Urząd statystyczny poinformował, że w IV kw. 2018 r. gospodarka prawdopodobnie nieco urosła. Sytuacja nie jest jednak dobra.
Pełnych i pewnych danych o PKB jeszcze nie ma. Swoje bardzo ostrożne twierdzenie urząd opiera na opublikowanych właśnie wstępnych danych o wzroście PKB w całym minionym roku. 1,5 proc. to wynik najniższy od pięciu lat.

Blisko zera

Recesja zgodnie z ekonomiczną nomenklaturą występuje wtedy, kiedy PKB danego kraju spada co najmniej przez dwa kolejne kwartały. W przypadku Niemiec mieliśmy już spadek o 0,2 proc. w III kwartale, a teraz czekamy na dane o kwartale IV. Statystyczny urząd Destatis ocenia, że wzrost w tym okresie (w ujęciu kwartał do kwartału) jednak utrzymał się minimalnie powyżej zera albo na poziomie zerowym. Oficjalnie potwierdzić lub wykluczyć recesji w Niemczech na razie nie można, za to ponad wszelką wątpliwość wiadomo, że nasz zachodni sąsiad przechodzi przez poważne gospodarcze spowolnienie.
Wiemy też, że dotyczy to głównie przemysłu. Wzrost w telekomunikacji sięgnął aż 3,7 proc., w budowlance – 3,6 proc., a w handlu, transporcie i usługach – 2,1 proc. Przemysł został daleko z tyłu ze wzrostem zaledwie jednoprocentowym.
Wyraźnie osłabła też konsumpcja. W przypadku gospodarstw domowych urosła ona tylko o 1 proc. Co ciekawe, dotyczy to roku, w którym kolejny raz w Niemczech pobito rekord, jeśli chodzi o liczbę zatrudnionych. Zwiększyła się ona aż o 562 tys. osób, do 44,8 mln. Według urzędu statystycznego to głównie efekt wzrostu aktywności zawodowej Niemców i napływu imigrantów. Dzięki tym zjawiskom udało się zniwelować negatywny efekt demograficzny – na rynku pojawiło się więcej nowych pracowników, niż odpłynęło na emeryturę. Jednak nie pobudziło to konsumpcji.
Z kolei w przypadku wydatków rządowych wzrost wyniósł 1,1 proc. Tu trudno było o lepszy wynik, bo rząd w Berlinie od kilku lat stara się utrzymywać nadwyżki budżetowe, więc nie może wydawać zbyt dużo. W 2018 r. nadwyżka w niemieckim budżecie była prawie dwa razy większa niż rok wcześniej i sięgnęła 60 mld euro, czyli 1,7 proc. PKB. Co ważne: dane o wzroście konsumpcji zarówno gospodarstw domowych, jak i w sektorze publicznym są najgorsze od kilku lat.

Słabszy eksport

Niemcom tym razem nie pomagał też handel zagraniczny. Import urósł bardziej niż eksport, a taka sytuacja zawsze jest przeszkodą dla wzrostu gospodarczego. Gdyby nie wymiana zagraniczna, PKB Niemiec w 2018 r. urósłby o 1,7 proc., a nie o 1,5 proc.
Oczywiście problemy z eksportem nie są niczym nowym i zaskakującym. Od kilku miesięcy co miesiąc dostajemy kolejne dane, które jasno wskazują na coraz mniejszy popyt na niemieckie produkty na rynkach zagranicznych. To efekt przede wszystkim coraz większych kłopotów w gospodarce chińskiej. Z opublikowanych właśnie danych o ich handlu zagranicznym wynika, że w grudniu import towarów z Niemiec do Chin był aż o 15,6 proc. mniejszy niż rok wcześniej. To najgorsze dane od stycznia 2016 r. Z kolei w styczniu 2018 r., kiedy koniunktura gospodarcza w Niemczech i całej strefie euro była w momencie szczytowym, import z Niemiec do Chin rósł aż o 35 proc. Widać więc wyraźnie, że kondycja niemieckiej gospodarki w dość dużym stopniu zależy od tego, czy Chiny zamawiają z Niemiec więcej czy mniej produktów.
Tak więc coraz większe kłopoty Pekinu wywołane wojną celną ze Stanami Zjednoczonymi po pewnym czasie zaczynają szkodzić także gospodarce niemieckiej.
Właściwie jej jedynym jasnym punktem w 2018 r. były inwestycje, które urosły o 3 proc. Wydatki na zakupy maszyn i wyposażenia w niemieckich firmach zwiększyły się nawet o 4,5 proc. – czyli bardziej niż w ostatnich trzech latach. W ubiegłym roku to był główny motor napędowy największej gospodarki strefy euro.
Nie zmienia to jednak faktu, że rok 2019 zaczynamy z kolejnymi dowodami na to, że Niemcy radzą sobie coraz gorzej.

Powszechne problemy

Chodzi nie tylko o naszych zachodnich sąsiadów, bo dotyczy to całej strefy euro. Eurostat w ostatni poniedziałek podał, że produkcja przemysłowa w strefie euro spadła w listopadzie 2018 r. (danych za grudzień jeszcze nie ma) o 3,3 proc. w stosunku do listopada 2017 r. i znalazła się na poziomie najniższym od półtora roku.
Wyraźne spadki produkcji widać we wszystkich największych gospodarkach unijnych. W Niemczech spadek przekroczył 5 proc. rok do roku. Spadek produkcji we Francji sięga 2 proc., a we Włoszech przekroczył 2,5 proc. W Hiszpanii to prawie 3 proc. Należąca wciąż do Unii Wielka Brytania zanotowała spadek produkcji o 1,8 proc.
Absolutnie niesamowicie na tym tle wygląda Polska ze wzrostem produkcji o ponad 5 proc. Według danych Eurostatu poziom naszej produkcji w listopadzie był rekordowo wysoki. Niestety polska gospodarka jest zbyt mała, żeby samodzielnie wyciągnąć z pogłębiającej się zapaści resztę Europy czy nawet świata. Bo według najnowszego raportu OECD na innych kontynentach wcale nie jest dużo lepiej. Wyliczane przez tę organizację wskaźniki koniunktury dla największych gospodarek świata są na plusie tylko w przypadku Indii. Na umiarkowanym minusie są Brazylia, Stany Zjednoczone, Japonia i Rosja. Duże minusy to Niemcy, Francja, Włochy i Wielka Brytania, ale także Kanada i Chiny. Nikt nigdzie nie zapowiada recesji już w 2019 r., ale wszystkie te gospodarki obecnie zmierzają w tę stronę.
Ważną cechą wskaźników koniunktury OECD jest to, że są „wyprzedzające”, czyli tak naprawdę to prognozy dotyczące tego, co ma się dziać w realnej gospodarce w przyszłości: za 6–9 miesięcy. Jeśli więc te wskaźniki się nie mylą (a w przeszłości myliły się rzadko), to w najbliższych miesiącach koniunktura gospodarcza nie tylko u naszych zachodnich sąsiadów, ale także w innych dużych gospodarkach będzie wyglądać coraz gorzej. Być może Niemcy zdołały uniknąć recesji pod koniec 2018 r., ale w nieco szerszej perspektywie niestety niewiele to zmienia.
Spowolnienie dotyczy głównie przemysłu, wzrost jest np. w handlu