– Ustawa o specjalnym statusie wchodzi tymczasowo w życie w momencie przeprowadzenia wyborów, a ostatecznie – po decyzji Biura Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka OBWE (o uznaniu ich uczciwości – red.) – powiedział wczoraj szef ukraińskiego MSZ Wadym Prystajko. Ustawę przyjęto w 2015 r., ale nie weszła w życie, zaś samozwańcze Doniecka i Ługańska Republiki Ludowe zorganizowały własne, nieuznane przez nikogo głosowanie, które w dodatku sfałszowano.
Przepisy przewidują amnestię dla separatystów, nadanie obszarom o specjalnym statusie prawa do wyznaczania własnych sędziów i prokuratorów oraz przekształcenie oddziałów DRL i ŁRL w legalne „milicje ludowe”. Obszary te będą mogły zawierać umowy o współpracy z rosyjskimi obwodami. Oznacza to legalizację DRL i ŁRL, których proklamowanie doprowadziło w 2014 r. do wojny ukraińsko-rosyjskiej. W jej efekcie zginęło co najmniej 13 tys. osób.
„Moskwa de facto utrzymałaby kontrolę nad Donbasem i w ten sposób mogłaby wpływać na politykę Ukrainy” – pisał niedawno Wojciech Konończuk z Ośrodka Studiów Wschodnich. – Efekty będą dramatyczne. Poprzez wybory zalegalizują bojowników i dadzą im autonomię – mówi Taras Berezoweć, ukraiński ekspert w dziedzinie bezpieczeństwa, bliski poprzedniej ekipie prezydenckiej. – Myślę, że rządzących czeka reakcja społeczeństwa. Nie wykluczam akcji siłowych – dodaje.
Eksperci zwracają uwagę na podstawową niejasność: jak przeprowadzić wolne wybory przed wycofaniem rosyjskich wojsk z DRL i ŁRL. Ta kwestia może sprawić, że plan Steinmeiera pozostanie na papierze. Dotychczas Kijów stawiał warunek: najpierw odzyskanie kontroli nad granicą, a potem wybory. Wczoraj Prystajko zapewniał, że „najpierw zostaną stworzone warunki bezpieczeństwa”. – Wolne wybory mogą się odbyć w przejrzystym i bezpiecznym środowisku, a do tego potrzeba uregulowania politycznego. Rosja na razie nie wykazała woli takich zmian – mówił niedawno Kurt Volker, odpowiadający w Białym Domu za relacje z Ukrainą.