Rosyjscy komandosi, którzy 6 maja odbili z rąk Somalijczyków porwany tankowiec „Moskowskij Uniwiersitiet”, zostawili pojmanych piratów na pastwę losu na środku morza – potwierdziły wczoraj władze w Moskwie.
Statek, który płynął z Sudanu do Chin z 86 tys. ton ropy wartej 52 mln dol., został zaatakowany 5 maja. Już następnego dnia odbili go komandosi z okrętu „Marszał Szaposznikow”. Siedem rosyjskich jednostek wojennych od wielu miesięcy patroluje północno-zachodnią część Oceanu Indyjskiego. Ten niebezpieczny akwen stanowi zarazem najkrótszą drogę Azja – Europa. Trasa wokół południowego rogu Afryki jest o dwa tygodnie dłuższa i znacznie droższa.

Floty nie obchodzą piraci

Pierwotnie Rosjanie planowali urządzić pokazowy proces w Moskwie. Ostatecznie jednak porywacze zostali wysadzeni na łódkę pozbawioną zapasów wody, jedzenia oraz przyrządów nawigacyjnych i pozostawieni na pewną śmierć 550 km od brzegu. Według ministerstwa obrony Rosji pozostawiony na pokładzie nadajnik zamilkł po dobie, co świadczyłoby o jego zatonięciu.
– Podejrzewam, że piraci zostali umieszczeni na łódce i rozstrzelani – mówi nam Michaił Wojtienko, kierujący pismem „Morskoj Biulletień”, który od lat zajmuje się analizowaniem piractwa. – Nie mamy informacji, aby dobili oni do brzegów Somalii – przyznał ambasador tego kraju w Moskwie Maxamed Maxamuud Xandule.



Dlaczego nie doszło do procesu? – Nasza flota nie zajmuje się walką z piratami, tylko zabezpieczeniem bezpieczeństwa żeglugi. Los piratów nas nie interesuje – mówi Wojtienko. Poza tym „Moskowskij Uniwiersitiet” został zaatakowany na wodach somalijskich, a zgodnie z prawem Rosja może sądzić piratów tylko wtedy, gdy jej obywatele zostają zaatakowani na wodach międzynarodowych. – Poza tym niektóre państwa nie mają w ogóle przepisów dotyczących ścigania piractwa. Te zaś, które mają, nie są często w stanie udowodnić schwytanym winy – mówi nam Cyrus Mody z Międzynarodowego Biura Morskiego. Piraci regularnie twierdzą, że zostali siłą zmuszeni do wzięcia udziału w grabieży.
Dlatego do takich krajów jak USA czy Niemcy trafiło do tej pory zaledwie kilku podejrzanych. Kilkuset innych zostało na podstawie umów przekazanych Kenii i Seszelom do osądzenia na miejscu. Do Somalii nie można ich wysłać, ponieważ jej rząd nie kontroluje terytorium kraju.

Sąd międzynarodowy

Eksperci wzywają do opracowania globalnych procedur – piraci porywają bowiem kilkadziesiąt statków rocznie. Nie tylko w Somalii, groźne są także wody Indonezji czy Zatoki Gwinejskiej. Dlatego ONZ dyskutuje nad utworzeniem trybunału ds. piractwa. – To jednak trochę potrwa, ponieważ uzgodnienie jego siedziby, składu czy obowiązującej jurysdykcji nie będzie proste – twierdzi Cyrus Mody. Nawet gdyby się udało, trudno będzie dotrzeć do mocodawców piratów. Tymczasem to właśnie do nich trafia nawet 90 proc. okupu. Najłatwiej walczyć z wykonawcami i dlatego ONZ zezwoliła w 2008 r. na stosowanie wobec nich siły.
Specnaz z „Marszała Szaposznikowa” zastosował najbardziej brutalny sposób rozprawy z piratami. – To najgorsze, co mogli zrobić. Do tej pory piraci unikali mordowania załóg porwanych jednostek, żaden z marynarzy „Moskowskiego Uniwiersitietu” nie został nawet ranny. Teraz zostali potraktowani jak psy, więc w kolejnych atakach będą bardziej agresywni – przewiduje Michaił Wojtienko.