Zagrożeniem dla prezydenta byłaby konsolidacja ruchów protestu, taki Ruch Pięciu Gwiazd - mówi Łukasz Maślanka, analityk ds. francuskich z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
DGP
W piątek po trzech latach z funkcji szefa francuskiego rządu ustąpił Édouard Philippe. Zastąpił go Jean Castex, który odpowiadał dotąd za koordynację procesu znoszenia restrykcji wprowadzonych w związku z pandemią. Rekonstrukcja rządu to zaskoczenie?
Emmanuel Macron planował zmiany od dawna. Od początku zamierzał podzielić swoją prezydenturę na kolejne akty, jak w sztuce teatralnej. Rząd Philippe’a był już raz rekonstruowany u progu drugiego roku rządów Macrona. Teraz rozpocznie się akt trzeci. Nieznana była skala zmian, w szczególności przyszłość premiera.
Oczekiwano, że ta rekonstrukcja, tuż po wyborach samorządowych, w których ugrupowanie Macrona poniosło dotkliwą klęskę m.in. na rzecz Zielonych, będzie się wiązała z politycznym skrętem w lewo. Tymczasem Castex to gaullista, kiedyś współpracownik Nicolasa Sarkozy’ego.
Skręt w lewo sugerował sam Macron, który przemawiając do Francuzów w trakcie pandemii, kilkakrotnie zapowiadał głęboką zmianę polityki gospodarczej i społecznej rządu. W domyśle – na bardziej opiekuńczą. To się nie sprawdziło. W rządzie jest sporo osób związanych dawniej z Partią Socjalistyczną, ale kluczowy resort gospodarki i finansów pozostaje w rękach architekta dotychczasowej linii rządu Bruno Le Maire’a, który jest politykiem centroprawicowym o liberalnych poglądach ekonomicznych.
Z czego wynika decyzja o utrzymaniu centroprawicowego kursu?
Zapowiedź złagodzenia polityki gospodarczej posłużyła Macronowi do uspokojenia nastrojów społecznych w czasie pandemii. W momencie kiedy rozpoczynał się dwumiesięczny lockdown, nastroje były napięte i nie było pewne, czy francuskie przedmieścia dostosują się do obostrzeń. Teraz mamy do czynienia z kolejną mistyfikacją: decyzję o kontynuacji dotychczasowej polityki Macron przykrywa kontrowersyjnymi nominacjami. Na stanowisko szefa MSW powołał Géralda Darmanina, młodego polityka prawicy, na którym ciąży oskarżenie o gwałt. Kontrowersje budzi też postać ministra sprawiedliwości Érica Duponda-Morettiego. To adwokat, obrońca w głośnych procesach kryminalnych znany z licznych bojów z prokuraturą i sędziami oraz z tez o rządzącej Francją sędziowskiej kaście, która angażuje się w politykę zamiast wykonywać prawo. Ta szczypta populizmu w nowym układzie to gest wobec lewicy, którą popierał w przeszłości Dupond-Moretti, oraz prawicowego elektoratu, wśród którego silne jest poczucie wszechwładzy sędziów.
Philippe zdobył sporą popularność, pod względem notowań góruje nad Macronem. Zastępuje go polityk postrzegany jako biurokrata.
Kiedy tekę szefa rządu obejmował Philippe, też był tak postrzegany. Był merem Hawru, miasta spoza pierwszej dziesiątki metropolii. Przychodził do rządu jako sprawny urzędnik i przez cały okres w rządzie unikał otwartego angażowania się w politykę. Wolał skupiać się na administrowaniu i realizowaniu wytycznych Pałacu Elizejskiego. Znaczenie polityczne i osobista popularność przyszły w ostatnich miesiącach w związku z rolą, jaką odegrał w czasie pandemii i kolejnymi rządowymi programami pomocowymi.
Jego dymisja to wynik obaw prezydenta, że wyrasta mu konkurent?
Możliwe, że Macron miał takie obawy, ale nie sądzę, by były one uzasadnione. W grę wchodzi raczej start Philippe’a w 2027 r., po odejściu Macrona. Udział w wyborach prezydenckich to wielka operacja logistyczna, która wymaga solidnego zaplecza, a on go nie ma. Na poparcie obozu prezydenckiego nie może dziś liczyć, a u republikanów, z którymi był związany wcześniej, są już pretendenci.
Jak będą wyglądać ostatnie dwa lata kadencji Macrona?
Priorytetem jest reforma emerytalna. Macron jest przekonany, że Francuzi muszą dłużej pracować, żeby gospodarka była konkurencyjna, zwłaszcza wobec Azji. W grę wchodzi także zwiększenie tygodniowego czasu pracy. Drugim elementem jest reforma służby zdrowia, która ma obejmować podwyżki dla personelu medycznego i inwestycje w infrastrukturę. No i oczywiście polityka antykryzysowa. Tu należy się spodziewać łączenia celów gospodarczych i ekologicznych, próby stworzenia z Francji czempiona nowej, bezemisyjnej gospodarki.
Dlaczego na dwa lata przed wyborami Macron prze do realizacji reform, które przyczyniają się do jego niskich notowań i do protestów społecznych? To nielogiczne.
Przeciwników Macrona jest więcej niż jego zwolenników, ale obóz protestu nie jest w stanie się zjednoczyć ze względów ideologicznych. Siłą Macrona jest umiejętne rozgrywanie tych różnic. Pewien poziom napięcia społecznego może mu pomóc. Jeśli na ulice powrócą „żółte kamizelki”, będzie mógł się zaprezentować centroprawicy jako gwarant stabilności i porządku. Potem, kiedy jego konkurentką w II turze będzie znów Marine Le Pen, przedstawi się elektoratowi lewicowemu i centrowemu jako bariera przed rządami skrajnej prawicy. Zagrozić mu może tylko wymknięcie się kryzysu gospodarczego spod kontroli albo powstanie czegoś na kształt lokalnego odpowiednika włoskiego Ruchu 5 Gwiazd, zdolnego do zagospodarowania różnych skrzydeł ruchu protestu. Dopóki tak się nie stanie, czeka nas burzliwa stabilność. Upadek Macrona może oznaczać koniec V Republiki.
Aż tak?
Macron zrobił wiele, aby powiązać swój los ze stabilnością państwa jako takiego. Destabilizacja wzmocniłaby partie antysystemowe, w których interesie są zmiany ustrojowe. Wskutek obowiązującej ordynacji, mimo wysokich notowań Le Pen, jej partia jest niemal nieobecna w parlamencie. Jej wejście na pozycję drugiej siły parlamentarnej mogłoby oznaczać początek kryzysu ustrojowego. Gra, jaką prowadzi Macron, jest ryzykowna, ale pozostaje w niej faworytem.