Od odwołania 29 lotów z Londynu rozpoczął się dziś rano czterodniowy strajk personelu pokładowego linii lotniczych British Airways. Brytyjski przewoźnik zapewnia jednak, że obędzie się bez poważnych zakłóceń w harmonogramie przelotów.

Załoga BA protestuje przeciwko przyjętemu przez linie programowi oszczędnościowemu. Przewiduje on m.in. zamrożenie płac oraz zmniejszenie personelu obsługującego długodystansowe rejsy.

Poprzedni strajk związek zawodowy Unite, reprezentujący około 90 proc. z 12 tys. pracowników pokładowych BA, zorganizował w dniach 20-22 marca. Przewoźnikowi udało się wówczas zrealizować zgodnie z rozkładem 65 proc. lotów. Mimo to, strajk kosztował go około 21 mln funtów, a według szacunków związkowców nawet 45-60 mln funtów.

Większość pozostałych klientów przesunęła terminy podróży lub też skorzysta z usług konkurencji

Tym razem 75 proc. z 240 tys. pasażerów, którzy wykupili bilety na okres od soboty do wtorku ma być przewiezionych terminowo maszynami BA lub wyczarterowanymi od innych przewoźników. Większość pozostałych klientów przesunęła terminy podróży lub też skorzysta z usług konkurencji. Ostatecznie skutki strajku wyraźnie odczuje około 17 tys. pasażerów, głównie korzystających z lotniska Heathrow.

Prezes BA Willie Walsh powiedział BBC, że nie przewiduje wznowienia zerwanych przed poprzednim strajkiem rozmów ze związkowcami. Oświadczył też, że nie zamierza przywrócić uczestnikom protestów odebranego im w środę prawa do tanich przelotów liniami.