- Prawie robi dużą różnicę. Potem jako były już szef partii byłem blokowany, zarządy odbywały się poza mną, blokowane były moje wystąpienia w Sejmie. Klub zachowywał się chaotycznie. Szefostwo klubu zamiast zajmować się polityką i głosowaniami, zajmowało się personalnymi rozgrywkami m.in. przeciwko Joannie Scheuring -Wielgus i mnie. Dlatego odszedłem. To była właściwa decyzja, to już nie moja partia, nie poznaję wielu ludzi stamtąd. Teraz, jak pani widzi, mam się dobrze, że... - mówi w rozmowie z Magdaleną Rigamonti Ryszard Petru

Szkodnik – to o panu prof. Balcerowicz.

Na opozycji trzeba szukać rozwiązań, a nie krytykować.

Balcerowicz to nie opozycja, to pana mentor, nauczyciel.

Magdalena i Maksymilian Rigamonti w Dzienniku Gazecie Prawnej / Dziennik Gazeta Prawna

Powtórzę, trzeba szukać rozwiązań, które wzmocnią szeroko rozumiany front demokratyczny.

Ja pana pytam o pana ojca chrzestnego, a pan mi o froncie demokratycznym.

Ojciec chrzestny – to się źle kojarzy. Ze znanym filmem. A co do Leszka Balcerowicza, to jestem pewien, że podziela moje poglądy i to, co będzie prezentować nowe ugrupowanie.

Partia szkodnika.

Nie wytrąci mnie pani z równowagi. Jednak po trzech latach w polityce mam naprawdę grubą skórę. Atak na nasz nowy projekt polityczny to dopiero pieszczoty. A co do Leszka Balcerowicza – byłbym zaskoczony. gdyby nie zgadzał się z głoszonymi przeze mnie postulatami.

Uzależniony pan jest.

Do polityki nie idzie się po to, aby być w opozycji.

Leszek Miller mówi, że to narkotyk.

Leszek Miller to doświadczony polityk, choć nie zawsze miewa rację.

A, to o rację chodzi?

Chodzi o wpływ przede wszystkim. O to, żeby decydować, jak Polska ma wyglądać. Leszek Miller kilka razy był na szczycie i na samym dnie. Już za komuny kontrolował całą Polskę. Ale jak upadł komunizm, to zapewne obawiał się, że sprawy mogą się potoczyć tak jak w Rumunii. Potem wygrywał wybory, był premierem. I znów zaliczył dno, startując z Samoobrony. To była dopiero wpadka. I się podniósł. Twardy gość.

Jak pan.

Najtrudniej było, kiedy przegrałem wybory we własnej partii.

Dziewięcioma głosami.

To pięć netto.

Czyli prawie nic.

Prawie robi dużą różnicę. Potem jako były już szef partii byłem blokowany, zarządy odbywały się poza mną, blokowane były moje wystąpienia w Sejmie. Klub zachowywał się chaotycznie. Szefostwo klubu zamiast zajmować się polityką i głosowaniami, zajmowało się personalnymi rozgrywkami m.in. przeciwko Joannie Scheuring -Wielgus i mnie. Dlatego odszedłem. To była właściwa decyzja, to już nie moja partia, nie poznaję wielu ludzi stamtąd. Teraz, jak pani widzi, mam się dobrze, że...

Bo się pan odbił.

Nie odpuszczam. A siła to jest ważna rzecz w polityce. Chyba najważniejsza.

Pan nie jest dziś siłą.

Siłę się ma w sobie. I w elektoracie.

W 2001 raz już nie wszedł pan do Sejmu.

Cała Unia Wolności nie weszła. A na mnie głosowało prawie pięć tysięcy ludzi. Dobrze się stało, byłem za młody.

29 lat.

