W czwartek działacze ZPB z kręgu Borys przyjechali do Domu Polskiego, by wziąć udział w zebraniu zwołanym przez kierownictwo ZPB ze Stanisławem Siemaszką, uważanym przez władze w Mińsku za jedynego legalnego prezesa związku. Wcześniej to kierownictwo wykluczyło ze związku Sobol, należącą do zwolenników Borys. Do Iwieńca przyjechało ponad 120 działaczy ZPB z różnych miast Białorusi, zatrzymywanych po drodze przez milicję drogową. Na zebraniu w Domu Polskim ponad 150 członków iwienieckiego oddziału poparło Sobol, nie wpuszczając na salę Stanisława Siemaszki.

Równolegle - jak podała w czwartek oficjalna telewizja białoruska - w państwowym Domu Kultury w Iwieńcu odbyło się inne spotkanie ZPB - z Siemaszką. Na spotkaniu tym na nowego szefa iwienieckiego oddziału wybrano Stanisława Buraczewskiego, dyrektora Domu Kultury.

Działacze ZPB lojalni wobec Andżeliki Borys pozostają w Domu Polskim, obawiając się prób przejęcia go przez kierownictwo popierane przez Mińsk. Podkreślają, że zebranie, na którym poparto Sobol, odbyło się z udziałem członków lokalnego ZPB przy należnym kworum, podczas gdy w konkurencyjnym spotkaniu uczestniczyli głównie przypadkowi ludzie z iwienieckich zakładów pracy.

W czwartek w Domu odbywały się jak zwykle zajęcia dla dzieci. Na sobotę zwołano spotkanie Rady Naczelnej ZPB, która ma podjąć dalsze decyzje.

Tymczasem Komisja Łączności z Polakami za Granicą polskiego Sejmu zebrała się w piątek w trybie pilnym, by omówić zatrzymanie w czwartek przez białoruską milicję kilkudziesięciu działaczy ZPB zmierzających do Iwieńca; milicja kontrolowała ich samochody, a niektórych odsyłała na komisariaty.

Komisja sejmowa uznała te wydarzenia za "skandaliczne świadectwo zaostrzenia kursu władz białoruskich wobec polskiej mniejszości". Zwróciła się też do szefa MSZ Radosława Sikorskiego o podejmowanie zdecydowanych kroków mających na celu powstrzymanie działań władz białoruskich.

Uczestniczący w posiedzeniu komisji wiceminister spraw zagranicznych Jan Borkowski powiedział, że MSZ liczy, iż nie będzie dalszej eskalacji działań władz białoruskich wobec działaczy uznawanego przez Polskę ZPB. Jednocześnie przyznał, że w ciągu ostatnich miesięcy presja na środowiska polskie na Białorusi "wyraźnie się zwiększyła". Powiadomił, że dyrektor Departamentu Wschodniego MSZ odbył rozmowę z ambasadorem Białorusi w Polsce "zdecydowanie przestrzegając stronę białoruską przed dalszą eskalacją działań" wobec działaczy ZPB.



Jak powiedział Borkowski, polski MSZ za najbardziej efektywne uznaje wypracowanie ze stroną białoruską kompromisu, który mógłby polegać na realizacji tzw. opcji zerowej, czyli legalnego współistnienia dwóch lub kilku organizacji mniejszości polskiej na Białorusi. Dodał, że wszelkie scenariusze rozważane przez MSZ są konsultowane z ZPB i Borys. Podkreślił jednak, że Polska chce, aby ZPB został uznany za legalny przez władze na Białorusi. Inna polska reprezentacja na Białorusi - jak zaznaczył - musiałaby działać pod inną nazwą.

Szef komisji spraw zagranicznych Sejmu Andrzej Halicki (PO) w piątek w piśmie do ambasadora Białorusi w Polsce Wiktara Hajsionka podkreślił, że jest głęboko zaniepokojony działaniami białoruskiej milicji wobec działaczy ZPB. Zauważył, że organizacja ta została utworzona w sposób zgodny z prawem i jest popierana przez polskie władze.

O pełnym poparciu prezydenta Lecha Kaczyńskiego dla ZPB pod przewodnictwem Borys zapewnił prezydencki minister Mariusz Handzlik. Jak podkreślił, Kancelaria Prezydenta liczy, że Związek Polaków na Białorusi zostanie zalegalizowany przez władze białoruskie, "co pozwoli Polakom na Białorusi normalnie funkcjonować".

Białoruskie władze nie uznają za szefową ZPB Andżeliki Bory. Dla Mińska legalne są władze Związku Polaków kierowane obecnie przez Siemaszkę, a wcześniej przez Józefa Łucznika, który został wybrany na prezesa w sierpniu 2005 roku. Do rozłamu między dwoma kierownictwami polskiej organizacji doszło w marcu 2005 r. po zjeździe ZPB, na którym wybrano na prezesa Andżelikę Borys. Władze białoruskie nie uznały tego wyboru; doprowadziły do powtórzenia zjazdu i powierzenia stanowiska prezesa Łucznikowi, czego z kolei nie uznały władze polskie.