Opór Holandii, Danii, Szwecji, Austrii, do których dołączyła Finlandia, długo nie mógł zostać przełamany podczas czterodniowej Rady Europejskiej, dlatego planowane na dwa dni posiedzenie przeciągnęło się od piątku aż do wtorku.
Najgłośniejsza batalia dotyczyła proporcji grantów i pożyczek. KE proponowała, by w funduszu opiewającym na 750 mld euro granty stanowiły 500 mld euro, a 250 mld pożyczki. "Oszczędni", określani przez niektórych jako "skąpcy", czyli Austria, Dania, Szwecja, Holandia i Finlandia wynegocjowali, by suma grantów spadła o 110 mld euro do poziomu 390 mld, a wysokość pożyczek wzrosła do 360 mld euro.
Zanim jednak przystąpiono do rozmów o kwotach, bardzo długo pertraktacje toczyły się na temat sposobu zarządzania środkami. Zgodnie z ustaleniami ze szczytu, aby dostać pieniądze z Instrument na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności (RRF), państwa członkowskie będą musiały przygotować krajowe plany, w których określają swoje programy reform i inwestycji na lata 2021–2023.
Oceną planów ma się zajmować Komisja Europejska. Będzie przy tym brała pod uwagę to, czy zawierają one reformy nakierowane na wzmocnienie potencjału wzrostu, tworzenia miejsc pracy oraz odporności na kryzysy państw członkowskich.
Do zatwierdzenia plany te trafią do Rady UE (unijnych ministrów finansów), którzy mają podejmować decyzję większością kwalifikowaną. Będą mieli na to 4 tygodnie. Rada UE będzie też kontrolować to, w jaki sposób plany reform są realizowane i od tego uzależniać zgodę na wypłaty kolejnych transz środków.
Komisja Europejska będzie też występować o opinie w sprawie osiągnięcia celów pośrednich i końcowych zakreślonych w planach do Komitetu Ekonomiczno-Finansowego. W jego skład wchodzą wysokiej rangi urzędnicy państw członkowskich. Ciało to zgodnie z wnioskami ze szczytu ma "dążyć do osiągnięcia konsensusu".
Jednak jeśli któreś z państw uzna, że reformy nie są realizowane w zadowalający sposób, sprawa może być skierowana na szczyt UE. Wówczas przekazanie środków z funduszu odbudowy będzie wstrzymane. O ten "hamulec bezpieczeństwa" zabiegała Holandia, która obawiała się, że jeśli sprawa zostanie w rękach tylko KE, wówczas może ona nie być w stanie wymusić na państwach południa odpowiednich reform, które wzmocnią ich gospodarki.
Ostateczne zapisy w tej sprawie negocjowali premier Holandii Mark Rutte i premier Włoch Giuseppe Conte. Ten pierwszy domagał się, by decyzję o wypłacie środków mógł zawetować nawet jeden kraj, ale ostatecznie nie udało mu się tego przeforsować. Sprzeciwiały się temu zwłaszcza kraje południa Europy (obawiając się narzucania im reform), ale też Komisja Europejska (ze względów prawnych).
W wersji przyjętej przez szczyt "hamulec bezpieczeństwa" jest ograniczony czasowo, bo po trzech miesiącach od przekazania sprawy na szczyt UE, jeśli nie będzie porozumienia, proces decyzyjny wraca na poziom Komisji i może ona robić, co chce.
Aby uzyskać zgodę na porozumienie krajów "oszczędnych", liderzy pozostałych państw UE zgodzili się też na zawieszone rabaty dla Danii, Holandii, Austrii i Szwecji. Z upustu, jako największy płatnik, będą mogły skorzystać też Niemcy, choć nie należały do klubu namawiającego do mniejszych wydatków.
I tak w okresie 2021-2027 obniżka od składek wyniesie 377 mln euro dla Danii, 1921 mln euro dla Holandii, 565 mln euro dla Austrii, 1069 mln euro dla Szwecji oraz 3671 mln euro dla Niemiec (wszystko w cenach z 2020 r.). Obniżki te zostaną sfinansowane przez wszystkie państwa członkowskie zgodnie z ich Dochodem Narodowym Brutto.
Innym prezentem, zwłaszcza dla Holandii, była zmiana wysokości środków, które zostają w krajowej kasie od ceł pobieranych od towarów wwożonych na jednolity rynek. Od 1 stycznia przyszłego roku państwa członkowskie będą zatrzymywać "na poczet kosztów poboru" 25 proc. pobranych kwot. Do tej pory było to 20 proc.