Grzegorz Napieralski uważa, że musi dojść do zmian w warszawskiej strukturze partii. Wynik wyborczy Wojciecha Olejniczaka (13,33 proc.), który kandydował na prezydenta stolicy, jest poniżej oczekiwań - mówi w wywiadzie dla PAP GRZEGORZ NAPIERALSKI, szef SLD . Ocenił także, że stołeczne władze SLD popełniły błędy w kampanii wyborczej.

Jak pan ocenia wyniki wyborów samorządowych? W wyborach do sejmików województw Sojusz zajął czwarte miejsce; dostał ponad 15 proc. głosów.

To wynik bardzo dobry dla SLD, chociaż oczywiście w miarę jedzenia apetyt rośnie, więc chciałoby się, żeby było jeszcze troszeczkę lepiej. Jesteśmy jednak przygotowani na ciężką pracę i długą, spokojną drogę do powolnego odzyskiwania poparcia. W stosunku do wyniku, jaki osiągnąłem w wyborach prezydenckich, to przyrost o prawie 2 procent, a w stosunku do ubiegłorocznych wyborów do Parlamentu Europejskiego - ponad 3 proc. To pokazuje spokojny wzrost poparcia i zaufania, co dla SLD jest bardzo istotne.

Te wybory pokazały też, że SLD jest silne w dużych miastach. Po raz pierwszy mamy II turę w Łodzi, w Częstochowie czy w Opolu. Wygraliśmy bezapelacyjnie m.in.: w Zielonej Górze, Toruniu, Rzeszowie i Chełmie, czyli miejscach trudnych dla lewicy. Zwiększyliśmy liczbę mandatów w sejmikach województw i radach miast. Owszem, nie jest to zwycięstwo, ale na pewno następny, niewielki krok do przodu.

Wyniki wyborów samorządowych pokazały, że chętniej bierze w nich udział elektorat wiejski. Myśli więc pan, że ten 15-proc. rezultat uda się powtórzyć w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych?

Myślę, że ten wynik będzie lepszy. To prawda, że w tych wyborach byliśmy słabsi na wsi i przegraliśmy tam trochę na własne życzenie. Nie mamy lidera tematów rolnych, wiejskich. Kiedyś był nim Wojciech Olejniczak, ale zrezygnował. Widzimy, że na obszarach wiejskich nie zyskujemy, tak jak zyskuje PSL. To jest dla nas pewna nauka na przyszłość, aby się do tego lepiej przygotować.

Dlaczego wybory parlamentarne w 2011 r. mogą nas wzmocnić? Bo mamy duży przyrost poparcia i wzmocniliśmy swą pozycję w dużych miastach, a bardzo duży - w średnich i mniejszych. W większości małych miast prezydenckich nasi kandydaci znaleźli się w II turze wyborów. Tam też, szczególnie w wyborach parlamentarnych, frekwencja jest większa, tam ludzie chętnie idą głosować i tam również mamy więcej wyborców.

Z czym pan wiąże ten wzrost popularności SLD?

Po pierwsze, zyskały dwie partie, które się nie kłócą, czyli PSL i właśnie my. Nam sondaże dawały 8-9 proc., PSL - 3-5 proc. Okazało się, że SLD i PSL ma powyżej 15 proc. To pierwszy tak poważny sygnał, że dwupartyjny system się kończy. Jeśli spojrzymy na 40-proc. wynik Platformy z ubiegłorocznych wyborów do PE, widać, że PO straciła jedną czwartą swoich wyborców. Stracił również PiS.

Myślę też, że Sojusz zyskał dzięki bardzo rozważnej, spokojnej polityce. Nasza polityka nie jest "happeningowa" i może dlatego ten przyrost nie jest taki szybki, ale jest konsekwentny. Pojawiło się też wiele nowych twarzy w SLD, wręcz całe nowe pokolenie. W największych miastach w kraju wystartowali 30-40-latkowie. Tak było w Częstochowie, Gdańsku i Szczecinie. Oni tworzyli całkowicie nowy klimat dla SLD, nową atmosferę. Jesteśmy partią przyszłości, mamy nową elitę, nowych liderów.

