Dokładnie tak samo, jak w sobotę w Whistler, osiem lat temu, 13 lutego, Szwajcar Simon Ammann zdobył w Salt Lake City złoty medal olimpijski, a Adam Małysz srebrny. Jedyna różnica to skocznie; ta w USA była większa. Dzisiaj liczymy na biathlonistę - Adama Sikorę.

"Orzeł z Wisły" wywalczył w sobotę trzeci medal zimowych igrzysk, a drugi srebrny. Do złotego, który także po raz trzeci zdobył Ammann, zabrakło mu siedmiu punktów. Lider klasyfikacji generalnej Pucharu Świata zaprezentował doskonałą formę, w obu seriach oddał najdłuższe skoki - 105 i 108 metrów.

Szwajcar prowadził po pierwszej serii i w drugiej nie dał sobie odebrać zwycięstwa. Małysz po pierwszej serii był trzeci, tracąc do Ammanna trzy punkty. Polaka o 0,5 pkt wyprzedzał Niemiec Michael Uhrmann.

Nadzieje na olimpijskie podium pogrzebał w finale, w którym uzyskał 102 m i spadł na piąte miejsce. Małysz, który po skoku na odległość 105 m objął prowadzenie, już wtedy wiedział, że będzie miał co najmniej srebrny medal. O tym, czy nie będzie wymarzony złoty, miał zadecydować ostatni w konkursie skok Ammanna.

Szwajcar, tak samo jak w pierwszej serii, wylądował najdalej i został po raz trzeci mistrzem olimpijskim. Miał na to - obok Małysza i kilku innych zawodników, także ogromny apetyt Janne Ahonen. Fin po rocznej przerwie wrócił do sportu i zapowiadał, że w Vancouver interesuje go tylko podium. Był blisko niego, plasując się na czwartej pozycji.

Małysz - celuję w złoto

Małysz bardzo się cieszył z drugiego miejsca, ale przyznał, że jego celem w Vancouver jest złoto. Na najwyższym stopniu podium będzie chciał stanąć po konkursie na dużej skoczni.



Spontanicznie, na luzie, błyskotliwie i cierpliwie odpowiadał w Whistler na pytania dziennikarzy Adam Małysz, który w sobotę sięgnął po srebrny medal olimpijski. "Do wszystkiego trzeba dojrzeć, na wszystko potrzeba czasu" - przyznał.

Osiem lat temu w Salt Lake City Małysz po raz pierwszy stanął na olimpijskim podium (był drugi i trzeci). Na konferencjach prasowych sprawiał jednak wrażenie przestraszonego, zagubionego i zamkniętego w sobie. Teraz sam przyznał, że jego kontakty z mediami wyglądają zupełnie inaczej.

"To spadło na mnie jak grom z jasnego nieba. Zresztą sami doskonale wiecie jak trudno się ze mną rozmawiało. Uwierzcie mi, że dla mnie to było równie ciężkie" - ocenił.

Po latach z uśmiechem na ustach wspomina tamten okres. "Często miałem tego wszystkiego dosyć i przyznam, że nie potrafiłem się zachować. Nie wiedziałem jak i co robić" - dodał.

Co się zatem zmieniło? "Teraz jestem zawodnikiem bardzo doświadczonym, który wie doskonale, że bez mediów nie mógłbym funkcjonować. Zdaję sobie sprawę z tego, że to jest wasza praca i potrzebujecie pewnych informacji, których trzeba wam udzielić. Do wszystkiego trzeba dojrzeć, na wszystko potrzeba czasu" - zaznaczył.

Małysz zaapelował jednocześnie o zachowanie rozsądku. "To, co uważam za stosowne, od razu wam mówię, ale musicie uszanować także to, że muszę jakieś tajemnice zachować" - stwierdził.

Gdy w sobotę po raz trzeci w karierze stanął na olimpijskim podium, niewiele różnił się od tego Adama sprzed ośmiu lat. Drobny, szczęśliwy, uśmiechnięty...

"Bo część tamtego Adama ciągle we mnie jest - zaznaczył. - Zdobywanie medali podnosi bardzo na duchu i w sercu się młodnieje. Na twarzy - przeciwnie. Jak patrzę w lustro, to już zmarszczki widzę".

Jak radzili sobie w Vancouver pozostali Polacy

Pozostali polscy skoczkowie zaprezentowali się w sobotę przeciętnie. Do drugiej serii awansował jeszcze tylko Kamil Stoch, który zajął 27. miejsce. Stefan Hula został sklasyfikowany na 31. pozycji, a Krzysztof Miętus na 36.

Małysz zdobył dziewiąty medal dla Polski w zimowych igrzyskach. Nadal jedynym mistrzem olimpijskim pozostaje Wojciech Fortuna.

Z czwórki polskich biathlonistek, które rywalizowały w sprincie na 7,5 km, najlepiej zaprezentowała się 21. Krystyna Pałka. Ani razu nie spudłowała na strzelnicy, ale pobiegła słabiej i do niespodziewanej zwyciężczyni Słowaczki Anastasiji Kuzminy straciła prawie minutę.

Pozostałe Polki szanse na dobre lokaty pogrzebały w strzelaniu stojąc. Magdalena Gwizdoń zajęła 35. miejsce, Weronika Nowakowska 36., a Agnieszka Cyl 42.

Sławomir Chmura zajął 16. miejsce w wyścigu panczenistów na 5000 m. Wygrał Holender Sven Kramer. Polak prawdopodobnie wypadłby trochę lepiej, gdyby nie to, że przy zmianie torów został potrącony przez Rosjanina Aleksandra Rumiancewa, zdyskwalifikowanego przez sędziów za ten incydent.

W eliminacjach odpadli reprezentanci Polski w short tracku - Jakub Jaworski na 1500 m i Patrycja Maliszewska na 500 m. Oboje momentami prowadzili w swoich wyścigach, ale później dali się wyprzedzić bardziej doświadczonym rywalom.

Maciej Kurowski zajmuje 24. miejsce po dwóch ślizgach saneczkarzy.

Dzisiaj czekamy na Sikorę

Po udanej sobocie i srebrnym medalu Adama Małysza, w niedzielę uwaga polskich kibiców będzie się skupiała na olimpijskim występie Tomasza Sikory w biathlonowym sprincie na 10 km.

Sikora, który w ubiegłym sezonie zajął drugie miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, w ostatnich miesiącach spisuje się zdecydowanie słabiej. Zapewnia jednak, że do igrzysk jest przygotowany dobrze, a że jest zawodnikiem nieobliczalnym, może w Whistler stanąć na podium. Cztery lata temu z Turynu przywiózł srebrny medal.

Oprócz Sikory, który wystartuje z numerem 32., w sprincie wystąpi Łukasz Szczurek (57), ale on nie ma realnych szans na wysokie miejsce.

W niedzielę zaprezentuje się jeszcze tylko piątka Polaków. W łyżwiarstwie szybkim na 3000 m będą rywalizowały Katarzyna Woźniak i Luiza Złotkowska. Pierwsza z nich pojedzie w pierwszej parze z Koreanką Do-Yeong Park, a druga w piątej także z Koreanką Ju-Youn Lee.

Dwa ostatnie ślizgi czekają saneczkarza Macieja Kurowskiego, który na półmetku konkurencji zajmuje 24. miejsce. Programem krótkim rywalizację w łyżwiarstwie szybkim rozpocznie para sportowa Joanna Sulej i Mateusz Chruściński.