Bez przełomu w sprawie Brexitu zakończył się pierwszy dzień szczytu UE w Brukseli. Według źródeł przywódcy w trakcie trzygodzinnych rozmów nie zdecydowali, czy zwołają dodatkowy szczyt unijny w listopadzie. Uzależnili tę decyzję od postępów w rozmowach.

"Porozumienie albo jego brak - oto jest pytanie" - napisał na Twitterze po zakończeniu środkowego spotkania szef Parlamentu Europejskiej Antonio Tajani.

Przywódcy potwierdzili pełne zaufanie do głównego negocjatora Michela Barniera i determinację, żeby w kwestii negocjacji mówić jednym głosem.

"Uznali jednak, że mimo intensywnych negocjacji, nie osiągnięto wystarczającego postępu. Wezwali też unijnego negocjatora, żeby kontynuował wysiłki w celu osiągnięcia porozumienia. Na chwilę obecną nie planują zwołania dodatkowego szczytu w sprawie Brexitu w listopadzie" - powiedziało PAP źródło unijne.

Przywódcy są gotowi spotkać się ponownie na dodatkowym szczycie w przyszłym miesiącu, jednak uzależnili tę decyzję od osiągnięcia wystarczającego postępu w negocjacjach, o których ma poinformować główny negocjator Brexitu Michel Barnier.

Nadzwyczajne spotkanie UE27 było rozważane w połowie listopada, by zatwierdzić wypracowane wcześniej uzgodnienia. Tych na razie nie ma.

Kanclerz sprawującej prezydencję Austrii Sebastian Kurz, który jako jeden z nielicznych przywódców rozmawiał po kolacji z dziennikarzami podkreślał, że premier Wielkiej Brytanii nie przedstawiła w środę nowych pomysłów w sprawie rozwiązania problematycznych kwestii w negocjacjach. Jego zdaniem kompromis może zostać jednak zawarty. "Jestem optymistą co do tego, że możemy osiągnąć porozumienie w nadchodzących tygodniach lub miesiącach" - powiedział Austriak.

Według źródeł medialnych, premier Wielkiej Brytanii Theresa May miała powiedzieć na spotkaniu, że ostatni etap negocjacji będzie wymagał "odwagi, zaufania i przywództwa" po obu stronach. "Jestem pewna dobrego wyniku" - zaznaczyła.

Wcześniej po wyjściu z sali Tajani relacjonował, że ton brytyjskiej premier podczas spotkania z 27 liderami państw i rządów UE w sprawie Brexitu był pozytywny, jednak co do meritum nie powiedziała ona nic nowego.

Szefowa brytyjskiego rządu opowiadała przez kwadrans przywódcom UE o brytyjskiej perspektywie negocjacji. Jak wskazywała, ocena sytuacji jest pozytywna ze względu na postęp, który udało się dokonać do tej pory.

Według źródeł unijnych May miała też powiedzieć, że Wielka Brytania jest gotowa rozważyć przedłużenie okresu przejściowego. To najnowszy pomysł, który pojawił się na stole kilkadziesiąt godzin przed szczytem.

Zgodnie z zawartymi jeszcze w marcu ustaleniami miał on trwać prawie dwa lata po wyjściu Wielkiej Brytanii z UE do 31 grudnia 2020 r. W okresie tym wszystkie dotychczasowe zasady, w tym dotyczące swobody przepływu osób, miały obowiązywać.

W praktyce faza przejściowa ma umożliwić opóźnienie wszystkich negatywnych konsekwencji Brexitu o kolejne 21 miesięcy. Jej wydłużenie dałoby też więcej czasu na wynegocjowanie porozumienia w sprawie przyszłych relacji, które mogłyby zapewnić, że nie wróci "twarda granica" między Irlandią a Irlandią Północną.

W tej chwili nie jest jednak jasne, jak pomogłoby to w kwestii wypracowania zabezpieczania (backstopu) dotyczącego tej sprawy, które ma się znaleźć już w umowie o wyjściu. "Wydłużenie okresu przejściowego to więcej czasu na wypracowanie kolejnych kroków. To gest ze strony UE" - powiedział PAP unijny dyplomata. Teoretycznie backstop mógłby nie wejść nigdy w życie (czy też być stosowany).

Rozmowy w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z UE trwają od maja 2017 roku. Bruksela chce je zakończyć jak najwcześniej, by mieć czas na ratyfikację porozumienia przez Parlamentu Europejski i Radę UE. Musi to nastąpić przed Brexitem, który nastąpi 29 marca 2019 r. Dłużej niż po stronie unijnej zatwierdzanie umowy może zająć brytyjskiemu parlamentowi. Już teraz polityczne kłopoty na Wyspach, zwłaszcza silny opór frakcji eurosceptycznej, są wskazywane jako główna przeszkoda w zawarciu porozumienia z UE.