Ciało prezydenta Lecha Kaczyńskiego przewieziono do Warszawy. Na ulicach żegnały go tysiące ludzi
Wczoraj kilka minut po godz. 15 przywitano ciało prezydenta Lecha Kaczyńskiego na lotnisku wojskowym w Warszawie. Po oficjalnych uroczystościach kondukt wyruszył w drogę przez miasto aż do Pałacu Prezydenckiego na Krakowskim Przedmieściu. Podczas godzinnego przejazdu Lecha Kaczyńskiego żegnały tłumy mieszkańców. Niektórzy rzucali na ulice kwiaty, żegnali się. Wiele osób płakało. Oklaskami przywitano trumnę, kiedy dojechała do pałacu. Spoczęła w prezydenckiej kaplicy, w której niemal codziennie prezydent Lech Kaczyński uczestniczył we mszy świętej. Nabożeństwa koncelebrował ks. prałat Roman Indrzejczak, który także zginął w katastrofie. Wczoraj trumna z ciałem prezydenta nie została jeszcze wystawiona na widok publiczny. Jego rodzina chciała mieć czas, aby pożegnać się ze zmarłym w spokoju.

Kraj się zatrzymał

W niedzielę w samo południe w całym kraju rozległ się dźwięk syren, zatrzymały się samochody. Zamknięte przez cały dzień były supermarkety i centra handlowe. Odwołano koncerty, spektakle teatralne, seanse kinowe, nawet zawody sportowe. Żałobną pieśń „Łzy matki” odegrało w niedzielę dwie minuty po południu dwóch strażaków na wieży bazyliki Mariackiej w Krakowie. Pieśń tę od kilku lat krakowscy strażacy odgrywają podczas żałoby narodowej. Pierwszy raz zamiast południowego hejnału zagrano ją pięć lat temu, w niedzielę po śmierci papieża Jana Pawła II, a następnie w dniu jego pogrzebu. Odegrano ją także podczas żałoby narodowej po katastrofie wojskowego samolotu CASA pod Mirosławcem w styczniu 2008 roku, w której zginęło 20 wojskowych.
96 zniczy symbolizujących osoby, które zginęły w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem, zapalili w niedzielę pod pomnikiem Ofiar Katynia i Sybiru w Poznaniu przedstawiciele „Solidarności”. W Katowicach najwięcej mieszkańców zebrało się przy biurze zmarłej w katastrofie senator Krystyny Bochenek. W Gdańsku ponad 10 tys. osób wzięło udział w niedzielnej mszy świętej w bazylice Mariackiej w Gdańsku. Po mszy kilka tysięcy osób przeszło w marszu milczenia z bazyliki pod pomnik Poległych Stoczniowców. W Dworze Artusa zaś wystawiona została księga kondolencyjna. Jako pierwszy wpisał się do niej Lech Wałęsa.
Zgodnie ze specjalnym zarządzeniem biskupa płockiego Piotra Libery w niedzielę o godz. 15 we wszystkich kościołach Płocka i w całej diecezji rozległo się bicie dzwonów dla uczczenia ofiar sobotniej katastrofy w Smoleńsku. W katowickiej archikatedrze Chrystusa Króla ks. Marek Spyra tak mówił o tragedii: – Myśleliśmy, że po 4 czerwca 1989 roku wszystko już będzie piękne, bezproblemowe, że jest przed nami wspaniała perspektywa. Zbudowaliśmy nasz dom, nabraliśmy pewności siebie. Uwierzyliśmy w to, co mówiono: macie swój czas, osiągniecie coś wielkiego. Rozbudzone zostały wielkie nadzieje i nagle przeżyliśmy coś, co nie zależy od nas. Została obnażona nasza niesamowita bezradność.



