W reakcji na spór dyplomatyczny między Kanadą a Arabią Saudyjską o zatrzymania działaczy na rzecz praw człowieka, amerykański Departament Stanu wydał oświadczenie, w którym nazwał oba kraje "bliskimi sojusznikami" USA, wyrażając jednocześnie poparcie dla swobód obywatelskich.

W niedzielę wieczorem Arabia Saudyjska podjęła decyzję o wydaleniu ambasadora Kanady w Rijadzie i zamrożeniu kontaktów handlowych oraz inwestycyjnych z tym krajem. Była to reakcja na piątkowy tweet MSZ Kanady (Global Affairs Canada), w którym Ottawa wyraziła zaniepokojenie aresztowaniami działaczek na rzecz praw kobiet i wezwała saudyjskie władze do ich natychmiastowego uwolnienia.

Departament Stanu USA przyznał w rozpowszechnionym we wtorek oświadczeniu, że jest świadomy konfliktu, a "zarówno Kanada jak i Arabia Saudyjska są bliskimi sojusznikami Stanów Zjednoczonych".

"Jednocześnie Stany Zjednoczone opowiadają się za +szacunkiem dla wolności i swobód+, a rząd saudyjski został poproszony o dodatkowe informacje na temat zatrzymań działaczy" - napisano w oświadczeniu. Jak jednak podkreślają media kanadyjskie, Arabia Saudyjska nie jest sojusznikiem USA na mocy żadnego traktatu, podczas gdy Kanada jest członkiem NATO.

Agencja Canadian Press określiła stanowisko USA "neutralnym". Z kolei zdaniem cytowanego przez "Huffington Post" Rolanda Parisa, profesora Uniwersytetu Ottawy i byłego doradcy premiera Justina Trudeau, reakcja Waszyngtonu de facto daje Rijadowi zielone światło, by kontynuować spór.

Tymczasem Kanada deklaruje podtrzymanie swojego stanowisko bez względu na konsekwencje. Minister finansów Bill Morneau, zapytany we wtorek podczas konferencji prasowej o koszt sankcji, uchylił się od odpowiedzi, zwracając uwagę na "bardzo silne relacje handlowe" Kanady na całym świecie. "To jest sprawa, co do której wiemy, że musimy kierować się naszymi wartościami" - stwierdził.

Sankcje na Kanadę oznaczają m.in. zawieszenie połączeń lotniczych między krajami oraz potencjalne wycofanie z kraju ok. 16 tys. saudyjskich studentów kształcących się na kanadyjskich uczelniach. Ekspert Uniwersytetu Ottawy Kamal Dib w wypowiedzi dla stacji CTV News oszacował wydatki saudyjskich studentów w Kanadzie na ok. 400 mln CAD rocznie.

Zdecydowanie bardziej bolesną konsekwencją sporu byłaby jednak utrata blisko 15-miliardowego kontraktu na dostawy lekkich pojazdów opancerzonych dla saudyjskiej armii, podpisanego w 2014 r. jeszcze przez poprzedni, konserwatywny rząd Stephena Harpera i podtrzymanego przez liberalny rząd Trudeau.

Umowa na dostawy sprzętu wojskowego dla saudyjskiego reżimu jest w Kanadzie przedmiotem kontrowersji, ale Trudeau jak dotąd opierał się naciskom, żeby ją anulować. Kontrakt oznacza bowiem ok. 3 tys. miejsc pracy, z czego ponad 2 tys. w prowincji Ontario, gdzie liberałowie utracili niedawno władzę na rzecz konserwatystów. Tymczasem Trudeau walczy o poparcie przed przyszłorocznymi wyborami federalnymi.

Spór może też mieć wpływ na import saudyjskiej ropy naftowej, która stanowi 9 proc. zużywanego w Kanadzie surowca. Dwustronna wymiana handlowa między krajami, według danych Global Affairs Canada, wyniosła w zeszłym roku ok. 4 mld CAD.

Szefowa dyplomacji Kanady Chrytia Freeland powiedziała w poniedziałek, że rząd wciąż czeka na szczegóły odnośnie ogłoszonych przez Rijad sankcji, ale Kanada nie ma zamiaru zmienić swojego stanowiska.

Z Toronto Alicja Minda (PAP)