W ostatnią sobotę kampanii przed II turą wyborów kandydat PO na prezydenta Bronisław Komorowski odwiedził Gniezno i Czerwińsk, w Warszawie otrzymał wsparcie od konwencji krajowej Platformy i premiera Donalda Tuska. Kandydat PiS Jarosław Kaczyński przekonywał do głosowania na siebie na wiecu w Łodzi.

W sobotę b. prezydent Lech Wałęsa zaapelował do Polaków podczas wspólnej konferencji prasowej z Komorowskim w Gnieźnie, aby w II turze wyborów prezydenckich głosowali na kandydata PO.

Wałęsa za Komorowskim

"Moja obecność tu mówi jednoznacznie o tym, że będę głosował na pana Komorowskiego i jednocześnie chciałbym poprosić wszystkich, którzy pamiętają moje trafne decyzje, aby poszli w ślad za mną" - podkreślił. Wałęsa i Komorowski uczestniczyli w sobotę w uroczystości ingresu metropolity gnieźnieńskiego prymasa Polski Józefa Kowalczyka.

Kwaśniewski powie później

Były prezydent Aleksander Kwaśniewski, który również był w Gnieźnie, pytany, na którego z kandydatów odda swój głos 4 lipca, zapowiedział, że w ciągu najbliższych dni powie dokładnie, co będzie robił w tym czasie.

Z kolei szef SLD Grzegorz Napieralski zapowiedział, że najprawdopodobniej we wtorek zapadnie decyzja w kwestii tego, czy poprze któregoś z kandydatów startujących w drugiej turze wyborów prezydenckich.

Konwencja PO - Komorowski, Komorowski, Komorowski!

Wielką manifestacją poparcia dla Komorowskiego stała się sobotnia konwencja krajowa Platformy. Komorowski w swoim wystąpieniu mówił, że poczuł "wielką, dobrą siłę poparcia całej PO, a także satysfakcję z tej drogi, którą idziemy od wielu lat". Tusk zapewnił, że Komorowski jest prawdziwym, "autentycznym liderem naszych ambicji i emocji". Skrytykował też jego kontrkandydata - lidera PiS Jarosława Kaczyńskiego.

Przedstawił "trzy wielkie prośby" do członków PO dotyczące okręgów jednomandatowych, telewizji publicznej i parytetów. Dodał, że chce wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych, aby wygrywali ludzie, obywatele, a nie listy partyjne.

Poprosił też o myślenie o mediach publicznych nie jako o łupie partyjnym, ale jako o wartości demokratycznej państwa. "Musimy dać dowód, że potrafimy powściągnąć własne ambicje" - mówił Komorowski. Poprosił też działaczy PO, by to właśnie z ich środowiska wyszedł projekt ustawy dający kobietom minimum 35-proc. parytet na listach wyborczych.

Donald Tusk w swoim wystąpieniu podkreślał, że Komorowski jest prawdziwym, "autentycznym liderem naszych ambicji i emocji". Dodał, że czas stawia nadzwyczajne wymagania Platformie. "To czas największej próby w historii PO" - ocenił premier. Według Tuska, warunkiem niezbędnym zwycięstwa w wyborach prezydenckich Komorowskiego jest zrozumienie, że "rolą zwycięzców jest pokornie służyć innym ludziom".

Tusk atakował Kaczyńskiego

W wystąpieniu Tuska nie zabrakło mocnych słów pod adresem Jarosława Kaczyńskiego. Tusk mówił, że konkurent Komorowskiego chce zdobyć władzę na fundamencie kłamstwa. Ocenił, że lider PiS codziennie mówi nieprawdę na temat tego, co działo się w ostatnich latach w Polsce.

"O wiele trudniej zrobić coś dla ludzi, o wiele łatwiej jest opowiadać o tym podczas kampanii wyborczej" - podkreślił. "Ten, kto dziś mówi o solidarności z najuboższymi, powinien wpierw spytać polskich emerytów, czy waloryzacja ich emerytur miała miejsce w 2006 czy w roku 2008 i 2009. A może nie trzeba ich pytać, bo oni powinni o tym dobrze pamiętać" - zaznaczył premier. "Chciałbym zapytać, ale może nie trzeba pytać, czy ten, który tak dużo mówi o solidarności z nauczycielami, zrobił choćby część tego, co w ciągu dwóch lat udało się z nauczycielami wypracować?" - dodał.



