Jak powiedział portalowi profesor nauk politycznych Michael W. Traugott, rekord został pobity w 2000 r.
„To było 35 dni od momentu pójścia do głosowania do ogłoszenia zwycięzcy” – powiedział. W tamtych wyborach zwyciężył ostatecznie kandydat Republikanów George W. Bush, chociaż jego oponent z Partii Demokratycznej, dotychczasowy wiceprezydent Al Gore, zdobył więcej głosów w wyborach powszechnych.
Jak wskazał Traugott, w 2000 r. na wydłużenie liczenia głosów i oczekiwania wpłynął cały szereg czynników – związane z głosowaniem kwestie logistyczne, wadliwe karty do głosowania, zarzuty dotyczące nieprawidłowego liczenia głosów i spory sądowe.
W dużym uproszczeniu o uznaniu części głosów elektorskich na rzecz Busha, co przesądziło o jego zwycięstwie, zadecydował ostatecznie Sąd Najwyższy USA. Wynik tych wyborów do dzisiaj dla wielu pozostaje dyskusyjny, ponieważ o zwycięstwie Busha zdecydowało zaledwie 538 głosów na Florydzie – pisze USA Today.
To, czy obecne wybory mogą trwać równie długo, będzie zdaniem Traugotta zależało od zasadności pozwów złożonych przez sztab Donalda Trumpa. Jak dotąd podważył on już – lub zapowiedział złożenie odpowiednich wniosków - w kilku stanach „wahających się”, kluczowych dla wyborczego rozstrzygnięcia, w tym w Michigan, Pensylwanii i Arizonie.
„Większość z nich wydaje się nie mieć podstaw, ale wystarczy jeden, by zaangażować sądy i spowodować przesunięcie terminów” – ocenił.
Z kolei Matthew Schmidt, profesor Uniwersytetu w New Haven, wskazał, że by zaskarżyć wyniki, nie wystarczą słowa. „Nie można podejrzewać czy założyć, że doszło do oszustw. Trzeba to wykazać” - podkreślił, cytowany przez USA Today.
Podczas gdy do zwycięstwa w wyborach prezydenckich wydaje się przybliżać jego oponent Joe Biden, Trump kilkakrotnie twierdził już, że dochodzi do fałszerstw, i wzywał do zaprzestania liczenia głosów.
Komentarze(1)
Pokaż: