Sobotni pogrzeb prezydenta Pawła Adamowicza ma potencjał, by stać się punktem zwrotnym w polskiej polityce. Deklaracje po uroczystościach żałobnych dowodzą jednak, że strony wojny polsko-polskiej mogą z niego nie skorzystać
– Wierzę, że jego śmierć nie będzie bezsensowna. Może ktoś na górze sprawi, że politycy, że ludzie zmienią się i zniknie to, co nas podzieliło w rodzinach, w domach, wśród przyjaciół. Jak na górze coś się zmieni, to zmieni się także na dole – powiedział Tomasz Kurkowski, który przyjechał na pogrzeb Pawła Adamowicza z Piotrkowa.
W gdańskiej Bazylice Mariackiej w obecności rodziny zabitego Pawła Adamowicza i przedstawicieli elit politycznych usłyszeliśmy wiele słów, które miały być przestrogą. Ceremonię otworzyło wezwanie do jedności i solidarności. W przenikliwym chłodzie metropolita gdański Leszek Sławoj Głódź wezwał do odstąpienia w polskiej polityce od języka pogardy i poniżania.
– Polskie społeczeństwo potrzebuje budowniczych pokoju. Trzeba się nauczyć trzech prostych słów: „proszę”, „dziękuję”, „przepraszam” – mówił Głódź. W podobnym tonie wypowiadał się także zaprzyjaźniony z Pawłem Adamowiczem dominikanin Ludwik Wiśniewski. – Nie będziemy dłużej obojętni na panoszącą się truciznę nienawiści na ulicach, w mediach, w internecie, w szkołach, w parlamencie, a także w Kościele – mówił. – Człowiek posługujący się językiem nienawiści, człowiek budujący swoją karierę na kłamstwie, nie może pełnić wysokich funkcji w naszym kraju i będziemy odtąd tego przestrzegać – powiedział o. Wiśniewski.
Reakcją na te słowa była kilkuminutowa owacja w kościele. I to one od soboty są powtarzane jako najważniejszy przekaz z uroczystości żałobnych. – Każdy z nas musi sobie odpowiedzieć na pytanie, kogo dotyczy ta przestroga – mówiła jedna z gdańszczanek. Część obecnych na ceremonii zrozumiała te słowa jako zawoalowaną krytykę PiS. – To wezwanie do tych, którzy spowodowali tę sytuację. Oni powinni to usłyszeć – powiedział lider PO Grzegorz Schetyna zaraz po ceremonii.
Tak interpretują je nawet niektórzy politycy PIS, choć równocześnie krytycznie oceniają akurat ten wątek uroczystości żałobnej. Z kolei telewizja publiczna w „Wiadomościach” początek cytatu z ojca Wiśniewskiego i słowa „człowiek posługujący się językiem nienawiści” zilustrowała ujęciem Donalda Tuska stojącego w kościelnych ławach.
Już w trakcie nabożeństwa przyjaciel Pawła Adamowicza Aleksander Hall wezwał do zmian w telewizji publicznej. Brat żegnanego prezydenta Gdańska Piotr przypomniał, że prokuratura umorzyła postępowanie w sprawie „aktu politycznego zgonu” wydanego na prezydenta przez „wszechpolaków”. Mimo chłodu kościół pulsował od emocji, co widać było po reakcjach na padające słowa. W uroczystości wzięli udział prezydent Andrzej Duda i premier Mateusz Morawiecki. Organizujący uroczystość gdański magistrat przydzielił im miejsca w piątym rzędzie, za byłymi prezydentami i premierami czy I prezes Sądu Najwyższego. Można było odnieść wrażenie, że są ledwie tolerowani na uroczystości. Oficjalnie nikt się nie skarżył, ale zdziwieni takim potraktowaniem głowy państwa byli nawet niektórzy goście, których trudno posądzać o sympatię do PiS.
