Polska liczy, że plan dla wschodniego sąsiada powstanie do końca roku i będzie wart przynajmniej 6 mld euro.
Krajom Unii Europejskiej udało się porozumieć: po przedłużających się negocjacjach w piątek zapadła decyzja o sankcjach na reżim Alaksandra Łukaszenki. Na liście znalazło się 40 osób, m.in. minister spraw wewnętrznych i inne osoby z kierownictwa tego resortu oraz jednostek specjalnych, odpowiedzialne za represje wobec demonstrujących. Są na niej również ludzie, którzy przyczynili się do fałszerstw wyborczych. To funkcjonariusze centralnej komisji oraz były prokurator generalny Alaksandr Kaniuk. Ten ostatni, jak napisano w unijnym dokumencie, był odpowiedzialny za używanie na szeroką skalę kryminalnych procedur, by zdyskwalifikować kandydatów opozycji w wyborach prezydenckich, a już po nich utrudniał dołączenie do Rady Koordynującej powołanej przez opozycję. Osoby objęte unijnymi sankcjami nie mogą wjechać do UE, a ich aktywa zostały zamrożone.
Polsce udało się przeforsować na unijnym szczycie plan wsparcia gospodarczego na rzecz demokratycznej Białorusi. Teraz jego przygotowaniem ma się zająć Komisja Europejska. – Plan powinien powstać jak najszybciej, najlepiej do końca roku. Będziemy wspierali KE w tych pracach, by zaangażować wszystkich graczy, szczególnie międzynarodowe instytucje finansowe, w stworzenie poważnej oferty gospodarczej dla Białorusi, kiedy już nastąpi tam demokratyczny przełom – mówi DGP Konrad Szymański, minister do spraw Unii Europejskiej. Plan ma zakładać długoterminowe inwestycje w infrastrukturę na Białorusi, w które zaangażują się np. Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju, Europejski Bank Inwestycyjny i Bank Światowy.
Od 2014 r. UE zmobilizowała 15 mld euro w grantach i pożyczkach na rzecz reform ukraińskiej gospodarki. – Gdyby oprzeć się na proporcji PKB, Białoruś na ścieżce do umowy stowarzyszeniowej, handlowej i wizowej z UE powinna liczyć na przynajmniej 6 mld euro – mówi Szymański.
Plan nie zostanie jednak uruchomiony teraz, lecz w momencie „demokratycznego przełomu”, niezależnie od tego, kiedy on nastąpi. – To bardzo ważne, byśmy byli wtedy gotowi do szybkich działań. UE szczególnie, po latach zamrożenia współpracy, musi mieć zdolność do reakcji – zauważa minister do spraw UE. – To jest plan pomocy gospodarczej dla Białorusi, która demokratycznie i samodzielnie wybierze ścieżkę współpracy i integracji z Europą w oparciu o zaawansowane narzędzia polityki sąsiedztwa. Będziemy zawsze bronili prawa Białorusinów do wolnych wyborów, ale reszta należy do sfery suwerennych decyzji narodu białoruskiego – dodaje.
W zależności od rozwoju sytuacji Unia Europejska może nałożyć drugą transzę obostrzeń. Mówi się, że może ona objąć także Alaksandra Łukaszenkę.
Reakcją Mińska na unijne sankcje była „lista odwetowa” wobec UE. Jej zawartości na razie nie upubliczniono. Szybko zareagował także Kreml. Ministerstwo Spraw Zagranicznych w Moskwie ogłosiło, że sankcje przyjęte przez Białoruś są automatycznie stosowane przez Rosję, co ma wynikać z zobowiązań sojuszniczych.
Białoruskie MSZ wezwało swoich ambasadorów z Warszawy i Wilna na konsultacje. Oczekuje tego samego od Polski i Litwy. Zbigniew Rau, szef naszego MSZ, poinformował jednak na Twitterze, że kanały komunikacji muszą zostać zachowane i na tym etapie ani Polska, ani Litwa nie zamierzają wzywać swoich ambasadorów.
Mińsk oczekuje także zmniejszenia liczby personelu w ambasadach Polski i Litwy na Białorusi.
Sankcje zostały przyjęte po dyplomatycznych turbulencjach we Wspólnocie. Zgodę blokował Cypr, który oczekiwał takiej samej odpowiedzi wobec Turcji prowadzącej nielegalne odwierty u wybrzeża tego kraju. Na szali znalazła się wiarygodność UE. Podczas nocnych rozmów udało się jednak zawrzeć z Cyprem ugodę. Kompromisowym rozwiązaniem był zapis w konkluzjach mówiący o możliwości użycia wobec Turcji „wszelkich dostępnych instrumentów i opcji”, co ma stanowić zapowiedź ewentualnych sankcji w przyszłości. Na razie UE stawia na negocjacje z Ankarą.