Bruksela usunie z listy zakazu wjazdu dla białoruskich urzędników martwe dusze i dopisze brakujące nazwiska. Dokument okazał się biurokratycznym bublem
Bruksela poprawia pełną błędów i niekonsekwencji listę zakazu wjazdu dla białoruskich urzędników. W przyjętej w styczniu wersji są martwe dusze, a niektóre osoby nie zostały na niej w ogóle uwzględnione. Szeroko reklamowany środek nacisku na reżim Aleksandra Łukaszenki okazał się biurokratycznym bublem.
– Eksperci zgłaszają poprawki, jakie nazwiska należy wyłączyć ze spisu białoruskich osób non grata, a jakie do niego włączyć. Kierujemy się wskazówkami i nowymi informacjami uzyskanymi od poszczególnych ambasad unijnych w Mińsku i innych partnerów – mówi w rozmowie z „DGP” Maja Kocijanczicz, rzecznik odpowiedzialnej za relacje zewnętrzne UE Catherine Ashton. „DGP” i portal EUobserver jako pierwsze zwróciły uwagę na uchybienia listy.
Niemal wszystkie nazwiska zostały zapisane na liście w wersji rosyjskiej, choć w paszportach figurują w transkrypcji z białoruskiego. Znalazł się na niej nieżyjący od dwóch lat sędzia Michaił Piszczulonak oraz dziennikarka Hanna Szadryna, która zrezygnowała z pracy w reżimowej gazecie w proteście przeciwko powyborczym represjom. Wielu białoruskim dygnitarzom przypisano funkcje, których od lat już nie pełnią. Na liście pominięto zaś biznesmenów wspierających Łukaszenkę czy rektorów uniwersytetów usuwających studentów za przekonania polityczne.
Najbardziej kuriozalną pomyłką jest jednak sprawa gen. Jurego Siwakoua, byłego szefa MSW. Choć w ekipie Łukaszenki odpowiada za lokowanie nielegalnych dochodów prezydenta na zagranicznych kontach, jako jedynej z osób objętych zakazem wjazdu nie zamrożono mu kont bankowych. – Rozumiemy, że powinien znaleźć się na tej liście – powiedział dobrze poinformowanemu portalowi EUobserver wysoki rangą unijny dyplomata.
Dlaczego jednak pierwsza wersja czarnej listy okazała się bublem, mimo że od pacyfikacji opozycji po wyborach 19 grudnia do czasu jej opublikowania minęło półtora miesiąca? – Nie mogliśmy przecież poprosić o pomoc w jej sporządzeniu białoruskich władz – irytuje się Maja Kocijanczicz. Unijni dyplomaci korzystają więc z własnej, często fragmentarycznej wiedzy i opinii swoich kontaktów z białoruskich organizacji pozarządowych.
Tymczasem Białoruś przygotowuje odwet. W 2006 r. Łukaszenka w odpowiedzi na zamrożenie jego aktywów w USA zamroził lokaty George’a W. Busha na Białorusi. Mińsk zapewne przygotowuje teraz analogiczną do unijnej listę osób niepożądanych. – Jesteśmy zmuszeni do zastosowania środków odwetowych, choć robimy to niechętnie. Sankcje są dopracowywane przez ekspertów. Nie chcemy psuć niespodzianki, ujawniając je przedwcześnie – mówi rzecznik MSZ Andrej Sawinych.
Na Białorusi wciąż czeka na proces 42 opozycjonistów oskarżonych o organizację zamieszek, za co grozi 15 lat więzienia. Spośród nich 33 osoby znajdują się w więzieniu. Za kratami znajduje się też korespondent „Gazety Wyborczej” i działacz Związku Polaków na Białorusi Andrzej Poczobut. Reporter został w piątek skazany na 15 dni aresztu za udział w manifestacji 19 grudnia, choć przebywał tam jako dziennikarz i miał przy tym białoruską akredytację.