Pewnie nie byłbym złym posłem, bo uważam, że byłem lepiej przygotowany niż większość polityków, ale jednak dobrze, że zająłem się czymś innym. Potem mówili, że ze mnie technokrata i inne takie. Pracowałem w biznesie, stworzyłem partię, wprowadziłem ją do Sejmu. I mam jeden wniosek po tym wszystkim, co się stało: oprócz zdobycia władzy ważne jest jej utrzymanie.

Nałóg, mówiłam.

Samo bycie w polityce dla samego w niej bycia mnie nie interesuje. Mnie zależy na tym, żeby mieć wpływ na rzeczywistość. Dla mnie rozwój Polski, taki inercyjny, byle jaki, taki, jaki teraz jest, nie daje perspektywy na dobre życie Polaków. To może zabrzmi banalnie: zależy mi, aby Polska była bogatym krajem, z którego będziemy dumni. Żeby Polakom opłacało się pracować. Z badań, które robimy, i ze spotkań z ludźmi wynika, że jest zapotrzebowanie na ugrupowanie, które stawia na gospodarkę i kwestie społeczne.

Mateusz Morawiecki też stawia na gospodarkę i kwestie społeczne.

Pani raczy żartować.

Wywodzicie się z tego samego środowiska.

Nie. On był związany z obozem prawicowym, a teraz realizuje politykę narodowo-socjalną. To nigdy nie był mój kolega. Raczej: „cześć, cześć” i tyle. Jest zupełnie z innej bajki. Nie sądzę, żeby doceniał mały i średni polski biznes. Natomiast doskonale docenia właściciela. Wcześniej właściciela banków – czy to Allied Irish, czy Santander – potem Donalda Tuska, a teraz Jarosława Kaczyńskiego. Proszę prześledzić, w jaki sposób Mateusz Morawiecki został prezesem banku. Wszystko zaczęło się od kontaktów politycznych. Najpierw trzeba było kogoś wygryźć, żeby tam wejść. W tym wszystkim, dzięki wsparciu Jana Krzysztofa Bieleckiego, był jeszcze doradcą Donalda Tuska. Jedno jest pewne: Mateusz Morawiecki przede wszystkim potrafi zadowalać swojego właściciela, bez względu na to, kto nim jest.

A pan co umie?

Może pani ocenić mój życiorys. Chcę mieć wpływ na rzeczywistość.

Między chcę a umiem może być przepaść.

Trzeba mieć marzenia i je realizować.

Katarzyna Lubnauer, Paweł Rabiej, Kamila Gasiuk-Pihowicz odetchnęli z ulgą, kiedy odszedł pan z Nowoczesnej, odwrócili się od pana. Odwracają głowy, jak się o pana pyta.

Wprowadziłem ich do Sejmu (Paweł Rabiej nie jest posłem ani senatorem, nie startował w wyborach do parlamentu – red.). I wiedzą dobrze, jak wygląda sytuacja, wiedzą, co się stało w Nowoczesnej. Nie będę z tego robił zapasów w błocie. Przeciwnik jest gdzieś indziej. W polityce jest tak samo jak w biznesie. Liczy się właśnie siła. Siłę się w sobie ma albo nie. Ja mam. I udowodniłem to nie raz. Proszę pamiętać, że jak zakładałem Nowoczesną, to nikt we mnie nie wierzył.

Wtedy bardziej wierzyli niż teraz.

Wbrew pozorom – nie. Ludzie się w trakcie kampanii wycofywali. Paweł Rabiej, który teraz ma być wiceprezydentem Warszawy, zrezygnował wówczas z pierwszego miejsca w Gdyni, bo się wystraszył, bo sondaże spadły do 1 procenta.

Katarzyna Lubnauer?

W trakcie kampanii pojechała na urlop. Pojawiła się po wyborach. Ludzie się bali, że się nie uda. Odchodzili. Również ci, którzy deklarowali wsparcie finansowe. Paweł Rabiej zadzwonił do mnie niedawno, w dniu wyborów samorządowych, kiedy już było wiadomo, że w Warszawie wygrał Trzaskowski, i dziękował mi za to, że go wprowadziłem do polityki i na stanowisko wiceprezydenta Warszawy.

