W odtajnionym niedawno zbiorze zastrzeżonym IPN znajdują się dane osobowe byłych oficerów CIA i polskiego wywiadu. Są też tam szczegóły współpracy polsko -amerykańskiej wobec byłego ZSRR.
W odtajnionym niedawno zbiorze zastrzeżonym IPN znajdują się dane osobowe byłych oficerów CIA i polskiego wywiadu. Są też tam szczegóły współpracy polsko -amerykańskiej wobec byłego ZSRR.
Instytut Pamięci Narodowej odtajnił materiały związane ze sprawą o kryptonimie „Dialog”. Chodzi o wydarzenia z 1990 r., czyli okres, w którym CIA nawiązywało pierwsze kontakty z polskim MSW i Urzędem Ochrony Państwa. W dokumentach są opisane kulisy współpracy Agencji z naszym wywiadem. Choćby takie jak budowa na terenie Polski tzw. FBIS (Foreign Broadcast Information Service) – struktur do nasłuchu w tej części Europy czy działania na Bliskim Wschodzie. Akta „Dialogu” zawierają też szczegółowe dane Polaków i Amerykanów (nazwiska, zdjęcia, ksera ich dokumentów).
Informacja o publikacji IPN dotarła do USA. I, jak twierdzą rozmówcy DGP – nie wzbudziła tam entuzjazmu. – Złamano prostą zasadę: informacji wywiadowczych, o ile nie są związane z działalnością przestępczą, nigdy się oficjalnie nie ujawnia – słyszymy. – W USA powstają filmy oparte na wydarzeniach, ale to hollywoodzkie inspiracje, nie działania instytucji państwowych – mówi DGP Fred Hart, oficer, który został wywieziony z Iraku w 1990 r. przez polski wywiad w ramach tzw. operacji „Samum” (rozmowa z DGP to jego pierwsza publiczna wypowiedź na ten temat). Przypomina, że sam próbował napisać artykuł o Samumie. Usłyszał od swoich przełożonych stanowcze „nie”. Inna osoba z CIA, która była zaangażowana w operację, zbierała materiały do książki. Agencja nie zgodziła się na jej publikację, a efekt pracy trafił do US Navy War College, amerykańskiej wojskowej instytucji naukowo-badawczej.
Również John Pomfret, były korespondent „Washington Post” w Warszawie, który przygotowuje książkę o relacjach polsko-amerykańskich, jest zaskoczony ujawnieniem tych materiałów.
– W USA publikacja dokumentów tej rangi nie wydarzyłaby się wcześniej niż po upływie 50 lat. Gdyby jeszcze ukryto nazwiska agentów CIA i część negocjacji, sprawa byłaby do zaakceptowania – mówi DGP. Przypomina, że w archiwach z czasów prezydentury George’a Busha znajduje się kopia listu, który w listopadzie 1990 r. przebywający w Polsce szef Centralnej Agencji Wywiadowczej William Webster złożył na ręce premiera Tadeusza Mazowieckiego. Były w nim m.in. podziękowania za pomoc w uwolnieniu z Iraku amerykańskich oficerów. Historycy od lat bezskutecznie występują o odtajnienie tego dokumentu.
Klauzulę tajności dokumentów zmieniono na podstawie ustawy o IPN, która mówi m.in., że Instytut gromadzi, ewidencjonuje i udostępnia dokumenty organów bezpieczeństwa państwa wytworzone oraz zgromadzone od 22 lipca 1944 r. do 31 lipca 1990 r.
„W pierwszym odruchu chciałem go wyrzucić z pokoju. On to spostrzegł, gwałtownie oświadczając, że nie ma zamiaru mnie werbować. Chce tylko, abym przekazał pewną wiadomość do Warszawy” (pisownia oryginalna – red.). Potem „zapytał czy może zapalić papierosa, na co odrzekłem, że nie sądzę, by jego pobyt trwał tak długo. Wstrzymał się, ale wychodząc podziękował za… wyjątkową gościnność”. Tak wyglądał pierwszy, w realiach zmieniającego się świata, kontakt CIA z polskim wywiadem w relacji Ryszarda Tomaszewskiego, rezydenta Wywiadu w Ambasadzie RP w Lizbonie. Był 1 marca 1990 r. Owym gościem okazał się John Edward Palevich, pracownik Centralnej Agencji Wywiadowczej. Dla uwiarygodnienia wylegitymował się paszportem, który dał do skserowania.
Raport ze zdarzenia z dołączoną kopią paszportu trafił w pierwszej kolejności do trzech osób: Czesława Kiszczaka, Zdzisława Sarewicza i Henryka Jasika.
