Eksperci nie są zgodni, jaki procent populacji należy zaszczepić, by uzyskała odporność. Jedni mówią, że 50–55 proc., inni że 70 proc. Naszym zadaniem jest zaszczepić maksymalnie wielu ludzi – mówi szef kancelarii premiera Michał Dworczyk.
Eksperci nie są zgodni, jaki procent populacji należy zaszczepić, by uzyskała odporność. Jedni mówią, że 50–55 proc., inni że 70 proc. Naszym zadaniem jest zaszczepić maksymalnie wielu ludzi – mówi szef kancelarii premiera Michał Dworczyk.
Kiedy zaczniemy szczepić?
Jak tylko Pfizer dostarczy pierwsze szczepionki. Zgodnie z obecnymi deklaracjami nastąpi to w pierwszej połowie stycznia. Ale podchodzimy do tego ostrożnie.
Miały być już w grudniu?
Zatwierdzenie miało być na początku grudnia. Obietnice producentów kilkukrotnie się zmieniały. Tak w sprawie terminu, jak i liczby dawek, które miały do Polski dojechać.
Załóżmy, że preparaty już do nas trafiają. Kiedy pierwsza osoba jest zaszczepiona?
Naszym celem jest trzy–cztery dni od przyjazdu.
Kto pierwszy?
Personel medyczny.
To wiemy. Ale konkretnie kto? Powstała jakaś lista?
Będą to pracownicy wybranych szpitali. Biały personel, administracja, panie salowe. Zawarliśmy to w strategii.
Który szpital będzie pierwszy?
Tworzymy listę 500 szpitali węzłowych, w dużych miastach i powiatach. Tam najszybciej i najłatwiej będzie można dostarczać preparaty. Potem będą kolejne ośrodki. Mamy nadzieję na taką płynność dostaw, że będziemy w stanie od pierwszego miesiąca wyszczepić całą grupę zero, czyli medyków i personel związany z ochroną zdrowia plus znaczną część grupy pierwszej: służby mundurowe i pensjonariuszy DPS.
Ile to w sumie osób?
Personel medyczny z pracownikami to ok. 900 tys. Jesteśmy ograniczeni liczbą preparatów. W styczniu mamy otrzymać ponad 1 mln dawek. Czyli możemy wyszczepić ok. pół miliona osób – każda przyjmie dwie dawki.
Ile placówek będzie brało udział w szczepieniach?
Mamy zgłoszonych ponad 8,3 tys. zespołów szczepiących. Daje to możliwość wykonania ponad 3,4 mln szczepień miesięcznie. Nie liczymy w tym dużych centrów szczepiennych w szpitalach tymczasowych. Wszystko zależy więc od dostaw szczepionek od producentów po ich zatwierdzeniu przez EMA. Teraz weryfikujemy dane. Aktualną mapę punktów szczepień oraz pozostałe informacje zaprezentujemy 15 lub 16 grudnia.
Założeniem było 8 tys. punktów. Miały być w każdej gminie. Tak będzie?
Zespołów szczepiennych (lekarz plus pielęgniarka lub ratownik medyczny), nie punktów. Udało nam się osiągnąć taką liczbę zgłoszeń, teraz NFZ je weryfikuje i w ciągu kilku dni będzie jasne, gdzie można się zaszczepić. Cel jest niezmienny – w każdej gminie będzie taki zespół.
Zniechęcały wymogi, teraz wycofaliście się z kryterium 180 pacjentów tygodniowo. Dlaczego tak późno?
Gdy tworzyliśmy warunki, byliśmy przekonani, że z powodów logistycznych trzeba będzie do punktu dostarczyć 180 dawek. I że po ich rozpakowaniu – ze względu na zasady przechowywania – trzeba je zużyć w ciągu 5 dni (tyle mogą leżeć w temperaturze 2–8 st. C). A jak się otworzy pojemnik, to tylko dwie godziny zostają na zużycie. Jeden z producentów dostarcza szczepionkę w pojemnikach z suchym lodem do punktu, ale nie godzi się, żeby w tych boxach w -70 st. C przewozić je gdzie indziej. Możemy to zrobić, jak przepakujemy towar. Takie detale mają wpływ na organizację.
