Najwięksi na świecie armatorzy tankowców nadal zawijają do portów w Zatoce Tokijskiej podtrzymując opinię w branży, że żegluga ta jest bezpieczna dla załóg i statków. Ale wszyscy trzymają się z dala od rejonu Fukushimy – twierdzi agencja Bloomberg.

Linie Mitsui O.S.K. Lines, Frontline, Teekay, Nippon Yusen Kaisha i NITC utrzymują, że ich działalność nie doznała żadnych zakłóceń. Statki pięciu gigantów są w stanie przewieźć do Japonii tyle ropy naftowej, że temu krajowi wystarczy jej na 100 dni. Natomiast wszystkie jednostki unikają zamkniętej strefy, rozciągającej się w promieniu 30 mil od zniszczonej elektrowni atomowej Fukushima.

Mitsui i NYK to linie japońskie, Frontline i Teekay to armatorzy zarejestrowani na Karaibach, a NITC to linia irańska.

We wtorek w wodzie morskiej w pobliżu elektrowni wykryto wysoki stopień skażenia. Ale Międzynarodowa Organizacja Morska, IMO, która jest agencją ONZ już w zeszłym tygodniu stwierdziła, że nie ma medycznych przeciwwskazań dla ograniczenia żeglugi, zaś wczoraj amerykańska marynarka, US Navy, oświadczyła, że skażenie można zlikwidować za pomocą mydła i wody i nie jest ono szkodliwe dla zdrowia ludzi.

„Działalność izotopów jest bardzo krótkotrwała, toteż armatorzy wcale nie są zaniepokojeni ich skutkami dla Zatoki Tokijskiej. Ale gdy radiacja się rozszerzy wówczas obraz sytuacji ulegnie zmianie” – mówi Petter Narvestad, analityk transportu morskiego w firmie Fondsfinans w Oslo.

Bałtycka i Międzynarodowa Rada Morska, która reprezentuje dwie trzecie światowej flotylli handlowej, oświadczyła w poniedziałek, iż nie posiada informacji, aby jakakolwiek linia żeglugowa unikała Japonii z powodu groźby radiacji. W Japonii znajduje się ponad 200 portów handlowych.

Największą ostrożność wykazują Amerykanie. US Coast Guard, czyli straż przybrzeżna , zaleca statkom nie przekraczać odległości 50 mil od elektrowni Fukushima. Statki zmierzające do USA poprzez tą strefę muszą o tym poinformować amerykańską straż przybrzeżną.