Wiele wskazuje w ostatnich dniach na to, że premier Izraela Benjamin Netanjahu próbuje zerwać ze skrajną prawicą i przesunąć swój rząd do centrum - twierdzi komentator gazety "Haarec".

"Zaczęło się od ubiegłotygodniowego wystąpienia w Knesecie, gdy (Netanjahu) zasugerował tymczasowe porozumienie z Palestyńczykami, które pozwalałoby zachować kontrolę Izraela nad Doliną Jordanu i wycofał żądanie, by uznali, że Izrael jest ojczyzną Żydów" - pisze w czwartkowym komentarzu centrolewicowej gazety Aluf Benn.

Autor dodaje, że następnie doszła do tego akcja sił bezpieczeństwa przeciwko osadnikom żydowskim z Hawat Gilad na Zachodnim Brzegu (Palestyńczycy uznają ten obszar za swoje terytorium) - co było jasnym sygnałem dla popierającej osadników skrajnej prawicy. Doszły też słowa, które Netanjahu skierował do członków własnej prawicowej partii - Likudu, oświadczając im, że nie będzie kontynuował dotychczasowej linii rządu - ze względu na nadzwyczajną presję międzynarodową na zmianę tej polityki.

"Premier Netanjahu dotarł do punktu, w którym musi dokonać wyboru - po dwóch latach uników - między ideologią, na której się wychował i która jest częścią jego własnego systemu wartości, a obowiązkami przywódcy małego kraju całkowicie zależnego od międzynarodowego poparcia" - pisze Aluf Benn.

Jego zdaniem Netanjahu, "podobnie jak wszyscy jego poprzednicy poddał się zewnętrznym naciskom i postanowił wyjść z polityczną inicjatywą, która pozwoli przełamać duszną izolację, w jakiej znalazł się Izrael".

Benn pisze, że w podobnie trudnej sytuacji znajdował się w 2003 roku Ariel Szaron

Wg komentatora do zmiany stanowiska premiera zmusiły dwa czynniki. Po pierwsze, sytuacja osamotnienia na arenie międzynarodowej, w jakie popadł Tel Awiw po głosowaniu w Radzie Bezpieczeństwa ONZ nad rezolucją potępiającą Izrael za kontynuowanie budowy osiedli na terytoriach uważanych za palestyńskie. Waszyngton wprawdzie zawetował rezolucję, za którą głosowali wszyscy pozostali członkowie RB, ale dał Izraelowi do zrozumienia, że zrobił to tylko z powodów wewnętrznych(lobby proizraelskie - PAP), a de facto także uznaje za słuszną treść tego dokumentu.

Po drugie, w opinii komentatora - do rewizji dotychczasowej polityki Netanjahu skłoniła też słabnąca popularność w kraju, tym bardziej, że dwójka jego wielkich rywali: minister spraw zagranicznych w jego rządzie Awigdor Lieberman oraz liderka opozycyjnej partii Kadima - Cipi Liwni "rosną w siłę i sygnalizują, że będą współpracować w ramach przyszłej koalicji, która powstanie na gruzach Likudu".

Benn pisze, że w podobnie trudnej sytuacji znajdował się w 2003 roku Ariel Szaron. Lekarstwem na kłopoty okazała się wtedy rozbiórka osiedla w Gazie. "Od tego momentu jego los się odwrócił, popularność skoczyła w górę, a świat przyjął go w swe objęcia"- twierdzi Benn. Teraz - jego zdaniem - Netanjahu próbuje użyć "wypróbowanego tricku walki z osadnikami", którzy "zablokują drogi i wzbudzą złość kierowców na skrajną prawicę", a wtedy "zjawi się Netanjahu jako ktoś, kto dba o interesy państwa".