Jak to się ma do rezygnacji z wymogu 180 osób?
Pierwotnie kryteria ustalaliśmy na podstawie wstępnych informacji od producenta, który jest najbardziej zaawansowany w procesie zatwierdzania szczepionki. Mieliśmy też zapewnienia znaczących dostaw (ok. 2 mln dawek) już w grudniu, ale cała UE będzie mogła skorzystać z tej szczepionki dopiero na początku stycznia. Okazało się, że niedługo po tym podmiocie na rynku pojawią się inne preparaty. Można było więc zmienić zasady. Do tego podmiot odpowiedzialny doprecyzował warunki transportu i logistyki.
Te 8 tys. zespołów to razem z wyjazdowymi?
Te są wliczone w zwykły zespół – może przyjmować w przychodni lub wyjechać do pacjenta. Po konsultacjach widzimy jednak, że mobilne zespoły będzie trzeba ograniczyć. Lekarz musi zostać u pacjenta co najmniej pół godziny po podaniu preparatu, by sprawdzić, jakie są reakcje poszczepienne. To ogranicza liczbę osób, które taki zespół może obsłużyć. Chcemy postawić raczej na dowóz chcących się uodpornić do placówki. Sytuację z odwiedzaniem w domu ograniczyć do tych najbardziej potrzebujących.
Dlaczego Pfizer daje nam o milion szczepionek mniej?
To są kwestie logistyczne i organizacyjnie. Żeby usprawnić dostawę, chcieliśmy podstawić pod fabrykę nasze chłodnie, które ruszyłyby do Polski zaraz po tym, jak szczepionka otrzyma zielone światło. Proponowaliśmy nieodpłatny magazyn na terenie naszego kraju, do którego już teraz mogliby przewieźć szczepionki.
Nie mogą bez magazynu?
Nie. Przed rejestracją produktu nie mogą go przekazać państwu. Ale mogą składować, gdzie chcą. O godzinie zero zapasy zaraz ruszyłyby do szpitali. Wstępnie była zgoda, ale potem się okazało, że Pfizer zapewni własny transport. Wyjątek zrobiono dla Niemiec i Belgii, bo to udziałowcy. Reszta Europy jest skazana na dowóz przez firmę.
Czyli w najlepszym układzie szczepienia seniorów zaczną się w lutym 2021 r.?
Wszystko na to wskazuje.
Jakie będą zasady kolejkowania wewnątrz poszczególnych grup priorytetowych?
Seniorów będziemy dzielili wiekiem co pięć lat, czyli np. 80+, potem 75+, 70+ i tak dalej. I w tych grupach decydować już będzie kolejność zgłoszeń.
A reszta populacji?
Decyzja o tym, czy wyszczególnić grupy zawodowe, jeszcze przed nami. Jako, że chcemy jak najszybciej otwierać szkoły, myślimy o nauczycielach. Nie rozstrzygnęliśmy też, czy dalej szczepienia będą się odbywać np. według roczników. To zostanie zatwierdzone na ostatniej prostej, gdy będziemy mieli wszystkie informacje o produkcie.
Co z grupami ryzyka?
Zakładamy, że takie osoby będą mogły „przeskakiwać”. Przykładowo, jeśli mam 30 lat i poważną chorobę współistniejącą, groźną przy COVID-19, to zgłaszam się do POZ, udowadniam, że jestem chory i dostaję skierowanie. Osoby z grup priorytetowych będą miały skierowania w systemie. Wystarczy, że zgłoszą się do lekarza i pokażą dowód osobisty. Skierowanie nie wskazuje konkretnego punktu szczepień.
Formy cukrzycy czy nadciśnienia mogą być mniej lub bardziej poważne. Czy tu przewidujecie jakąś zasadę pierwszeństwa dla tych, którzy są w gorszym stanie?
