Nawet 100 mld dol. z 1,15 bln wydanych przez USA na wojny w Iraku i Afganistanie zostało zmarnotrawione. Pieniądze są tracone na przepłaconych kontraktach lub wyłudzane przez współpracujące z armią i rządem prywatne firmy.
Departament Obrony rozliczył do tej pory tylko 300 mln dol. z 9 mld dol. przeznaczonych w latach 2004 – 2007 na odbudowę kraju po obaleniu Saddama Husajna. To wnioski raportu specjalnego generalnego inspektora ds. odbudowy Iraku (SIGIR). Pentagon tłumaczy się, że pieniądze nie zostały zdefraudowane i dodaje, że brakujące faktury mogą być w archiwach. SIGIR, któremu prezydent Barack Obama polecił ukrócić marnotrawstwo w armii, polecił Pentagonowi jak najszybsze wyjaśnienie sprawy.

200 tysięcy w pół roku

Amerykańscy eksperci oceniają, że raport SIGIR to zaledwie czubek góry lodowej. Szacują, że w Iraku – przez własne zaniedbania – Waszyngton stracił kilkadziesiąt miliardów dolarów. Tylko nieco mniejsze marnotrawstwo panuje w Afganistanie. – To efekt sprywatyzowania tych wojen na niespotykaną dotąd skalę – mówi „DGP” Sam Perlo-Freeman ze Sztokholmskiego Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem (SIPRI).
Pies wojny zatrudniony przez wynajętą przez rząd prywatną firmę ochroniarską Blackwater Worldwide (w Iraku działa pod nazwą Xe) zarabia nawet 1200 dol. dziennie – półroczny kontrakt to ponad 200 tys. dol. Przeciętny roczny żołd żołnierza to 54 tys. dol. Firma Kellog Brown & Root (w czasach wojny wietnamskiej nazywano ją „burn and loot” – czyli „spal i wyszabruj”) podąża za US Army krok w krok od ponad pół wieku. Mimo licznych zarzutów – np. o oszukiwanie przy przygotowywaniu posiłków dla żołnierzy w Iraku – w maju wskazano ją jako głównego dostawcę usług dla irackiego kontyngentu. Jej roczny kontrakt wart jest 568 mln dol.
Ogromne pieniądze są też tracone z funduszy na odbudowę. Koncern Halliburton – powiązany z byłym wiceprezydentem Dickiem Cheneyem – zarobił na irackich kontraktach ponad 17 mld dol. Część z umów była znacząco zawyżona. Firmie budowlanej Bechtel przyznano kontrakt na ponad 2,5 mld dol. na budowę szkół i szpitali – jednak żadna z placówek nie została wybudowana w terminie i w cenie wskazanej w kosztorysie. Z kolei przedsiębiorstwo Custer Battles przeszło do historii jako pierwsze, któremu udowodniono w Iraku oszustwa. Firma zawyżyła rachunki „jedynie” na 10 mln dol.



Długa tradycja

Choć zarabianie na armii i wojnie w nieczysty sposób dotyczy wszystkich państw, US Army ten problem dotknął wyjątkowo poważnie. – To dlatego, że wciąż panują tu słaby nadzór nad wydatkami i wyjątkowy brak przejrzystości – tłumaczy Sam Perlo-Freeman.
Pierwsze wzmianki o defraudacji w amerykańskiej armii sięgają jeszcze czasów wojny secesyjnej. Podczas I wojny światowej Senat wszczął śledztwo dotyczące kontraktu wartego aż 640 mln dol. – na zbudowanie dziesiątek tysięcy samolotów, z których nie powstał nawet jeden.
W czasach wojny wietnamskiej CIA rozpoczęła współpracę z Hmongami, górskim plemieniem z Laosu, z których tworzyła oddziały do walki z komunistami. W zamian przymykała oczy na produkowanie przez nich heroiny – a potem sama weszła w biznes. Oblicza się, że rocznie przemycano do USA – specjalnie do tego utworzonymi liniami Air America – narkotyki warte 100 mln dol. Dziesiątą część tej sumy przejmowała CIA na swoje tajne działania.
W czasach prezydentury Ronalda Reagana armii zdarzyło się zamówić przenośne toalety po 600 dol. za sztukę i młotki po 400 dol. za sztukę. Nawet na inwazji na maleńką Grenadę można było zarobić: w 7,5-tysięcznej stolicy niemal natychmiast zaczęło działać prawie 120 zagranicznych banków, w tym wiele amerykańskich. St. George zyskało renomę pralni brudnych pieniędzy.
Dla ekspertów z USA marnotrawstwo w armii nie jest zaskoczeniem. Z ironią przywołują słowa byłego szefa Bank of America. – Wojna jest korzystna dla amerykańskiego biznesu. Wojna, jak to my określamy, jest niskonakładowym działaniem – powiedział Luis B. Lundborg.