Brytyjski minister spraw zagranicznych Jeremy Hunt przekonuje w piątek w rozmowie z niemieckim dziennikiem "Frankfurter Allgemeine Zeitung", że brexit to nie rozwód. Wystąpienie Zjednoczonego Królestwa z UE zmienia tylko prawne relacje z instytucjami unijnymi

"Kiedy ktoś się rozwodzi, to wyprowadza się na drugi koniec miasta. My pozostajemy sąsiadami UE. Dlatego chcemy pozostać najlepszymi przyjaciółmi" - powiedział Hunt przestrzegając jednocześnie przed "zatruciem przyjaźni jadem brexitu bez umowy, czy lekceważenia referendum" na temat brexitu.

Zdaniem szefa brytyjskiej dyplomacji wystąpienie jego kraju z Unii Europejskiej nie zagraża partnerskim relacjom Wielkiej Brytanii z członkami UE. Zmieniają się jedynie ramy prawne stosunków Londynu z instytucjami unijnymi, do których Brytyjczycy nie mają zbyt dużego sentymentu.

"Na kontynencie wielu ma emocjonalny stosunek do instytucji UE, uznaje je za gwarancje pokoju i dobrobytu. Dla Brytyjczyków UE zawsze była związkiem gospodarczym. Te odmienne podejścia są jednym z powodów brexitu" - zaznaczył Hunt.

Komentując powstanie Grupy Niezależnej w brytyjskiej Izbie Gmin, w skład której weszli zarówno byli laburzyści jak i byli torysi i która jest przeciwna wystąpieniu Wielkiej Brytanii z UE, minister ocenił, że nie utrudni ona dodatkowo negocjacji w sprawie brexitu. Sceptycznie ocenił też ewentualność, by stała się ona zalążkiem nowego ruchu społecznego za pozostaniem W. Brytanii w UE.

"Jedną z niespodzianek ostatnich lat było to, że nie doszło tak naprawdę do powiększenia się obozu prounijnego. Nie ma też większości, która opowiadałaby się za drugim referendum" - wyliczał Hunt. "Decyzja o wyjściu z UE została podjęta w demokratyczny sposób. A ponieważ jesteśmy jedną z najstarszych demokracji świata, to tę decyzję akceptujemy. Demokracja jest ważna częścią naszej tożsamości" - wyjaśnił minister.

Wielka Brytania ma opuścić UE o północy z 29 na 30 marca.