Przełożenie głosowania, zdaniem Krajowego Biura Wyborczego, oznaczałoby jedynie tymczasowe „zamrożenie” procedur.
Dziś o północy mija termin na zgłaszanie się w Państwowej Komisji Wyborczej (PKW) kandydatów, którym udało się zebrać 100 tys. podpisów poparcia. Nasi rozmówcy z Krajowego Biura Wyborczego (KBW), które odpowiada za przygotowania do elekcji, spodziewają się maksymalnie 9–10 kandydatów (w sumie zarejestrowało się 35 komitetów, 5 dostało odmowę ze względów formalnych). Jak ustaliliśmy, dziś o 18 dokumenty ma złożyć Marek Jakubiak, były poseł Kukiz’15.
W tle trwają dyskusje dotyczące tego, czy i w jaki sposób majowe wybory należałoby przesunąć. Najbardziej realny wydaje się wariant wprowadzenia stanu nadzwyczajnego (np. klęski żywiołowej) i to on jest najczęściej przywoływany przez ekspertów. W tym kontekście powstaje pytanie, co oznacza przesunięcie wyborów, a konkretnie – jak wyznaczyć nowy termin i ustalić nowy kalendarz wyborczy. Dominują dwa poglądy.
Pierwszy mówi o „resecie”. A więc zerujemy stan przygotowań, rozwiązujemy komitety, nakazujemy im ponowną zbiórkę: najpierw 1 tys. podpisów (by zarejestrować na nowo komitet), następnie 100 tys. (by zarejestrować kandydatów). Przy czym nie jest jasne, co powinno się stać z już zebranymi pieniędzmi (niektórzy sugerują przekazanie ich na organizacje pożytku publicznego) i zaciągniętymi przez komitety zobowiązaniami.
Drugi scenariusz mówi o czasowym „zamrożeniu” kalendarza wyborczego. Oznaczałoby to zatrzymanie przygotowań w momencie wprowadzenia stanu nadzwyczajnego i kontynuowanie po jego ustaniu – bez możliwości zmiany komitetów i kandydatów.
Część ekspertów skłania się ku pierwszej opcji. – Zarówno pierwsza rzeczniczka praw obywatelskich, prof. Ewa Łętowska, jak i były sędzia TK i szef PKW Wojciech Hermeliński mówią praktycznie to samo: „Po ustąpieniu stanu nadzwyczajnego i następującym po nim upływie 90 dni procedura rusza od nowa. Z nowym kalendarzem wyborczym i nową rejestracją kandydatów” – podaje portal 300polityka.pl.
Ale, jak ustaliliśmy, Krajowe Biuro Wyborcze raczej skłania się ku drugiej opcji, czyli czasowemu zamrożeniu kalendarza wyborczego. W grę wchodzi nawet wariant, w którym jego „odwieszenie” mogłoby nastąpić w okresie 90 dni po zniesieniu stanu nadzwyczajnego (chodzi o to, by w tym okresie nie iść do urn wyborczych, ale pewne terminy już mogłyby zacząć biec). Dzięki temu cały proces wyborczy można byłoby zakończyć nieco szybciej.
Urzędnicy KBW w rozmowie z nami przyznają, że przepisy nie wskazują jednoznacznie na którykolwiek z dwóch wariantów. Posiłkują się tu jednak wykładnią konstytucjonalisty Krzysztofa Skotnickiego z 2010 r. Profesor szukał odpowiedzi na dwa pytania: czy wprowadzenie stanu klęski żywiołowej na części terytorium uniemożliwia przeprowadzenie wyborów prezydenckich w okresie trwania tego stanu oraz w ciągu 90 dni po jego zakończeniu (w 2010 r. mieliśmy w Polsce powódź, która mogła zagrozić wyborom prezydenckim rozpisanym na 20 czerwca) oraz w jakim trybie należy wyznaczyć termin wyborów po upływie tego okresu, w sytuacji gdy marszałek Sejmu zdążył już pierwotny termin wyznaczyć.
– Nie ma wątpliwości, że skoro w okresie stanu klęski żywiołowej nie można przeprowadzać wyborów, to nie mogą być one zarządzone. Jeżeli natomiast wybory zostały ogłoszone przed zarządzeniem stanu klęski żywiołowej, to wszelkie związane z nimi czynności i działania powinny ulec zawieszeniu – ocenił prof. Skotnicki. To jego zdaniem oznacza, że nie ulegną rozwiązaniu utworzone komitety wyborcze, aktualne pozostaną zarejestrowane przez PKW kandydatury czy składy powołanych już okręgowych komisji wyborczych. Problematyczne – przyznaje prof. Skotnicki – staje się wówczas ustalenie nowego kalendarza wyborczego. – W tej sytuacji uważam, że marszałek sejmu niezwłocznie po upływie 90 dni od zakończenia stanu klęski żywiołowej powinien na podstawie tych samych przepisów, które przywołał w postanowieniu zarządzającym wybory prezydenta (…), wyznaczyć nowy ich termin – wyjaśniał dekadę temu konstytucjonalista. Wygląda na to, że KBW dziś może zastosować właśnie taki mechanizm.
Nie wszyscy są przekonani. – Owszem, zawieszenie kalendarza wyborczego wydaje się praktyczniejsze. Ale trzeba patrzeć na to w kontekście całej konstytucji, a ona nie przewiduje takiej instytucji – przekonuje były szef PKW Wojciech Hermeliński. – Uważam, że zamrożenie stanu przygotowań do wyborów, a potem odmrożenie jest potencjalnie groźne. Bo co jeśli nie uda się odtworzyć stanu sprzed zamrożenia? Co jeśli jakiś kandydat zrezygnuje czy umrze? W nowej rzeczywistości powinniśmy dać szansę ewentualnym nowym kandydatom – ocenia.
Decyzyjne w tej sprawie ostatecznie i tak wydają się KBW i PKW, a to wprost sugeruje, że raczej możemy mieć do czynienia z „zamrożeniem” kalendarza wyborczego. Sam scenariusz przesunięcia terminu elekcji jest coraz bardziej prawdopodobny. Już pojawiają się pierwsze rezygnacje z prac w komisjach wyborczych. Wczoraj na Dziennik.pl opublikowaliśmy deklarację sędziego sądu rejonowego w Legnicy Michała Lewoca, który w piśmie do swoich zwierzchników poinformował o rezygnacji z prac w okręgowej komisji wyborczej z uwagi na zagrożenie koronawirusem. Jeszcze bardziej zdecydowane sygnały płyną ze strony władz lokalnych, współorganizujących wybory. Korporacje samorządowe już pisemnie przestrzegły PKW, że prawidłowe zrealizowanie wyborów jest zagrożone. Niektórzy włodarze apelują we własnym imieniu. – Proces przygotowania wyborów należy przerwać natychmiast, zanim zaczniemy się spotykać na odbiór lokali, odbywać szkolenia komisji. Liczę na pilne podjęcie decyzji mającej na celu ochronę ludzi – stwierdza w liście otwartym do PKW prezydent Sopotu Jacek Karnowski.