Jednak związkowcom nie udało się zmobilizować tłumów. W wiecu, który zorganizowało OPZZ w stolicy, wzięło udział może 100 osób. Jan Guz, przewodniczący OPZZ, wypominał rządowi brak dialogu społecznego, zwłaszcza podczas prac nad przyszłorocznym budżetem. – Jeśli oni nie chcą rozmawiać, to coś ukrywają. Przyjaciele, piep... ten budżet, te słupki i te deklaracje. Chcemy chleba i pracy – grzmiał.
Wtórował mu Sławomir Broniarz z ZNP. Ubolewał, że zbyt mało ludzi potrafi walczyć o swoje prawa pracownicze. Związkowcy domagają się wprowadzenia rozwiązań podobnych do unijnych, dlatego lansują hasło „socjalna Polska w socjalnej Europie”.
Dwa razy więcej osób niż w Warszawie zebrało się w Szczecinie, gdzie przed stocznią przemawiał szef SLD Grzegorz Napieralski. – Te zamknięte bramy stoczni to symbol niespełnionych obietnic premiera – mówił. I zapowiadał walkę o miejsca pracy dla ludzi młodych.
Podobne wiece odbyły się w kilku miastach Polski, m.in. w Katowicach i Lublinie, gdzie uczestnicy wypuścili w niebo czerwone baloniki. W Płocku w pochodzie pierwszomajowym wziął udział Paweł Deresz, mąż posłanki z tego regionu Jolanty Szymanek-Deresz, która zginęła w katastrofie smoleńskiej. W Łodzi kilkadziesiąt osób przeszło ulicą Piotrkowską w marszu niezadowolenia. Przed siedzibą PO ustawili dwa stoiska: „Tusco” i „Biedonka”, symbolizujące wzrost cen.
Manifestanci wszędzie domagali się walki z drożyzną, bezrobociem i wykluczeniem społecznym oraz podwyżek płac.
agiel, pap