Ile osób z Nowoczesnej się do was przyłączy?

Na Podkarpaciu ponad 200 członków Nowoczesnej przeszło do naszej partii Teraz! Ponad 900 osób zapisało się na konwencję w Warszawie. Ludzie się interesują, widzą w nas siłę. Część podjęła decyzję o porzuceniu dotychczasowej kariery i rozpoczęciu nowej. Nie będę o nikogo specjalnie zabiegał. Mam ofertę dla elektoratu, a nie dla posłów Nowoczesnej. Bo posłowie i tak pójdą za elektoratem.

Powinna powstać komisja śledcza, bo moim zdaniem w sprawę zamieszany jest premier Morawiecki, prezes Glapiński, poseł Terlecki, pan Bierecki i wielu innych. W tym roku weszły rozporządzenia, które uderzyły w jeden bank, bank Leszka Czarneckiego. To nie jest kwestia jednej rozmowy i dwóch panów, tylko wielki układ wewnątrz PiS. Chcieli przejąć cały bank i włączyć go do PKO Banku Polskiego

Bardzo mnie śmieszy ten mem, w którym...

Ten o nazwie? Że jestem geniuszem? Mnie też śmieszy. Scheuring (Joanna Scheuring-Wielgus – red.) mi wczoraj wysłała. Mamy nawet taką grupkę na komunikatorze, nazywa się „fun”, na którą wrzucamy sobie śmieszne rzeczy.

O sobie?

Też. Niektóre mnie naprawdę bardzo bawią. Brak memów świadczyłby o tym, że mnie nie ma. Poza tym jestem osobą szczerą, więc różne wpadki, również językowe, pewnie będą mi się jeszcze nieraz zdarzały. Ja nie kłamię tak jak inni politycy. A jeśli pani prześledzi wypowiedzi wszystkich innych polityków, to okaże się, że mają wpadki dużo większe niż ja, a jednak nie stają się memami. Coś jest na rzeczy. Wymyśliła pani w życiu jakiś mem? Nie. Ja też nie. Powiem więcej, nie znam osoby, która to zrobiła. To wszystko jest robione przez partie, przez ich agencje, memy stały się elementem walki politycznej. Każda polityczna agencja PR-owa ma tworzenie memów w swej ofercie. I nie bagatelizuję tego, bo to ma wpływ na naszą demokrację. Pamiętam zaskoczenie, jak po odpaleniu Nowoczesnej na Torwarze rozpoczął się zmasowany atak – strzał za strzałem, hejt za hejtem.

Teraz pan może bardziej nad tym panować, ale i tak pytany o nazwę swojej partii mówi pan „Razem” zamiast „Teraz!”.

Nie przejmujemy partii Razem. Gdy się jest w parlamencie, działać jest dużo łatwiej niż trzy lata temu. Również z tego powodu, że ludzie wiedzą, kim jestem. Jest takie nagranie z 6 lipca 2015 r. Moje urodziny. 35 stopni, upał. Rozdaję przechodniom wodę. Obok reporter TVN24 chciał udowodnić, że nikt mnie nie zna. Pytał przechodniów, czy wiedzą, kim jestem. Mało kto wiedział. I wtedy postawiliśmy na rozpoznawalność.

I teraz idzie pan ulicą i...

Zagadują, zaczepiają. Dużo słów sympatii i wsparcia. Ale zdarzają się też agresywne akcje. Na dworcach szczególnie.

Co mówią?

Różnie. Jest wulgarnie – spier… chu… Głównie jest jednak przyjaźnie. Jakby nie było, ludzie nie wpłacaliby pieniędzy na partię.

Ile wpłacają?

Wystarczająco.

Po ile?