"Chciałbym zapytać naszych oponentów i konkurentów, czy mieli odwagę podejmować takie decyzje, jak wyjście polskiego wojska z Iraku czy zakończenie tego XIX-wiecznego, jeszcze z czasów zaborów, dość nieludzkiego poboru powszechnego, które z naszej armii nie czyniło nowoczesnej armii, ale udrękę dla młodego pokolenia" - powiedział Tusk. "Gdzie byli ci ludzie, by pomóc nam w tych zadaniach?" - pytał.

Według Tuska, kiedy Jarosław Kaczyński był premierem, słowa "wspólnota" i "solidarność" stały się zupełnie pustymi słowami. "Chcę powiedzieć, że dzisiaj ten polityk znowu, mimo wielkich wysiłków sztabu: makijażystów, garderobianych, ten polityk dziś i tak nie wytrzymuje i chce Polskę dzielić" - podkreślił.

"Tutaj widzę ludzi z całej Polski. Chcę was spytać, czy słyszeliście wczoraj, kiedy Jarosław Kaczyński powiedział słowa znamienne. Pytany o to jak ocenia tę Polskę, gdzie wygrywał Bronisław Komorowski, powiedział coś, co często powtarza, że to jest taka Polska niezintegrowana, to znaczy taka, która nie jest wspólnotą, to jest taka Polska trochę nowsza, taka może nie od zawsze" - przytaczał wypowiedź kandydata PiS premier.

"Możemy razem sprawić, że prezydentem nie będzie człowiek, który będzie w swojej manii wielkości decydował o tym, kto jest prawdziwym Polakiem" - mówił Tusk.

Jego zdaniem Tusk, kandydat na prezydenta nie może dzielić Polaków. Dziękował Komorowskiemu, że nie uległ pokusie dzielenia ludzi na lepszych i gorszych. Wskazywał, że polityka poznaje się po tym, jak rządzi, a nie o po tym jak ubiega się o władzę. Apelował, by przypomnieć sobie rządy PiS i porównać tamtejszego Kaczyńskiego z postacią z obecnej kampanii, która - mówił - zmienia się co dnia.

Ocenił, że wysiłki, które podejmuje szef PiS jak m.in. wygłoszenie przyjaznego orędzia do Rosjan to nie jest zmiana, a nadzwyczajna żądza władzy. Mówił, że ambicją PO jest tak zmieniać Polskę, by nie pękał budżet, ale równocześnie by ludzie każdego dnia korzystali z trudem wypracowanego wzrostu gospodarczego. Powiedział, że Polska byłaby dziś "Grecją środkowowschodniej Europy", gdyby jego rząd posłuchał choćby jednej rady Jarosława Kaczyńskiego.

Tusk nawiązywał też do katastrofy pod Smoleńskiem. Ocenił, że jego rząd oraz Komorowski wzięli odpowiedzialność za "zdewastowane tą katastrofą państwo". Zaznaczył, że od pierwszego dnia po katastrofie do teraz służą państwu, rodzinom ofiar tak skutecznie, jak tylko jest to możliwe.

"Nie spotkałem nikogo w PO, komu by choćby przez sekundę przez głowę przeszedł pomysł, aby tragedia smoleńska stać się mogła atutem w politycznych rozgrywkach" - mówił Tusk. "Ale widzieliśmy też od pierwszych dni polityków, którzy z niezwykłym zapałem przystąpili do kampanii wyborczej, już w pierwszych dniach żałoby" - podkreślił. Jak dodał, mówi to, gdyż chce dotrzeć do wszystkich Polaków i nie pozwolić, by zakłamanie, hipokryzja, kłamstwo zatryumfowało.

Podkreślił, że Komorowski nie przebrał się w tej kampanii, "nie zakładał kapeluszy, nie zdejmował okularów, a nawet wtedy, kiedy mu nie wszystko wychodziło potrafił się do tego z uśmiechem przyznać, bo jest normalnym człowiekiem, który wie, że zaufanie można zbudować tylko na prawdzie".

Zauważył też, że Komorowski żadnej sytuacji politycznej nie wykorzysta po to, żeby kogoś uderzyć. "Swoje wymarzone zwycięstwo wykorzysta wyłącznie dla ludzi i przeciw nikomu" - podkreślił. "Bronisław Komorowski nie wykorzysta tego także przeciw Jarosławowi Kaczyńskiemu. Bo Bronisław Komorowski jest politykiem, który z Polski może naprawdę zrobić dom dla wszystkich, nawet najzagorzalszych przeciwników" - powiedział Tusk.

Szef rządu nawiązywał też do wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego. "Mówił (Kaczyński), że on jest lewicowcem, że Józef Oleksy to dla niego sympatyczny socjalista średniego pokolenia, że bardzo zależy mu na tym, aby ta współpraca z jego ulubioną partią SLD przeniosła się z TVP także na wyższe szczeble" - powiedział Tusk. "Możemy się spodziewać, że ten sam polityk zamówi przez internet, obowiązkowo zamówi, płytę Beatlesów, bo przecież nie U2. Ja nie wykluczam, że za kilkadziesiąt godzin odkryje, że jego dziadek był w Wehrmachcie, a może w Armii Rosyjskiej co lepsze" - podkreślił.

"Bronisław Komorowski nie stanie tutaj przed wami i nie powie, że od kołyski był lewicowcem. Ale też nie napuści na was służby mundurowe po to, żeby was wsadzić do więzienia wtedy, kiedy już władzę zdobędzie" - powiedział premier. Według niego Jarosław Kaczyński "nie daje tej gwarancji, bo zawsze robił wszystko, żeby mieć władzę, zawsze był gotów do każdej deklaracji, żeby mieć władzę".



"Dlatego walczmy, dlatego mówmy prawdę, mówmy najtrudniejszą prawdę też. Za niego - jeśli potrzebuje takiego wsparcia - jedna modlitwa. Wielka kampania wyborcza w ostatnim tygodniu i naprawdę wierzę w to, że zwyciężymy" - powiedział szef rządu. "A Bronkowi nie odbije po zwycięstwie, też wam gwarantuję" - dodał.

Rano premier w rozmowie z radiu RMF FM ocenił, że Jarosław Kaczyński bardzo pragnie odzyskać władzę. Jak dodał, adekwatnym hasłem kandydata PiS byłoby: "władza jest najważniejsza". Pytany dlaczego odmawia prezesowi PiS możliwości zmiany, premier odparł, że "rola jakiej się podjął wyklucza grzech naiwności". Stwierdził, że życie zmienia ludzi "szczególnie na takich dramatycznych zakrętach jak ostatnie kilka miesięcy". Natomiast - dodał - "czy to jest zmiana na lepsze, czy na gorsze, niech każdy sam oceni".

"Twierdzę, że każdy człowiek się zmienia szczególnie po takich zdarzeniach, ale nie twierdzę, że każdy na lepsze. I przede wszystkim: ja odbieram dziś Jarosława Kaczyńskiego, jako polityka, który tak bardzo pragnie odzyskać władzę - uważam, że to jest adekwatne hasło jego kampanii: +władza jest najważniejsza+ - że jest gotów być może pojechać nawet na grób Barbary Blidy (była posłanka, b. minister budownictwa za rządów SLD zastrzeliła się w swoim domu 25 kwietnia 2007 r. podczas próby zatrzymania przez ABW w związku z tzw. aferą węglową)" - powiedział Tusk. Hasło kandydata PiS w kampanii wyborczej to "Polska jest najważniejsza".

Kaczyński mówił o zaletach PiS

Z kolei lider PiS, kandydat tej partii na prezydenta Jarosław Kaczyński podczas wiecu w Łodzi zapewnił, że PiS ma propozycję zrównoważonej, solidarnej polityki społecznej. "Nie polityka dla bogatych, a bogactwo dla wszystkich - to nasza idea" - mówił.

Kaczyński powiedział, że rodzina, dzięki której istniejemy jako naród, jest najważniejszą sprawą "w całej naszej cywilizacji". Zaznaczył, że życie milionów Polaków toczy się w rodzinach, dzięki którym powstaje życie, wychowywane są dzieci i dzięki rodzinom możemy przetrwać trudne momenty życia.

Według Kaczyńskiego, mówiąc o rodzinie należy powiedzieć przede wszystkim o polskich kobietach, o matkach i żonach, dzięki którym te rodziny w ogromnej większości wypadków mogą wykonywać swoje codzienne funkcje. Podkreślił, że nie ma rozdzielnego wyboru: albo rodzina i macierzyństwo albo praca. Jego zdaniem miliony Polaków i Polek pokazują, że można połączyć pracę z wykonywaniem swoich funkcji w rodzinie.

"Nie jest tak, że wybór pracy i kariery zawodowej jest przeciwstawny wyborowi rodziny i macierzyństwa. Polki potrafią sobie z tym dawać radę" - zauważył prezes PiS. Jak mówił kobieta, która wybiera rodzinę "ma prawo do pełnego szacunku, a także do odpowiedniego potraktowania przez państwo".

Prezes PiS uważa, że państwo ma obowiązek tworzyć ułatwienia dla pracujących kobiet otwierając m.in. żłobki czy przedszkola. "Państwo jest po to, abyśmy nie pozostawali sami, abyśmy byli mocną wspólnotą oddziaływującą na wszystkie dziedziny życia społecznego" - mówił lider PiS na spotkaniu z mieszkańcami Łodzi.

Ocenił, że polityka prorodzinna, którą prowadził jego rząd, jest w Polsce potrzebna i musi być kontynuowana. Jak mówił, nie można "przyjmować zimnej polityki liberalnej, która pozostawia ludzi samych, która pozostawia same także kobiety". Kaczyński stwierdził, że Łódź na początku lat 90. silnie odczuła skutki takiej polityki - upadły dziesiątki zakładów pracy, dziesiątki tysięcy pracowników, szczególnie kobiet, pozostało samych.

"Przyniosło to same nieszczęścia i my musimy zdecydowanie i jasno powiedzieć: takiej polityki nie chcemy. To jest polityka przeciwna naszym ideom, to jest polityka, którą ja jako prezydent będę odrzucał, zdecydowanie odrzucał" - oświadczył Kaczyński.

Według niego, obecne wybory prezydenckie to nie tylko wybory personalne, ale może nawet przede wszystkim - programowe. "Z jednej strony mamy taki bardzo radykalny eksperyment liberalny, planowany przez tych, którzy dzisiaj są przy władzy. Zarzuty wobec śp. prezydenta w gruncie rzeczy się do tego sprowadzały, że on się temu przeciwstawiał. A z drugiej strony mamy propozycję zrównoważonej, solidarnej polityki społecznej" - powiedział kandydat PiS na prezydenta. Dodał, że tylko taka polityka może przynieść Polsce rozwój.

Rozwój, który - według Kaczyńskiego - jest szansą nie tylko dla bogatych, ale który jest szansą dla wszystkich. "Nie polityka dla bogatych, a bogactwo dla wszystkich - to jest nasza idea. Bogactwo albo przynajmniej na początek elementarna zasobność, tak żebyśmy na początek nie widzieli wokół siebie nędzy" - zaznaczył.

Kaczyński opowiedział swoim wyborcom o spotkaniu z panią Marią, która nie była zwolennikiem PiS. Jak twierdzi, pani Maria nie poparła go w I turze wyborów prezydenckich, ale już w II turze zagłosuje na niego. "Dlaczego zagłosuje?" - pytał. Bo pani Maria boi się "monopolu partii bogatej".



Dodał, że to słuszne stwierdzenie, bo demokracja monopolu nie znosi. "Jeśli jakaś władza ma wszystkie stanowiska w państwie, najróżniejszego rodzaju - a po strasznej katastrofie nastąpiła przecież szybka obsada różnych stanowisk, także pozarządowych - jeżeli do tego ma prezydenta, jeśli do tego ma jeszcze poparcie potężnych mediów, które nie zauważają jej błędów, które w jednych oczach widzą źdźbło, a w innych belki nie widzą - żeby się odwołać do Ewangelii - to wtedy z naszą demokracją może być naprawdę bardzo niedobrze" - uważa Kaczyński.

Zaapelował, by nie doprowadzać do takiej sytuacji, ponieważ "ani eksperyment liberalny, ani eksperyment z polską demokracją, Polsce się nie opłaci".

Poprosił swoich wyborców o poparcie, a także o to, aby przekonywali innych, bo jeśli on wygra wybory, to "będzie naprawdę lepiej dla Polski". Zaapelował również, by szanować się nawzajem, uczciwie rozmawiać i iść drogą, która będzie jednoczyła wszystkich Polaków.