„Proponuję podjąć propozycję, pierwsze poufne spotkanie w Szwajcarii pod naturalnym pretekstem” – sugeruje gen. Kiszczak. A Jasik (wówczas pułkownik) pisze, że należy nawiązać krótki kontakt, podkreślając pozytywną reakcję Warszawy. Za pośrednictwem „Atlana”, czyli Tomaszewskiego, trwa dopracowywanie szczegółów spotkania oficerów CIA i MSW. Ostatecznie pada na Lizbonę.
Do kolejnej notatki dołączone są zdjęcia i oferta pięciogwiazdkowego hotelu Tivoli w stolicy Portugalii. To tam, 2 maja 1990 r., dochodzi do spotkania.
Z odtajnionych dokumentów wiadomo, o czym rozmawiano: „Według informacji CIA istnieje duże prawdopodobieństwo, iż obywatele RP, a także polskie środki transportu międzynarodowego i przedstawicielstwa za granicą mogą stać się obiektem zamachów terrorystycznych, przede wszystkim ze strony ugrupowań arabskich. Ma to związek z dokonującymi się przeobrażeniami w polskiej polityce wewnętrznej i zagranicznej, których przejawem jest m.in. zgoda rządu RP na tranzyt emigrantów żydowskich z ZSRR do Izraela. Udział Polski w tej akcji przesiedleńczej może stać się pretekstem do podjęcia działań terrorystycznych wobec personelu polskich placówek w Libanie. Zagrożone jest też bezpieczeństwo samolotów PLL LOT (…). Ugrupowania terrorystyczne mogą wykorzystywać – z uwagi na liberalne przepisy wizowe – terytorium Polski dla tworzenia kanałów przerzutowych, a nawet baz logistycznych. CIA podejrzewa, iż działania takie podjęła już grupa Abu Nidala” (terrorysta palestyński, w Warszawie znajdowała się siedziba jego firmy handlowej. Została zlikwidowana na żądanie USA – red.).
Niemniej ważny jest inny temat rozmów. Amerykanie poprosili o przekazanie „kompetentnym władzom polskim” zapytania o możliwość otwarcia w Warszawie placówki FBIS (Foreign Broadcast Information Service). Liczyłaby ok. 35 osób personelu i pracowała poza strukturami dotychczasowych przedstawicielstw USA. Oficjalnie prowadziły one biały wywiad, czyli analizę otwartych źródeł w byłym ZSRR. Nieoficjalnie, po prostu podsłuchiwano Wschód.
„Przedstawiciele CIA zaznaczyli, że jest to sondaż kanałem nieoficjalnym i jedynie w przypadku pozytywnej reakcji władz polskich wystąpiliby z formalnym wnioskiem kanałem dyplomatycznym. Z podobną prośbą zwrócili się do dwóch innych krajów Europy Wschodniej, ale jednoznacznie dali do zrozumienia, że bardzo zależy im na lokalizacji placówki w Warszawie. Jej uruchomienie nastąpiłoby w ciągu 2 lat od otrzymania zgody” – czytamy.
Oficjalnie chodziło o biały wywiad. Ale nieoficjalnie zakres działalności tych placówek miał wykorzystać strategiczne położenie Polski w kontekście dynamicznej sytuacji w ZSRR. W tamtych czasach, na chwilę przed puczem Janajewa, były one dla naszych nowych sojuszników niezwykle cenne.
Kolejnym miejscem spotkania jest Warszawa. Notatka od źródła w Waszyngtonie, czerwiec 1990 r.: „Zwrócą się o wizy, 5 osób, mają być wydane kurtuazyjnie i od ręki”. Poniżej dokumenty ze zdjęciami: Johna Edwarda Palevicha, Paula Redmonda, Fredericka Turco, Karen Rozbicki, Wilfreda Charette’a.
Tym razem Polskę reprezentują: minister Krzysztof Kozłowski, płk Henryk Jasik, płk Bronisław Zych, płk Gromosław Czempiński (naczelnik Wydziału X), ppłk Ryszard Sznajder (z-ca naczelnika Wydziału X), ppłk Ryszard Uniwersał (przyszły rezydent w Waszyngtonie), mjr Krzysztof Smoleński (z-ca naczelnika wydziału amerykańskiego), ppłk Leszek Lampart (st. inspektor w wydziale amerykańskim), mjr Ryszard Rabs (tłumacz).
Amerykanom zależy na pełnej poufności kontaktów. Rozmowy odbywają się więc w Magdalence. Z dokumentów wynika też, że delegacja z USA zdecydowała się zamieszkać w hotelu Forum na koszt własny. A na życzenie gości program kulturalno-rozrywkowy został ograniczony do Warszawy i okolic. Była więc Żelazowa Wola i koncert muzyki chopinowskiej. Plus zwiedzanie Zamku Królewskiego i obiad w restauracji Bazyliszek.