Nie sprawdzam na bieżąco. Raporty mam codziennie pod koniec dnia. Trzeba delegować uprawnienia.

W Nowoczesnej rządził pan autorytarnie.

I dlatego weszliśmy do parlamentu. Tam też delegowałem uprawnienia, tyle że na niewłaściwe osoby. Zatrudniłem męża Kamili Gasiuk-Pihowicz – Michała Pihowicza – na stanowisku skarbnika Nowoczesnej. Przez niego straciliśmy subwencję partyjną przyznawaną z budżetu państwa. To chyba było największe uderzenie, które przerodziło się w całą serię problemów.

Lot na Maderę to jeden z tych problemów.

Do Lizbony. Nigdy nie było żadnej Madery, nie wiem, kto to wymyślił.

OK, do Lizbony.

Teraz chronię życie prywatne.

Jak?

Trzeba o tym myśleć.

Wtedy był pan bezmyślny?

Wtedy myślałem tak jak w biznesie. Jest grafik, każdy ma prawo do wolnej chwili. Grzegorz Schetyna wyjechał na narty, ja wyjechałem do Lizbony. Wydawało mi się, że to jest OK. Nie brałem pod uwagę, jak to może zostać odebrane.

I że cała Polska się dowie, że ma pan romans z koleżanką z partii.

Tyle że to nie był żaden romans ani żadna tajemnica. Mieszkaliśmy ze sobą od października 2016.

Wie pan, rozmawiam z panem, bo chciałabym wiedzieć, czy po tych trzech latach jest pan mądrzejszym facetem, czy się pan czegoś nauczył.

Musiałem zrozumieć reguły gry w tym biznesie, czyli w polityce. Tu percepcja jest ważniejsza niż rzeczywistość.

Panie pośle, tu chodzi bardziej o to, czy pan – osoba publiczna – prywatnie jest uczciwy. Uczciwy wobec swojej rodziny, wobec swoich dzieci.

Kiedyś uważałem, że życie prywatne polityków jest dla mnie nieistotne. Teraz wiem, że wszystko jest ważne, że ludzie zwracają uwagę na każdy szczegół. I dochodzi do paradoksów. Z jednej strony ludzie mówią, że nie chcą, by partie były finansowane z publicznych pieniędzy, z drugiej, żeby konwencje partyjne były na bogato. Konfetti, fajerwerki itp. No ale wracając do rzeczy: wiem na pewno, że intuicja bazująca na doświadczeniach z biznesu zawiodła w polityce. Poza tym tu, w polityce, trzeba założyć, że każdy ma prawo do niewiedzy w danym obszarze. Przed wojną edukacja była na takim poziomie, że nawet dzieci wiedziały, co to jest hipoteka. Dzisiaj ludzie nie wiedzą, co to jest Komisja Nadzoru Finansowego (KNF), a o dyskusji na ten temat w zasadzie nie ma mowy. A już nazwa „TSUE” (skrótowiec od Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej – red.) – naprawdę niewielu coś mówi. Trzeba tłumaczyć, że powinna powstać komisja śledcza, bo moim zdaniem w sprawę zamieszany jest premier Morawiecki, prezes (NBP – red.) Glapiński, poseł Terlecki, pan (senator – red.) Bierecki i wielu innych. W tym roku weszły rozporządzenia, które uderzyły w jeden bank, bank Leszka Czarneckiego. To nie jest kwestia jednej rozmowy i dwóch panów, tylko wielki układ wewnątrz PiS. Chcieli przejąć cały bank i włączyć go do PKO Banku Polskiego. Słyszałem, że dzień po tym, jak się to wylało, ludzie z państwowych banków dostali polecenie, by namawiać klientów do przenoszenia aktywów z Getinu – jeśli tam takie mają. Do tego dochodzi jeszcze inna sprawa – kompleksów, zawiści. Wieść gminna niesie, że Kornel Morawiecki był wykładowcą Leszka Czarneckiego. Potem, po latach, zwrócił się do Czarneckiego o pomoc, a ten go odesłał z kwitkiem...