Systemowo trudno byłoby rozróżnić, czy ktoś jest ciężkim przypadkiem czy lekkim. Jeśli ktoś się mieści w grupie kwalifikującej się do „przeskoczenia” kolejki, czyli ma jakąś chorobę współistniejącą, to zostanie umówiony szybciej i zadecyduje o tym lekarz na podstawie wytycznych przygotowanych przez ekspertów.
O ile uda mu się skontaktować z POZ, jest z tym kłopot.
Będą cztery kanały: strona internetowa, serwis e-Pacjent, infolinia i POZ. Każdy będzie mógł zgłosić, gdzie i kiedy chce się zaszczepić, np. 16. dnia miesiąca, gdy będzie u ciotki w Gdańsku. Wtedy za pośrednictwem POZ lub poprzez stronę internetową sprawdza się dostępne tam punkty. Po wpisaniu nazwy miejscowości pojawią się te punkty wraz z dostępnymi terminami. Dzięki centralnemu systemowi będzie wiadomo, że ktoś, kto np. odwiedził POZ w Ząbkowicach Śląskich, by się umówić, a chce zaszczepić się w Gdańsku.
A jeśli nie dojedzie tam na czas i przepadnie mu termin? I nie zgłosi tego.
To problem, którego jeszcze nie rozstrzygnęliśmy. Na pewno przez takie sytuacje będą straty w szczepionkach. W przypadku preparatów Pfizera mamy fiolkę na pięć osób. Jeśli część się nie pojawi na szczepieniu, ich dawki zostaną zutylizowane. Dlatego ważna jest odpowiedzialność.
Kampania informacyjna ma zachęcać do szczepień. Jakie są największe wyzwania?
Przekonanie ludzi, że szczepionka jest bezpieczna i potrzebna.
Kiedy możliwe jest osiągnięcie odporności populacyjnej?
Eksperci nie są zgodni, jaki procent populacji należy zaszczepić, by uzyskała odporność. Jedni mówią, że 50–55 proc., inni że 70 proc. Naszym zadaniem jest zaszczepić maksymalnie wielu ludzi. A jak będzie? Nie wiadomo. Nie mamy jeszcze 100 proc. pewności, ile dojedzie szczepionek i kiedy. Nie wiemy, jakie będą efekty kampanii. Przyjmujemy różne modele, ale podawanie konkretnych liczb i dat jest ryzykowne. Na dziś mamy dwa wyzwania – stworzenie systemu, dzięki któremu będzie można szybko zaszczepić dużą część populacji, oraz przekonanie Polaków, by chcieli się szczepić.
Przy tempie miliona osób miesięcznie potrwa to długo.
Tempo zależy głównie od tego, czy dojadą szczepionki. Mamy ambicje, żeby zapanować nad pandemią w 2021 r. A to znaczy, że mamy 11 miesięcy na to, by zaszczepić 15–18 mln osób.
Co oznacza odpowiedzialność cywilna państwa za szczepionkę?
Jeśli ktoś będzie miał roszczenie, będzie mógł dochodzić odszkodowania od Skarbu Państwa. Najpierw będą wykorzystane procedury, weryfikacja dotycząca właściwej kwalifikacji pacjenta czy warunków przechowywania szczepionki. Jeśli okaże się, że coś nie zadziałało prawidłowo z winy systemu albo że szczepionka była wadliwa, to taki pacjent będzie mógł żądać odszkodowania.
A co jeśli wszystko poszło sprawnie, a pacjent dostał niepożądanych objawów?
Trzeba będzie udowodnić, że to uboczne działania szczepionki czy błąd lekarza.
Wtedy można się ubiegać o odszkodowanie?
Ostateczne decyzje podejmie Rada Ministrów, przyjmując strategię, ale zgodnie z dotychczas przyjętymi zasadami musiałby dochodzić roszczeń na drodze cywilnej od Skarbu Państwa.
A firma za co ponosi odpowiedzialność?
Za jakość produktu. Jeśli pojawiłyby się negatywne konsekwencje, to w ramach możliwości prawnych zostanie ona obarczona odpowiedzialnością. Po to jest proces badań klinicznych i ich zatwierdzenie przez agencje medyczne, żeby takie sytuacje wykluczać.
Co z lekarzem?