Polska płacze

Choć marszałek Sejmu Bronisław Komorowski ogłosił oficjalną żałobę dopiero w sobotę o godz. 13 , to warszawiacy spontanicznie pod Pałacem Prezydenckim, w kościołach i pod Belwederem zbierać zaczęli się jeszcze przed południem – gdy tylko dowiedzieli się o katastrofie. Kiedy tuż po 14 wystawiono przed Pałacem Prezydenckim księgi kondolencyjne, było tam już kilkanaście tysięcy osób.
„Panie Prezydencie, tysiące razy robiłem Panu prezydentówki. Były duże i małe. Dziś rano zrobiłem Panu ostatnią. Niech Bóg ma Pana w opiece – Rafał i cała załoga Lot Catering”.
„Ja, syn Narodu Polskiego, choć zawsze byłem Pana wielkim przeciwnikiem, choć nie zgadzałem się z Pana polityką, dziś specjalnie tu przyjechałem, by oddać Panu honor. Śmierć zmienia perspektywę, spojrzenie na wszystko – Jan z Zamościa”.
„Przywiozłam tu dziś ze sobą moją 6-letnią córeczkę. Niech zapamięta ten dzień. Bóg z wami – Maria”.
Osiem ksiąg kondolencyjnych szybko zapełniło się podobnie emocjonalnymi wpisami.
W tłumie oczekującym przed pałacem, by postawić znicz, wpisać się do księgi, pomodlić czy tylko zatrzymać na chwilę, widać było zapłakane twarze. – Jest inaczej niż po śmierci Jana Pawła II. Wtedy on, Kościół, media przygotowywali nas na tę śmierć. Dziś to było jak uderzenie prosto w twarz – mówi Marta Twardowska, studentka historii z Uniwersytetu Warszawskiego. – I co najważniejsze, wcale nie ma się poczucia, że zginęli politycy, czyli ludzie z zasady nielubiani. Wprost przeciwnie, wszyscy są naprawdę zbolali i wstrząśnięci – dodaje dziewczyna.



Tysiące ludzi z kwiatami

Warszawa ostatnio tak wyglądała 2 kwietnia 2005 roku po śmierci Jana Pawła II. Całe miasto jakby wymarłe, ulice puste, zero ludzi i samochodów. Tylko Stare Miasto, Śródmieście i szczególnie Trakt Królewski są nieprzejezdne. Dziesiątki tysięcy ludzi z kwiatami, ze zniczami czy czarnymi wstążeczkami w klapach zatrzymuje się przy kościołach, Belwederze i Pałacu Prezydenckim. Co kilka minut rozbrzmiewa Mazurek Dąbrowskiego lub pieśni żałobne.
Równie wielkie emocje wzbudziła tragedia wśród Polonii. – W sobotę mama obudziła mnie telefonem. Strasznie płakała. Opowiedziała mi, co stało się pod Smoleńskiem – mówi Marta Pytlakowska ze Szkocji. Maciej Bator, przewodniczący Związku Polaków w Irlandii Północnej, obudził się w sobotę o 10.30. – Miałem kilkadziesiąt nieodebranych połączeń i tyle samo wiadomości. Pierwsza z nich wyglądała na okropny żart.
Straszne wieści zaczęły rozchodzić się wśród Polaków na Wyspach Brytyjskich z szybkością błyskawicy. Emigranci pisali do siebie SMS-y, dzwonili do rodzin w Polsce. Parafie polonijne zaczęły przygotowania do nabożeństw żałobnych. – To masowe ruszenie jak po śmierci papieża. My tu się trochę czujemy, jakbyśmy zdradzali ojczyznę. Dlatego tak intensywnie to przeżywamy – mówi nam Wojciech Tobolewski, 35-letni inżynier z Londynu, po mszy w polskiej parafii w dzielnicy Islington. Kiedy po godzinnym nabożeństwie zabrzmiała pieśń „Boże, coś Polskę”, wiele osób płakało.
Jan Mokrzycki, były prezes Zjednoczenia Polskiego, najważniejszej organizacji polonijnej na Wyspach, o śmierci prezydenta Kaczyńskiego dowiedział się z radia. Jechał z domu w Coventry na spotkanie w Londynie. – Płakałem jak dziecko. Zginęli tacy patrioci. Prezydent Kaczyński, prezydent Kaczorowski, prałat Gostomski – opowiada. Polonia straciła też ważny symbol patriotyzmu. Ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski był przez wszystkich kochany i szanowany. – Taki ojciec narodu. Cudowny, skromny człowiek – mówi ze łzami w oczach szatniarka z ośrodka kulturalnego POSK na Hammersmith. – Zawsze elegancko ubrany, wielki autorytet moralny. Miał żelazną wolę i przekonania – dodaje Jan Mokrzycki. Jacek Bernasinski, przewodniczący Związku Harcerstwa Polskiego, nie ukrywa wzruszenia. – Znałem go 50 lat. Człowiek honoru – opowiada.
Pod pomnik Władysława Sikorskiego przy ambasadzie polskiej w Londynie już od rana zaczęli się schodzić Polacy i ich brytyjscy znajomi. Składali wieńce, zapalali świece pod zdjęciami prezydenta Kaczyńskiego i Marii. Żałobników przybyło tylu, że zablokowane zostały dwie ulice prowadzące do ambasady.
Podobnie wyglądały polskie placówki w całej Europie. W Brukseli Polacy zorganizowali mszę w niedzielę po południu w głównym kościele brukselskiej Polonii, Notre Dame de la Chapelle.



