"Ustawa hazardowa" to nie tylko zmiana przepisów dotyczących gier. Dla internautów przyjęcie wszystkich propozycji będzie oznaczać filtrowanie sieci tj. blokowanie dostępu do określonych stron na poziomie wszystkich operatorów i to bez wyroku sądu. Dlaczego słyszymy tak mało głosów przeciwnych ustawie? Bo rząd pracuje nad nią szybko i wcale nie pytał o zdanie wszystkich zainteresowanych.

W pracach nad nowelizacją przepisów dotyczących hazardu mają mieć dwa etapy. Dla internautów najbardziej istotny jest drugi etap - przepisy techniczne, o których pisaliśmy w ubiegłym tygodniu. Ustawodawca w imię walki z hazardem chce wprowadzenia Rejestru Stron i Usług Niedozwolonych, który można uznać za wstęp do cenzury internetu w Polsce.

Prace nad ustawą hazardową idą bardzo szybko i premier wydaje się być z tego zadowolony. TVN24.pl podaje, że Donald Tusk określił prace nad ustawą jako "bitwę o każdy dzień".

Liczy się szybkość

– Nieprzypadkowo obie izby dokonały gigantycznego wysiłku, aby przygotować ustawę w takim tempie, tak perfekcyjną będąc pod takim naciskiem i pod taką presją różnych sprzecznych oczekiwań – czytamy w TVN24.pl w tekście pt. "Negatywni bohaterowie otworzą szampana"?

Warto zwrócić uwagę na powyższy cytat. Wynika z niego jasno, że ustawa jest kontrowersyjna, ale pomimo to parlament pracuje nad nią bardzo szybko. Wydaje się, że w demokratycznym państwie powinno być inaczej. Jeśli proponowane przepisy są dyskusyjne, to powinny się odbyć liczne konsultacje, w wyniku których wypracowane będzie jak najlepsze stanowisko.

Na zbyt pośpieszny tryb prac nad ustawą zwraca uwagę Piotr Waglowski w swoim serwisie Vagla.pl. Pisze on między innymi, że przepisów dotyczących Stron i Usług Niedozwolonych nie konsultowano z organizacjami z sektora ICT (np. dostawcami internetu). Zwrócono się tylko do takich organizacji jak Izba Gospodarcza Producentów i Operatorów Urządzeń Rozrywkowych oraz Związek Pracodawców Prowadzących Gry Losowe i Zakłady Wzajemne.

Nowe standardy demokracji?

Urząd Komunikacji Elektronicznej, który ma prowadzić kontrowersyjny Rejestr, ogłosił własne konsultacje 17 listopada, czyli bardzo późno. Według Piotra Waglowskiego UKE dowiedział się nowelizacji zaledwie kilka dni wcześniej i ma nadzieję, że "będzie normalny tryb konsultacji". Swojej opinii w sprawie Rejestru jeszcze nie przedstawili operatorzy, którzy są narażeni na ogromne koszty. Trudno jednak im się dziwić, bo oni również dowiedzieli się późno o proponowanych zmianach.

– Jak tak dalej pójdzie, to następne ustawy zaczną obowiązywać po przeprowadzeniu procesu legislacyjnego zupełnie nie zakładającego konsultacji społecznych, w tym - bez ogłaszania projektu, bez udziału Sejmu, Senatu i Prezydenta, a nawet bez ogłaszania aktu prawnego w jakimś, zupełnie niepotrzebnym nikomu, Dzienniku Ustaw – pisze Piotr Waglowski w tekście pt. Nowe standardy demokratycznego państwa prawnego na przykładzie regulacji hazardu w Polsce.

Czytaj więcej: Dziennik Internautów

Marcin Maj