Lekarz jest zwolniony z odpowiedzialności, chyba że udowodnimy, iż działał umyślnie. Jeśli postępował celowo w sposób, który może narazić życie i zdrowie pacjenta, może odpowiadać karnie. Ale jeśli zdarzyło się coś, na co nie miał wpływu, to obejmie go klauzula dobrego samarytanina i nie poniesie odpowiedzialności.
Stworzycie fundusz odszkodowawczy?
Taki fundusz wprowadziła Wielka Brytania, my na razie nie zdecydowaliśmy się na takie rozwiązanie. Ale decyzję podejmie rząd, przyjmując strategię. Jej konsultacje zakończyły się w sobotę i napłynęło ponad 2 tys. uwag. Zastanawiamy się nad nimi.
W jakich punktach strategia zostanie skorygowana?
Odstąpiliśmy od wymogu 180 szczepień tygodniowo przez jeden zespół, o czym już rozmawialiśmy. W tej chwili analizujemy wszystkie uwagi.
Myślicie o włączeniu w akcję szczepień samorządy?
Jeśli się okaże, że gdzieś w systemie nie da się stworzyć punktu szczepień, to możemy uruchomić program samorządowy. Samorząd w zamian za refundację od rządu utworzy punkt szczepień, czyli zatrudni lekarza i pielęgniarkę czy ratownika medycznego i zapewni pomieszczenie.
Skąd weźmiecie lekarzy?
Są dostępni na rynku, co widzimy po zgłoszeniach punktów szczepień. Jeżeli ustali się godziwą stawkę, to personel medyczny zgłosi się do programu. Gdy organizowaliśmy szpitale tymczasowe, tłumaczono mi, że lekarze układają grafiki z około dwumiesięcznym wyprzedzeniem. Pracują w kilku miejscach – w jednym mają etat, w innym są zatrudniani na innych zasadach. Jeśli coś wcześnie zaplanują, to system się nie zawali, a oni będą mogli zaangażować się dodatkową pracę.
Strategia mówi o statusie osoby zaszczepionej, która m.in. ma być obsługiwana przez służbę zdrowia bez konieczności wykonania testu. Ozdrowieńcy będą mieli podobne uprawnienia?
Strategia ich nie uwzględnia. Wiele wskazuje na to, że odporność u nich będzie się utrzymywała tylko przez kilka miesięcy. Czekamy na dowody naukowe.
A po szczepionce dłużej?
Tak wypowiadają się eksperci.
Były sugestie, by kandydatów do zaszczepienia sprawdzać, czy nie są ozdrowieńcami.
Nie ma takich pomysłów.
Największe obawy?
Ja się najbardziej boję braku zainteresowania szczepieniem. Oraz tego, że w trakcie tej dużej i skomplikowanej operacji ujawnią się problemy, jakich nie przewidzieliśmy. Przecież to największa operacja logistyczna od dziesiątek lat.
Kto będzie zachęcał do szczepień?
Na etapie zero chcemy zrobić dużą akcję profrekwencyjną i pokażemy, jak się szczepi personel medyczny. Zależy nam na udziale ekspertów.
Kiedy dzieci wrócą do szkoły?
Wszystko zależy od liczby zachorowań. Jeśli pójdzie w dobrym kierunku, to na pewno warto rozważyć powrót choć części klas po feriach zimowych.
Nie wszystkie od razu?
Zastanawia się nad tym zespół rządowy, tu swoje zdanie muszą wyrazić i MEN, i resort zdrowia.
Będą zmiany w feriach?
Wszystko zależy od naszej odpowiedzialności i od tego, jak będziemy stosować się do restrykcji w okresie świąt i Nowego Roku. Jeśli pozwolimy sobie na poluzowanie, to musimy być świadomi możliwości pojawienia się trzeciej fali. Wówczas nie można będzie mówić o żadnym luzowaniu, widzimy, co dzieje się w Europie. W Niemczech, na Słowacji, czyli w krajach bezpośrednio z nami sąsiadujących, mamy teraz znaczące wzrosty zachorowań i zaostrzanie restrykcji. Dbajmy o siebie i chrońmy innych.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama