ROZMOWA
BARBARA SOWA:
Ośrodki, które badają polityczne preferencje Polaków, nie dzwonią do ludzi, którzy są na terenach powodziowych. Czy to oznacza, że sondaże z ostatnich dni są mało wiarygodne?
JANUSZ CZAPIŃSKI*:
W ostatnim czasie jakość sondaży – mówiąc kolokwialnie – zeszła na psy.
Czy powódź jeszcze bardziej pogorszy ich jakość?
Trudno powiedzieć. Zalane tereny to ok. 2 proc. terytorium naszego kraju, obejmujące jeszcze mniejszy odsetek ludności. Teoretycznie obecna sytuacja nie powinna więc znacząco wpływać na wyniki badań. Ale jeśli wziąć pod uwagę szereg innych czynników, to stanowczo radziłbym w końcu przestać przyglądać się z nabożeństwem politycznym sondażom.
Jakie są te inne czynniki?
Przede wszystkim od dawna obserwujemy trend spadkowy gotowości do udzielania odpowiedzi ankieterom. W Polsce to zjawisko i tak zaczęło się dużo później niż na Zachodzie. Ale wskaźnik gotowości wynosi obecnie nie więcej niż 40 proc. A to oznacza, że na 10 zapytanych osób tylko cztery udzieliły ankieterom odpowiedzi. Co myśli i kim jest pozostała szóstka? Tego już nie wiadomo. W przypadku sondaży telefonicznych wskaźnik realizowalności jest jeszcze niższy. W związku z tym, nawet jeśli porównujemy sondaże realizowane w tym samym okresie, zobaczymy ogromne rozbieżności. Różnice w ostatnim czasie dochodziły do 10 punktów procentowych.
Podobno po tragedii pod Smoleńskiem odsetek osób, które chętnie odpowiadały na pytania, wzrósł.
Sprawa politycznego rozdania stała się wtedy dla wielu Polaków bardzo istotna. Ale od kilku dni sprawy polityki obchodzą już coraz mniej Polaków. Wszystko przykryła powódź.
*prof. Janusz Czapiński, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego