W ostatnich dniach liczba nowych przypadków koronawirusa w Rosji ustępuje tylko danym z USA. W Moskwie wskaźnik zakażonych na milion mieszkańców jest wyższy niż we Włoszech. Myliłby się jednak ten, kto by przypuszczał, że rozmiary epidemii doprowadzą do zawieszenia historycznych kampanii propagandowych wymierzonych w sąsiadów. A to znaczy, że i my musimy się szykować na kolejne fale.
Na łamach DGP pisaliśmy już o najnowszym starciu rosyjsko-czeskim. Przypomnijmy: poszło o decyzję o zdemontowaniu pomnika zdobywcy Pragi z 1945 r. marszałka Iwana Koniewa. Początkowo niektórzy czescy politycy nie mieli nic przeciwko, by figurę oddać Rosjanom. Ich entuzjazm osłabł pod naporem wydarzeń. W odpowiedzi rosyjski Komitet Śledczy wszczął śledztwo z paragrafu „rehabilitacja nazizmu”. Obiektem ataku stali się radni, którzy poparli decyzję o rozbiórce.
Czeskie placówki w Rosji wulgarnie pikietowali narodowi bolszewicy, tym razem nieniepokojeni przez policję, a na praskim lotnisku zatrzymano Rosjanina z paszportem dyplomatycznym, który próbował wwieźć śmiertelnie groźną rycynę. Po incydencie, który opisał tygodnik „Respekt”, burmistrz Pragi Zdeněk Hřib i starosta dzielnicy Praga 6 Ondřej Kolář dostali ochronę. Kreml udowodnił już, że potrafi zabijać wrogów za granicą, by wspomnieć o Aleksandrze Litwinience czy nieudanej próbie otrucia Siergieja Skripala.
Bitwa o Koniewa to niejedyny odcinek frontu historycznego, na który w kwietniu został rzucony Komitet Śledczy, podległy bezpośrednio prezydentowi Władimirowi Putinowi. 23 kwietnia „w wyniku analizy materiałów archiwalnych o masowych zabójstwach cywilów w czasie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej” wszczęto kolejne śledztwo, tym razem dotyczące zbrodni ludobójstwa, jakiej mieli się dopuścić Finowie podczas wojny z ZSRR w latach 1941–1944. Chodzi o cywilów internowanych w obozach, które Moskwa nazywa koncentracyjnymi.
Helsinki były wówczas sojusznikiem III Rzeszy, a włączając się do wojny, usiłowali odzyskać terytoria utracone w wyniku sowieckiej agresji 1939 r. Rosjanie twierdzą, że w 14 fińskich obozach zginęło 8 tys. cywilów, głównie narodowości rosyjskiej. Według Moskwy było to ludobójstwo. Fińscy historycy szacują, że liczba zmarłych była o połowę niższa, i dowodzą, że przyczyną większości śmierci było niedożywienie wynikające z braków w zaopatrzeniu, które dotykały cały kraj.
Fiński udział w agresji na ZSRR służy Kremlowi jako kontrargument wobec odświeżania pamięci o wojnie zimowej, gdy Finowie kosztem utraty części terytorium obronili niepodległość. Sprawa jest podobna do tzw. anty-Katynia, czyli porównywania wymordowania polskich oficerów po agresji 17 września z ciężkimi warunkami przetrzymywania bolszewickich jeńców podczas wojny 1920 r. Tamte obozy jenieckie Rosjanie też nazywają koncentracyjnymi, by kojarzyły się z hitleryzmem.
Zbliża się tymczasem 100-lecie bitwy warszawskiej. Komitet Śledczy może się uaktywnić także w tym kontekście i np. wszcząć śledztwo w sprawie anty-Katynia. Byłaby to kontynuacja jesienno-zimowej kampanii, podczas której rosyjscy politycy i propagandyści lansowali tezę o współodpowiedzialności Polski za wybuch II wojny. Takie zapowiedzi już wybrzmiewają. 10 kwietnia Giennadij Matwiejew, historyk z Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego, mówił w kontekście jeńców bolszewickich portalowi RuBaltic.ru, że „Polacy antycypowali nazistów”, a „potem hitlerowcy wykorzystali tę samą taktykę wobec Żydów”.