Gdański ratusz szacuje, że w pogrzebie prezydenta Pawła Adamowicza łącznie wzięło udział 45 tys. osób. 4 tys. zgromadziło się w bazylice. Ci, którzy się tam nie zmieścili, stali na pobliskich ulicach, śledząc przebieg uroczystości na telebimach. – Znałem prezydenta jeszcze w czasach jego młodości. Byłem w delegacji stoczni, gdy zaczynał strajk na uczelni, by poprzeć nas, stoczniowców. Był aktywny, przyjazny dla ludzi. Jego śmierć to efekt obecnej polityki i hejtu jeden na drugiego – mówi pan Jan, były stoczniowiec. Do Gdańska przyjechało wiele osób spoza Trójmiasta. – To zabójstwo mnie ruszyło. Chciałem być z rodziną, która straciła bliską osobę. Z mieszkańcami Gdańska, którzy stracili dobrego gospodarza. Był nim, skoro miał poparcie tylu tysięcy mieszkańców i rządził ponad 25 lat – mówił Robert, który przyjechał z Warszawy.
Rozmowy z różnymi stronami politycznego sporu pokazują, że emocje eskalują. Dla PO zabójstwo jest nie tylko efektem hejtu i ataków na Adamowicza. Pojawiła się już teoria, że krytyka czy ataki na sędziów ze strony PiS wskazały Stefanowi W., kto odpowiada za jego wyrok. Z kolei PiS w obawie przed polityczną czy moralną odpowiedzialnością za tę zbrodnię stara się ukazać czyn Stefana W. jako działanie szaleńca, którego ofiarą mógł się stać każdy. Widać to w medialnych przeciekach ze strony prokuratury lub jej komunikatach.
Nie sposób uciec od kontekstu politycznego, w jaki wpisana jest tragedia z Gdańska. Z jednej strony Platforma Obywatelska stoi przed pokusą wykorzystania śmierci Pawła Adamowicza do bieżącej walki ze Zjednoczoną Prawicą. Wystarczy podkreślanie tezy o tym, że był to mord polityczny, spowodowany nie tylko falą hejtu, ale i sprzyjaniem przez PiS ugrupowaniom radykalnym czy narodowym. W tej sprawie PO może liczyć na wsparcie ze strony samorządowców, którzy przypomnieli o działaniach Młodzieży Wszechpolskiej i wypominających prokuraturze decyzję umarzającą śledztwo w sprawie „politycznych aktów zgonu”.
Z drugiej strony dość wyraźnie widać, że PiS obawia się scenariusza, w którym traci swoistą hegemonię w polityce martyrologicznej. Partia Jarosława Kaczyńskiego dużo skuteczniej niż PO zagospodarowała temat katastrofy smoleńskiej – śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego stanowi istotny element tożsamościowy dla tego ugrupowania. PiS obawia się, że dla jego przeciwników śmierć Pawła Adamowicza będzie stanowić okazję do tworzenia alternatywnego mitu. W tym kontekście widoczna była nieobecność prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, gdy parlamentarzyści uczcili pamięć zmarłego prezydenta miasta minutą ciszy. Politycy PiS spekulują, że było to motywowane chęcią uniknięcia ewentualnego zaczepienia ze strony przemawiającego wówczas lidera PO Grzegorza Schetyny. Jarosław Kaczyński osobiście nie wypowiedział się na temat śmierci prezydenta Gdańska. Z drugiej strony PiS wykonał pewne gesty. Choćby takie jak mianowanie wiceprezydent Gdańska Aleksandry Dulkiewicz komisarzem w tym mieście czy zapowiedź, że nie wystawi swojego kandydata w wyborach na prezydenta.
Polityka gestów może jednak nie wystarczyć. Coraz silniej czuć presję nadchodzących wyborów i rosnący brak zaufania między stronami w wojnie polsko-polskiej.
Ceremonię otworzyło wezwanie do jedności i solidarności