I Kornel Morawiecki się mści? Chciałby pan prowadzić taką komisję śledczą?

Z przyjemnością. Znam się na tym. Bardziej niż oni wszyscy. PiS już się oderwał od rzeczywistości, ci ludzie już myślą, że wszystko im wolno. Sprawdziłem wykształcenie pana Chrzanowskiego i wiem, że on nie miał kompetencji, by stać na czele KNF. Bardzo tu gorąco.

Ze 22 stopnie. Normalnie.

Jestem tuż po siłowni.

Jest 9 rano.

Byłem o 7. Nie była pani nigdy na siłowni o 7 rano?

Nie.

Polecam. Dzięki temu po prostu lepiej się czuję, nie jestem ospały, jak niektórzy w Sejmie.

Ale wracając – dzisiaj zwracam większą uwagę na to, z kim pracuję, jaki ten ktoś ma kręgosłup. Wiem też, że trzeba wydać dużo pieniędzy na profesjonalne biuro księgowe, które potrafi obsługiwać partie polityczne.

Żebrze pan w internecie: „Nie istnieje coś takiego jak darmowe obiady. Wesprzyj nas”.

To jest fundraising. Zbieram pieniądze na partię Teraz! Tak się robi na całym świecie. Nie rozumiem, dlaczego pieniądze z budżetu dla partii są OK, a od ludzi złe?

Ile pan potrzebuje?

Na nową partię? Na Nowoczesną zebraliśmy 11 mln zł w 2015 r. Platforma z PiS-em wydały po 30 mln zł na kampanię. Nie oszukujmy się, dzisiaj polityka to są pieniądze. Ci, którzy to bagatelizują, oszukują. PiS to jest wielka maszyna piarowo-marketingowa. Ani Brudziński, ani Suski, ani Kuchciński to przecież nie są geniusze strategii, tym bardziej intelektu. Za nimi stoją ogromne pieniądze wydawane na gorąco, na strategów, ekspertów, na język, którym posługują się członkowie partii.

Na język?

PiS zatrudnia ekspertów od języka, profesorów znanych polskich uczelni, którzy zajmują się tylko kwestią języka, tym, jakich słów używać, żeby uderzać w emocje ludzi.

Panu też by się tacy przydali.

Każdemu.

Szymon Majewski o panu: „Jak widzę Ryszarda Petru przechodzącego z elegancką teczką przez plac Trzech Krzyży obok sklepu Burberry, to się zastanawiam, co ten facet wie o potrzebach ludzi z Łomży”.

Wbrew pozorom bardzo dużo, jeżdżę po Polsce, widzę, jak ludzie żyją. Sam pochodzę z wrocławskiego blokowiska. I uważam, że wyśmiewanie ludzi, którym coś się udało, jest złe, antyrozwojowe. Wchodzimy na poziom Kaczyńskiego i Suskiego – osób, które nic w życiu nie osiągnęły, muszą więc być w polityce. W krajach zachodnich, protestanckich praca jest wartością, w Polsce wśród obecnie rządzących pośmiewiskiem. Promowany jest 12 listopada jako dzień z niezrozumiałych powodów wolny od pracy. I oczywiście nie zmienię od razu mentalności większości Polaków. Z drugiej strony wiem, że wielu ludzi myśli pozytywistycznie, wie, że nasze życie nie będzie takie, jak „Bóg da”, tylko będzie zależeć od naszej pracy.

500+ by pan zabrał?

500+ nie powinno być dla najbogatszych. Ale powinno być np. dla samotnych rodziców z jednym dzieckiem. Wielu ludzi w Polsce oczekuje jednoznaczności w kwestiach gospodarczych i światopoglądowych, zależy im na tym, żeby ktoś mówił jasno o rozdziale Kościoła od państwa, o skali przetrzymywania VAT-u przez Ministerstwo Finansów (18 mld zł VAT-u przetrzymują urzędy skarbowe), o wyższych emeryturach, a co za tym idzie – wyższym wieku emerytalnym.

