.
Jak w latach 70. czy późniejszej recesji lat 90., Ameryka powoli, ale otrząsa się z zapaści. Uczy się na błędach. Doświadczenia Wietnamu, które tak zaciążyły na reputacji USA, w dziesięć lat później stworzyły z nich jedyną siłę skutecznie dającą odpór komunistycznej ekspansji. Wielki kryzys zaufania epoki Nixona i dzieci kwiatów ostatecznie wzmocnił demokrację. Nawet w najtrudniejszym okresie populistycznych rządów Jimmy’ego Cartera Ameryka nie zrezygnowała z wolności osobistych, a socjalny europejski model nie wyparł zdroworozsądkowego kapitalizmu. Wyścig zbrojeń epoki Reagana nie tylko powalił mur berliński, ale dał Ameryce ogromną przewagę gospodarczą. Kryzys początku lat 90. zatrząsł amerykańskimi firmami. Deficyt miał odebrać jej przewagę w świecie. Ale trzeba było zaledwie kilku lat, żeby Ameryka znowu tryumfowała. W dobie komputerów i internetu zaplecze intelektualne prywatnych, szybko reagujących na potrzeby rynku uczelni okazało się kluczem do rewolucji informatycznej.
Za każdym razem kiedy Ameryka powraca, wydaje nam się, że to jakby nowy kraj. Ale za każdym razem to są te same wartości, które czynią to możliwym. Innowacyjność, konkurencyjność społeczna i gospodarcza, nieskrępowana wolność osobista i ekonomiczna. Dewastująca wojna z islamskim terroryzmem, kryzys finansowy spowodowany nadmiernymi regulacjami państwa i wreszcie zauroczenie lewicującym Obamą faktycznie kosztowały Amerykę wiele. Ale tak jak eksperymenty z państwową służbą zdrowia, wyższymi podatkami, ekodyktaturą i podnoszeniem podatków dla najbogatszych, Ameryka najgorsze czasy zdaje się mieć za sobą.
Za rok to pewnie Republikanie przejmą władzę. W kraju ekonomicznie słabszym i z największym deficytem w historii, ale wciąż silnym swoim intelektualnym potencjałem i zaufaniem do stabilności państwa. Z najskuteczniejszą armią. Nawet w największym dołku Amerykanie wydają na zbrojenia więcej niż Rosja, Chiny, Japonia, Wielka Brytania, Francja, Niemcy łącznie (dorzućmy jeszcze nasz skromny polski budżet obronny). W dziesięć lat od zamachu na Nowy Jork Ameryka ma najnowocześniejsze służby wywiadowcze, zatrudniające ponad 100 tys. ludzi na całym świecie. Nie ma dziś na świecie organizacji, która byłaby w stanie zaatakować terytorium USA. Nie ma ani takiej armii, ani takich terrorystów. Nieważne, czy bomby ukrywali w butach, w majtkach czy kserokopiarkach. Wszyscy siedzą dziś albo nie żyją. Precyzyjna i inteligentna machina wojskowa, która doprowadziła do normalizacji sytuacji w Iraku, teraz kontynuuje systematyczne wyniszczanie resztek fanatycznych islamistów – największego zagrożenia dla wolnego świata od czasów upadku rosyjskiego komunizmu. Trzymilionowa społeczność muzułmańska w USA stanęła murem za swoim krajem.
Śmierć bin Ladena to oczywiście tylko symbol, ale nie końca, tylko właśnie nowego początku Ameryki. Tej, jaką wszyscy znamy i jaką chcemy pamiętać z czasów, kiedy twardo broniła naszych wolności.