W Łodzi ewidentnym liderem jest Dariusz Joński, w Częstochowie - Krzysztof Matyjaszczyk, w Zielonej Górze - Janusz Kubicki. To są młodzi ludzie, którzy zbudowali wokół siebie grupę wartościowych osób. To również miało znaczący wpływ na nasz dobry wynik. Myślę, że SLD staje się powoli prawdziwą alternatywą dla PO i PiS, a nie "partią drugiego wyboru".

Z czyich rezultatów wyborczych jest pan najmniej zadowolony?

Jestem mało zadowolony z Wrocławia - tam mamy słaby wynik. Jestem mało zadowolony też z Poznania, tym bardziej że tam dużo wcześniej rozpoczęliśmy kampanię wyborczą. Nie jestem też zadowolony z Warszawy. Byłem święcie przekonany, że uda się wywalczyć II turę. Nie liczyłem na jakieś spektakularne zwycięstwo Wojciecha Olejniczaka, ale wierzyłem, że jest szansa na dobry wynik.

Jeśli chodzi o Warszawę, to w swojej - na razie oczywiście bardzo pobieżnej - ocenie, wskazuję na dwa aspekty. Pierwsza sprawa to niewykorzystany czas. Wojciech Olejniczak był najwcześniej, bo prawie rok temu, zgłoszonym kandydatem na prezydenta. Ten czas został zmarnowany, na początku nie było żadnej aktywności z jego strony.

Po drugie, władze warszawskie SLD nie potrafiły właściwie wykorzystać czterech lat w koalicji z PO w radzie miasta. Nie pokazały tego, co dzięki nam wydarzyło się pozytywnego w Warszawie. Nie udało nam się również wypunktować błędów prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz i jako ten mniejszy koalicjant zostaliśmy po prostu przez Platformę skonsumowani.



Czy władze stołecznego Sojuszu muszą się zatem obawiać jakichś konsekwencji?

Tak. Myślę, że musi dojść do zmian w kierownictwie Warszawy i zbudowania nowej grupy liderów, którzy będąc w sejmiku czy w radzie miasta, spróbują zbudować tożsamość SLD w stolicy na całkowicie innych relacjach z Hanną Gronkiewicz-Waltz. Musimy też sprawdzić gdzie, w jakich środowiskach i dzielnicach jesteśmy silni, a gdzie musimy jeszcze wzmocnić swoją pozycję.

Nie chcemy robić rewolucji, ale chcemy mieć diagnozę tego, co się stało, że mimo dobrych wskaźników sondażowych, nie udało się uzyskać lepszego wyniku.

A jak pan ocenia wynik SLD na Mazowszu, zwłaszcza rezultat wiceszefowej Sojuszu Katarzyny Piekarskiej, która kandydując do sejmiku mazowieckiego zebrała ponad 40 tysięcy głosów?

Mazowsze jest bardzo dobrym przykładem, jak dobry wynik zyskaliśmy. To trudne województwo - tu silne jest PSL i PiS. Wynik Katarzyny jest znakomity i też dziwię się władzom Warszawy, że wystawiły jej kandydaturę w tak małym, 5-mandatowym, okręgu (Ursynów, Wilanów, Śródmieście, Mokotów), bo gdyby startowała z okręgu, w którym jest więcej mandatów, bardzo mocno pociągnęłaby za sobą całą naszą listę.

Katarzyna potwierdziła swoją rozpoznawalność i to jest dla niej największa nagroda po przegranych przez LiD wyborach parlamentarnych w 2007 roku.

Przegrała wybory, bo dostała tylko czwarte miejsce na liście warszawskiej LiD. Przed nią znaleźli się m.in. Marek Borowski i Ryszard Kalisz. Czy teraz Piekarska może liczyć w przyszłorocznych wyborach do Sejmu na jedynkę w tym okręgu?

Oczywiście. Moim zdaniem Katarzyna powinna być liderem w Warszawie. Udowodniła, że potrafi zbierać głosy i może pociągnąć listę.

Rozmawiały: Marta Rawicz i Agnieszka Szymańska