Już pan wygrał.

Bez ironii, proszę. Prowadziłem działalność gospodarczą, wiem, jak to jest trudne, kiedy muszę zapłacić VAT, a faktura, którą wystawiłem, nie jest zapłacona. Teraz jest tak, że mamy największy w historii poziom przetrzymywania VAT-u przez Ministerstwo Finansów. Przy dużych kwotach może to wywrócić firmę. Zwrot VAT-u może trwać nawet 3 tys. dni! Prawie 8 lat! Można oczywiście iść do sądu, ale w wyniku pseudoreformy Ziobry wydłużyły się terminy w sądownictwie, szczególnie w Warszawie. I tak długo, jak się gospodarka dobrze kręci, tematy gospodarcze, tak naprawdę najważniejsze, schodzą na tor boczny. A nasza gospodarka zwalnia, nawet polski rząd prognozuje wolniejszy wzrost, USA prowadzą wojnę handlową z Chinami, mamy brexit. Świat spodziewa się wyhamowania. Może już w 2019 lub dopiero w 2020 r. Jeśli będzie rządzić PiS, ugrupowanie, które się na gospodarce nie zna i podchodzi do niej nonszalancko, to będzie zapotrzebowanie na osoby kompetentne. Ludzie czują się bezpiecznie, kiedy wiedzą, że ktoś panuje nad sytuacją. Większość polityków mówi frazesami na temat gospodarki, zupełnie jej nie rozumiejąc, a nasz elektorat to duża grupa ludzi, która tych frazesów nie wytrzymuje.

Ile? 7,6 proc.?

Potencjalnie dużo większy. Poczekajmy do wyborów. Wtedy okaże się, czy to będzie 10, 15 czy 20 procent. Aktywnych ludzi, którzy ciężko pracują, a którym się rzuca kłody pod nogi, jest w Polsce bardzo dużo.

I pan chciałby właśnie nimi rządzić.

Reprezentować. A celem jest współrządzenie. Najpierw trzeba wygrać wybory. Jednym z dobrych rozwiązań byłoby stworzenie wspólnej listy, nazywam ją mozaikową, polegającej na tym, że poszczególne partie delegują do niej swych reprezentantów o znanych nazwiskach. A Donald Tusk mógłby być akuszerem takiej listy. Na takiej liście mogliby się znaleźć: Andrzej Olechowski, Włodzimierz Cimoszewicz, Jerzy Buzek, Robert Biedroń, Joanna Scheuring-Wielgus.

Panie Ryszardzie, to nie pan rozdaje karty.

Dążę do tego, żeby mieć wpływ. Wiem, jak ważna jest siła idei. Dziś, po trzech latach w polityce, wiem znacznie więcej, niż kiedy tworzyłem Nowoczesną. Wiem na przykład, że garnie się do niej wiele osób, które zwyczajnie kłamią, są łase na stanowiska. Najlepszym przykładem jest pan Zbigniew Gryglas, który psim swędem wszedł do Sejmu, okłamał mnie, mówiąc o swoich wartościach, okłamywał nas wszystkich, walcząc z nami o konstytucję, a teraz jest w PiS. Nie tylko on okazał się oszustem. Nie miałem czasu go sprawdzić. Pamiętam, że nie chciałem, żeby był na trzecim miejscu warszawskiej listy do Sejmu, ale tyle osób się wycofywało, że został tylko Gryglas, wcześniej polecony przez Pihowiczów. Niestety, znacznie musiałem ograniczyć zaufanie do ludzi. Gryglas ostatnio mnie przeprosił, że głosował za odebraniem mi immunitetu. Przyznam, że wcześniej takich ludzi, aż tak fałszywych i tak małych, jak w polityce, nie spotykałem. Teraz wiem, jakich błędów unikać. Wciąż wierzę, że uczciwością można porwać ludzi. W biznesie też trzeba być uczciwym. Tam jest prosta piłka – albo ktoś robi pieniądze, albo nie. Jak ktoś oszuka, to raz, i wszyscy wiedzą, że jest lewy. Biznes oszustów szybko odwirowuje. Poza tym w biznesie są eksperci, ludzie kompetentni. W polityce, niestety, mamy cały czas tych samych ludzi. Nie mogę wybrać innego interlokutora po stronie opozycji, w tym Sejmie jest tylko Schetyna, Kosiniak...

