Niezależnie od tego, kto wygra wybory prezydenckie w USA, kolejnym zastępcą głowy państwa może zostać kobieta.
Miniony tydzień w amerykańskiej kampanii wyborczej zakończył się serią sondaży, w których demokratyczny rywal Donalda Trumpa Joe Biden ma nad urzędującym prezydentem 11–14 pkt proc. przewagi. Gdyby wybory odbyły się dziś, demokrata mógłby liczyć na 368 głosów elektorskich, Trump – na 132, a bogaty w 38 głosów Teksas idzie na remis.
Były wiceprezydent z powodzeniem mobilizuje też demokratyczną bazę. Jego największym atutem jest Barack Obama i nawiązywanie do czasów i dziedzictwa poprzedniego gospodarza Białego Domu, o ok. 20 pkt proc. bardziej popularnego wśród Amerykanów niż Trump. Sztab obecnego prezydenta patrzy na te sondaże z niepokojem i szuka grup demograficznych, o które warto zawalczyć.
Wybory do Izby Reprezentantów i Senatu w 2018 r., czyli tzw. midterms, zwykle będące plebiscytem nad urzędującym prezydentem w połowie kadencji, demokraci wygrali w cuglach. Ich kandydaci zdobyli w sumie 60 mln głosów, a republikanie – 50 mln. Kluczowym elektoratem, który porzucił Trumpa na rzecz lewicy, były białe kobiety z przedmieść: raczej wykształcone, mające dzieci, oddane rodzinie. Ekipa głowy państwa jest tego doskonale świadoma i jeżeli Trump dalej będzie dołować, rozważany jest plan B, w którym wiceprezydenta Mike’a Pence’a w listopadowych wyborach zastąpi Nikki Haley, była ambasadorka USA przy ONZ i była gubernatorka Karoliny Płd.
Ta córka imigrantów z Indii z jednej strony jest uosobieniem american dream i udanej emancypacji, a z drugiej – reprezentuje konserwatywne skrzydło republikanów. Plotki, że jest brana pod uwagę jako następczyni Pence’a, krążą od roku, a potwierdził je ostatnio były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego John Bolton przy okazji promocji swojej książki o kulisach pracy w Białym Domu. Polityk mówił jednocześnie, że odbyłoby się to ze stratą dla prawicy, bo jego zdaniem Haley jest niekompetentna w sprawach zagranicznych.
Wiadomo też, że swojej kandydatki na wiceprezydenta szuka również Joe Biden, który zobowiązał się publicznie, że będzie to kobieta. Kilkanaście dni temu agencja Associated Press podała, że na krótkiej liście demokratycznego rywala Trumpa jest sześć nazwisk. Eksperci i dziennikarze, którzy rozmawiają na bieżąco z ekipą Bidena, faworyzują kalifornijską senatorkę Kamalę Harris, Afroamerykankę. Ona sama odpowiednio wcześnie wycofała się z partyjnych prawyborów i ustąpiła miejsca byłemu wiceprezydentowi, bardzo szybko go poparła, a teraz angażuje się w zbieranie funduszy na jego kampanię.
Przeciwko jej kandydaturze może jednak przemawiać to, że jako prokurator generalna Kalifornii była niezwykle surowa, a media krytykowały ją za to, że występowała często o nieproporcjonalnie wysokie kary za drobne przestępstwa narkotykowe, głównie posiadanie małej ilości substancji psychoaktywnych na własny użytek. To budzi w Ameryce złe emocje szczególnie teraz, kiedy przez kraj przechodzą protesty przeciwko brutalności policji i strukturalnemu rasizmowi w systemie sprawiedliwości i penitencjarnym.
Dwie inne afroamerykańskie kandydatki z listy Bidena mają podobny problem wizerunkowy. Pierwszą jest Val Demings, członkini Izby Reprezentantów z Florydy. Przed wejściem w politykę była szefową policji w Orlando. Za jej kadencji zdarzały się tam nadużycia. Raz podczas – jak się potem okazało – niepotrzebnej interwencji funkcjonariusze złamali kręgosłup staruszkowi. Druga kandydatka z zabrudzoną kartą to obecna burmistrzyni Atlanty Keisha Bottoms. W czerwcu, gdy cała Ameryka protestowała, policjant, który podlega ratuszowi Atlanty, zastrzelił nieuzbrojonego mężczyznę. Funkcjonariuszowi od razu postawiono zarzuty i sprawa jest badana, ale Bottoms nie wybroniła się komunikacyjnie z tego incydentu.
Na liście jest też gubernatorka Nowego Meksyku Michelle Lujan Grisham, która ma wieloletnie doświadczenie w Waszyngtonie. Gdy zasiadała w Izbie Reprezentantów, przewodziła kongresowej grupie latynoskiej, a mobilizacja tej mniejszości etnicznej jest dla Bidena bardzo ważna. Sztab kandydata bada też opcję z senator Elizabeth Warren z Massachusetts, która niemal do samego końca rywalizowała z Bidenem o nominację demokratów w prawyborach. Jej podstawowym atutem jest znajomość systemu ochrony zdrowia, a koronawirus obnażył, w jak wielkim jest on kryzysie.
Stawkę zamyka Susan Rice, szefowa Biura Bezpieczeństwa Narodowego za drugiej kadencji Obamy, z którą Biden dość blisko współpracował. Z perspektywy polskich interesów to najlepsza kandydatura. Rice miała ciepły stosunek do Warszawy, zna się na tutejszych sprawach i jest świadoma zagrożeń, jakie stwarza Kreml. Z taką wiceprezydentką można by kontynuować rozmowy o wzmocnieniu amerykańskiego kontyngentu nad Wisłą. Nazwisko kandydatki demokratów na wiceprezydenta poznamy na początku sierpnia.