Niedowierzanie w Chicago

Na chicagowskich ulicach pierwsze polskie flagi z przewiązaną czarną wstęgą widać było już w nocy z piątku na sobotę, kiedy pojawiły się pierwsze informacje o tragedii. W niedziele rano żałobne flagi powiewały również na samochodach. Odwołano niedzielny koncert zespołu Perfect, który miał zagrać w jednym z polonijnych klubów. Mieszkający w Chicago Polacy na forach internetowych uzgodnili, by pamięć o zmarłych uczcić wieczorem w niedzielę, wystawiając świeczki w oknach. – W niedzielę miałem powitać prezydencką delegację z Mariuszem Handzlikiem, który miał przylecieć, żeby dopracować program wizyty prezydenta w Chicago – konsul generalny RP w Chicago Zygmunt Matynia nie był w stanie uwierzyć w tragedię, w której zginęli zarówno prezydent, jak i jego minister.
Na pokładzie prezydenckiego samolotu był także Polak z Chicago, Wojciech Seweryn – inicjator powstania w 2000 r. Komitetu Budowy Pomnika Ofiar Katyńskich w Chicago, nazywanego pomnikiem Golgoty Wschodu. – Chciał jeszcze na tej ziemi postawić swoją nogę. I właśnie tam, na tej ziemi, zakończył swoje życie, parę kilometrów od miejsca, gdzie jego ojciec został rozstrzelany – z płaczem opowiadała córka Wojciecha Seweryna. Jego ojciec, Mieczysław Seweryn, oficer 16. Pułku Piechoty uwięziony w obozie w Kozielsku, podzielił los polskich jeńców rozstrzelanych 70 lat temu.
Żałoba narodowa ma potrwać siedem dni. Jednak w sercach ludzi potrwa ona o wiele dłużej. Zwłaszcza tych, którzy stracili w katastrofie bliskich i przyjaciół.
Dla rodzin, które mają w Rosji zidentyfikować ciała swoich zmarłych, przewidziano dwa samoloty. Pierwszy wyleciał wczoraj o godz. 18. Drugi ma wylecieć dziś przed południem. Polski rząd zarezerwował kilkaset miejsc w moskiewskich hotelach na 2 – 4 dni, bo tyle może potrwać identyfikacja ciał.
Jak powiedziała wieczorem w Moskwie minister zdrowia Ewa Kopacz, identyfikacja zwłok może się odbyć bez problemu tylko w przypadku 14 ciał. W zdecydowanej większości konieczne będą badania genetyczne.
Dla tych, którzy nie mają paszportów, MSZ zadeklarowało pomoc – wystawienie dokumentu potrwa tylko dwie godziny. Z kolei Rosjanie, a także Białorusini zapowiedzieli, że nie będą od rodzin wymagali wiz.