Koronawirus rządzi w ostatnich dniach polską polityką. I trudno się dziwić. Sytuacja może być wkrótce bardzo poważna, co pokazuje przykład Włoch. Wydaje się roztropne, że rząd woli raczej zrobić za wiele niż za mało i nie chce, byśmy mówili sobie pod nosem „mądry Polak po szkodzie”.
Do działania włączył się też prezydent Andrzej Duda, który zwołał posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego poświęcone „sytuacji bezpieczeństwa związanej z występowaniem w Polsce koronawirusa SARS-CoV-2 oraz omówieniu działań podejmowanych w tym zakresie przez instytucje państwa”. Przypomnijmy: to organ doradczy prezydenta RP. Zakłada udział nie tylko przedstawicieli obozu rządzącego, ale też wszystkich klubów poselskich. Ukłonem ze strony obozu rządzącego w stronę koła Konfederacji (nie ma wystarczająco dużo posłów, by założyć klub) było to, że na szybko zmieniono zasady, by zaprosić także przedstawiciela tej formacji. Cieszyć może to, że mimo ostrych podziałów politycznych, w przypadku zagrożenia politycy (jeszcze) potrafią ze sobą rozmawiać. Dowodem na to było także wspólne przyjęcie specustawy w sprawie zwalczania koronawirusa. We wczorajszym spotkaniu wzięli więc udział przedstawiciele obozu rządzącego, m.in. premier Mateusz Morawiecki, minister zdrowia Łukasz Szumowski czy szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Paweł Soloch, a także przedstawiciele opozycji: Borys Budka (PO), Władysław Kosiniak-Kamysz (PSL), Robert Biedroń (Lewica) oraz Jakub Kulesza (Konfederacja).
Po spotkaniu prezydent dziękował przybyłym za merytoryczną dyskusję. Także wśród przedstawicieli opozycji można było usłyszeć komentarze raczej neutralno-pozytywne. – Ministrowie Pinkas i Szumowski udzielili odpowiedzi na wiele szczegółowych pytań. Ale nie uzyskałem ich w kwestiach dotyczących polityki, czyli np. planów wprowadzenia stanu wyjątkowego bądź przesunięcia wyborów – opowiada DGP Jakub Kulesza.
Choć to opozycja apelowała o zwołanie RBN (i dobrze, że tak się stało), to trudno się oprzeć wrażeniu, że głównym celem posiedzenia była możliwość zebrania punktów w wyborczym wyścigu, w którym udział bierze prezydent Duda.
Wszak decyzje i tak leżą po stronie rządu, a nie pod żyrandolem prezydenta. I to premier Mateusz Morawiecki jeszcze przed rozpoczęciem o godz. 11 posiedzenia RBN zapowiedział na konferencji prasowej m.in. odwołanie imprez masowych. To był konkret. Na spotkaniu prezydenta z dziennikarzami po RBN konkretu nie było. No chyba że za taki uznamy, skądinąd potrzebny, apel o… mycie rąk.
To pierwsza Rada Bezpieczeństwa Narodowego od prawie czterech lat. Czy faktycznie przez ostatnie cztery lata nie było powodu, by zaprosić do siebie także przedstawicieli opozycji? Czy nie warto było konsultować chociażby rozmów z Amerykanami o zwiększeniu ich zaangażowania wojskowego w Polsce? Czy nie można było spotkać się przed szczytami NATO? Prezydent zrobił to tylko w 2016 r. Później konsultacje w takim gronie uznał za zbędne. To kontrastuje mocno z ruchami prezydenta Bronisława Komorowskiego, który RBN organizował średnio co dwa miesiące. Przez całą kadencję. Jednocześnie prezydent Lech Kaczyński zwoływał ją tylko wtedy, gdy w koalicji rządzącej było Prawo i Sprawiedliwość. Po wyborach w 2007 r. i przejęciu władzy przez Platformę Obywatelską już tego nie zrobił.
Niezależnie od tego, kto wygra nadchodzące wybory, warto mieć nadzieję, że prezydent kolejnej kadencji z doradztwa Rady Bezpieczeństwa Narodowego będzie korzystał częściej. W kwestii kluczowej, jaką jest bezpieczeństwo, powinniśmy budować wspólny, ponadpartyjny fundament. Nie tylko przed wyborami.