A oni też nie mogą wybrać innego niż pana, bo pan wraca jak bumerang. Druga partia w ciągu trzech lat...

No i co z tego? A Donald Tusk ile zakładał? A Jarosław Kaczyński? Przypomnę: Donald Tusk zaczynał od KLD. Nie wszedł do Sejmu. Połączył KLD z Unią Demokratyczną. A po przegranych wyborach na szefa UW odszedł i stworzył Platformę. Jarosław Kaczyński stworzył Porozumienie Centrum, potem współdziałał z ROP Jana Olszewskiego, dopiero później założył wraz z bratem PiS. Powtórzę, chcę mieć wpływ na rzeczywistość. Kiedy wchodziłem do Sejmu, to miałem szczytne romantyczne założenia, że ludzie powinni iść do polityki, tracąc na tym finansowo. Tak było ze mną. W Europie Zachodniej osoby z dorobkiem realizują się w polityce. A u nas... Zna pani przecież określenie „posłowie dietetyczni”. Ponad 400 posłów zarabia w Sejmie więcej, niż zarabiało wcześniej. Wielu z nich nagle stało się VIP-ami w swoich powiatach, miastach, regionach. Są zapraszani na uroczystości, wcześniej nie byli. Na tym większości zależy.

Magazyn DGP 23 listopada 2018 / Dziennik Gazeta Prawna

Pana się trudno lubi.

Nie. Nie jestem tylko zbyt wylewny. Chronię swoją prywatność. Jacek Kuroń był otwarty, uśmiechnięty, ludzie do niego lgnęli, ale na prezydenta Polacy go nie chcieli. Miał inną rolę. Polityka to poważna sprawa.

Uczy się pan luzu?

Przyzna pani, że ani Grzegorz Schetyna, ani Jarosław Kaczyński to nie są luzacy, do których lgną ludzie. Wręcz odwrotnie, a są przywódcami partii. Donald Tusk przed utworzeniem PO był bardziej wyluzowany, taki brat łata. Potem się usztywnił. Polityk musi budzić emocje, ale musi być też szacunek i powaga. Na pewno w Polsce. Tu nie ma miejsca na śmiech, na żarty. Emocje budzi się też powagą i siłą. Zresztą, ile razy się np. w telewizji wyluzowałem, tyle razy było źle. Ludzie nie przyjmują luzu. Wszystko musi być na poważnie.

ODPOWIEDŹ PKO BANKU POLSKIEGO

W związku z wywiadem Magdaleny Rigamonti z Ryszardem Petru pt. "Siłę w sobie się ma albo nie. Ja mam" (rozpowszechnionym w "Dzienniku Gazecie Prawnej" oraz na portalu dziennik.pl w dn. 23 listopada 2018 r.), w którym pojawia się sugestia, jakoby bank należący do Leszka Czarneckiego miał zostać "przejęty i włączony do PKO Banku Polskiego", aby zapobiec dalszemu rozpowszechnianiu nieprawdziwych informacji naruszających dobre imię i wizerunek spółki jako instytucji zaufania publicznego. PKO Bank Polski oświadcza, że nigdy nie był i nie jest zainteresowany przejęciem Getin Noble Banku S.A.