"Sytuacja w Libii jest bardziej skomplikowana niż w Tunezji czy Egipcie. Mamy do czynienia z bardzo silnie zorganizowaną kliką najbliższych współpracowników Muammara Kadafiego, którzy nie są zainteresowani żadną formą rządów przejściowych. Chcą utrzymać władzę w swoich rękach na dotychczasowych zasadach. Widać, że reżim już w grudniu zaczął się przygotowywać na ewentualność demonstracji, ponieważ zaczęto werbować najemników, głównie w innych krajach afrykańskich.

Polityka Kadafiego różni się trochę od polityki pozostałych dyktatorów, ponieważ przez ostatnie kilkanaście lat była mocno zorientowana na Afrykę, a nie na kraje arabskie czy muzułmańskie i dlatego może on liczyć na wsparcie sąsiadów w "czarnej" Afryce.

Nie wydaje mi się, aby reżim Kadafiego ostatecznie utrzymał się w dotychczasowej formie. Jeśli nawet dojdzie do wojny domowej, to nastąpi interwencja z zewnątrz, czy to pod auspicjami ONZ, czy NATO. Ale wtedy, trzeba się liczyć z jedną rzeczą. W Libii od ponad czterdziestu lat istnieje bardzo silna grupa interesu, która wówczas znajdzie się w opozycji, a są to ludzie, którzy dysponują bronią, pieniędzmi i sojusznikami w całej Afryce.

Egipt, z osiemdziesięcioma milionami mieszkańców i zróżnicowanych terytorium, czy Tunezja, są to kraje, których nie można zbytnio kontrolować, podczas gdy Libia to tak naprawdę, kilka dużych miast i pustynia. Czyli wystarczy mając w ręku armię kontrolować te miasta, aby zachować władzę. A z drugiej strony, o czym warto pamiętać, walki miejskie są dużo bardziej krwawe. Trudno przewidzieć, jak to długo potrwa.