Zaśmiecone działki i posesje nie upiększają otoczenia. W Lublinie znaleźli na to sposób.
Kiedy pojawia się zgłoszenie, że gdzieś pojawiło się dzikie wysypisko, strażnicy miejscy jadą tam i fotografują śmieci. A potem sprawdzają, kto jest właścicielem zanieczyszczonej działki.
– Jeżeli wysypisko jest na prywatnej działce, zawiadamiamy właściciela i prosimy, żeby posprzątał – wyjaśnia Ryszarda Bańka, rzeczniczka lubelskiej straży miejskiej. Jeśli mimo zawiadomienia, nie uprzątnie terenu, otrzymuje mandat wysokości od 20 do 500 zł. W tym roku strażnicy w Lublinie wystawili już 60 takich mandatów – dostali je zarówno ci, którzy mieli zaśmiecone posesje, jak i ci, którzy nie odśnieżali wokół swoich domów.
Sytuacja się komplikuje, jeśli śmieci nie należą do właściciela działki. Często się bowiem zdarza, że odpady ktoś podrzuca.
Nie zmienia to faktu, że właściciel i tak musi sprzątnąć. Chyba że osoba podrzucająca śmieci zostanie złapana na gorącym uczynku. Albo zauważą ją sąsiedzi i zdecydują się złożyć zeznania. Wówczas, jak mówi rzeczniczka, jest możliwość ukarania winnego.
Często właściciele posesji, na których panuje bałagan, buntują się i pytają, co straż miejską obchodzi, co robią na swojej działce. Tymczasem działanie strażników jest zgodne z prawem.
– Potrzebna jest odpowiednia podstawa prawna, która pozwala wkraczać w prawa właściciela – wyjaśnia prof. Hubert Izdebski, specjalista od prawa administracyjnego. Strażnicy miejscy działają na podstawie uchwalonego przez lubelskich radnych regulaminu utrzymania czystości i porządku na terenie miasta. Regulamin z kolei uchwalono na podstawie ustawy o porządku i czystości w gminach.
Komentarze (7)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeZ drugiej strony - zdjęcie i skromny mandat nie rozwiąże problemu. Na pewno wielu śmiecących będzie wolało zapłacić raz w miesiącu 20 zł niż zawracać sobie głowę sprzątnięciem terenu.
Rozsądniej byłoby, gdyby miasto uprzątnęło śmieci na swój koszt i wystawiło rachunek właścicielowi terenu - z klauzulą natychmiastowej płatności. Niewielka inwestycja dla miasta, a efekt sądzę murowany.
Wszędzie tam gdzie miasto czuje swoją przewagę i bezradność mieszkańców natychmiast przerzuci koszty na niczego nie spodziewających się obywateli.
Nad tym własnie siedzą tęgie głowy w urzędach.
Warunek brzegowy jest taki aby ne można było zasadnie zaskarżyć takiego prawnego rozboju i nie spaść przy okazji ze stołka.
Że Polacy lubią hulać ponad stan najlepiej widać w zadłużonych po szyję radach wielu miast. Luksusowe wydatki biedaka którego nie stać na chodzenie w butach doprowadzają do łez tych na których ciąży przymusowa danina.
Tak krawiec kraje jak mu materiału staje nie inaczej.
Tak właśnie wygląda prawo własnośći na codzień.
Chodnik jest mój ale Ty masz go odśnierzać bo ja ustalam prawo.
MiRy