Zapis ze spotkania delegacji CIA i Zarządu Wywiadu UOP 29 czerwca 1990 r.: minister Kozłowski mówi, że „oczekujemy konkretnych wyników we współpracy w zakresie zwalczania międzynarodowego terroryzmu. W świetle zobowiązań rządu polskiego związanych z transferem Żydów ze Związku Radzieckiego mamy świadomość zagrożeń terrorystycznych”. W sprawie organizacji w Warszawie biura FBIS „jesteśmy generalnie za”, ale musimy brać pod uwagę „ew. reakcję Związku Radzieckiego”. Kozłowski mówi dalej, że UOP koncentrować się będzie teraz głównie na rejonie Europy Wschodniej i Środkowej. Podkreśla, że „istotny jest dla nas problem niemiecki (…). W tych sprawach wywiad może mieć wielki udział”.
Kolejnego dnia Paul Redmond omawia system szkolenia nowych oficerów CIA. Dokumenty odtajnione przez IPN opisują, gdzie, jak, kiedy. Są m.in. 2 tygodnie szkolenia ideologiczno-politycznego, 4 tygodnie praktyki w Zarządzie Operacyjnym (pisanie raportów na podstawie materiałów z rezydentur) i Zarządzie Informacji, 4 tygodnie kursu paramilitarnego. Dodatkowo każdy kandydat przechodzi procedurę „security clearance”, która trwa 6–8 miesięcy, w tym obowiązkowo badanie na poligrafie (stali oficerowie CIA powtarzają badania co 5 lat).
Redmond dodał, że informację o zaprzestaniu prowadzenia przez wywiad RP działalności operacyjnej na terenie USA przekaże natychmiast Radzie Bezpieczeństwa Narodowego i FBI. Poprosił Polaków o ocenę sytuacji w ZSRR i republikach nadbałtyckich, bo „CIA ma słabe rozpoznanie z uwagi na reżim kontrwywiadowczy w Związku Radzieckim”. W zamian zaoferował przekazanie materiałów na temat doświadczeń CIA z pracy operacyjnej w Moskwie oraz informacji o działalności KGB i GRU, ich organizacji i metodach działania. „Strona amerykańska może również na nasze życzenie służyć informacją o pracownikach tych służb pracujących w Polsce” – czytamy w dokumentach, z których wynika, że CIA w zamian oczekiwało pomocy w zbieraniu informacji z Syrii, Libii, Iraku.
Chwilę po zakończeniu rozmów wywiadów USA–Polska miały miejsce takie wydarzenia, jak wydostanie z Bagdadu dokumentacji mapy, która pomogła Amerykanom w precyzyjnym przeprowadzeniu operacji „Pustynna burza”. Polacy ewakuowali także z Iraku sześciu amerykańskich oficerów (o czym szczegółowo pisaliśmy na łamach DGP).
– IPN nie zamazał nazwisk i detali. To szkoda dla relacji między służbami – ocenia dziś gen. Henryk Jasik.
– Nie można realizować ustawy o IPN bezkrytycznie. Nie znam takiego państwa, które kiedykolwiek w jakichkolwiek okolicznościach ujawniało szerokim gestem dane żyjących oficerów wywiadu – wtóruje Krzysztof Smoleński.
Co na to historycy? – Minęło 30 lat. W standardowym ujęciu archiwum to moment, kiedy się akta otwiera. Po to, by wiedza dotarła do społeczeństwa. Tak działają cywilizowane kraje – mówi Władysław Bułhak z Biura Badań Historycznych IPN.
Ambasada Amerykańska w Warszawie przysłała jednozdaniowy komentarz: „Nie komentujemy spraw związanych z wywiadem”. Pytanie skierowaliśmy do rzecznika ministra koordynatora służb specjalnych. Oto odpowiedź: „Procedura (odtajnienia dokumentów) była prowadzona w poczuciu odpowiedzialności za bezpieczeństwo państwa. Przegląd akt tzw. zbioru zastrzeżonego był prowadzony skrupulatnie i rzeczowo, a także ze szczególną dbałością o zapewnienie bezpieczeństwa funkcjonariuszy służb naszych aktualnych sojuszników. Zgodnie z przepisami ustawy, służby nadzorowane przez Ministra Koordynatora Służb Specjalnych kierowały do IPN wnioski o anonimizację danych funkcjonariuszy służb specjalnych państw sojuszniczych, a także innych obiektów. Jednocześnie należy wskazać, że (…) ostateczna decyzja dotycząca odtajnienia lub nadania klauzuli tajności dokumentom należała do Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej”.
Zapytaliśmy oficjalne IPN o to, czy publikacja dokumentów była konsultowana ze stroną amerykańską. Do zamknięcia tego numeru DGP nie uzyskaliśmy odpowiedzi.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama