Nie wiem, czy potrzebna jest mediacja Litwy w sporze Polski i Komisji Europejskiej dot. reformy sądownictwa; toczy się dialog pomiędzy nami i KE, czekamy na odzew po rozmowach premiera Mateusza Morawieckiego w Brukseli - powiedziała w piątek rzeczniczka PiS Beata Mazurek.

Mazurek była pytana przez dziennikarzy w Sejmie o propozycję, aby Litwa była mediatorem w sporze między Polską i Komisją Europejską. Premier Litwy Saulius Skvernelis powiedział w piątek, że "Litwa naprawdę może być swego rodzaju mediatorem i pośrednikiem między KE a Polską, jeśli jest to potrzebne".

"Nie wiem, czy taka mediacja jest potrzebna, bo dialog pomiędzy nami a KE się toczy. Czekamy na to, jaki będzie odzew z drugiej strony po rozmowach premiera (Mateusza Morawieckiego w Brukseli)" - powiedziała Mazurek.

Dodała, że cieszy wypowiedź prezydenta Litwy, że jego kraj nie poprze ewentualnych sankcji wobec Polski.

We wtorek premier Skvernelis powiedział, że Litwa opowiada się za dialogiem w sporze Polski z Komisją Europejską. Zaznaczył też, że gdyby doszło do głosowania na forum unijnym, Litwa uwzględni to, że Polska jest jej strategicznym partnerem.

W piątek w radiowej Jedynce, dopytywany, jak zachowa się Litwa, jeżeli dojdzie do głosowania ws. Polski, Skvernelis odparł: "myślę, że na pewno będziemy zachowywać się i myśleć tak, jak tego od nas spodziewa się Polska".

KE prowadzi wobec Polski procedurę naruszenia praworządności od 2016 r. w związku z zastrzeżeniami wobec przeprowadzanej przez władze w Warszawie reformy wymiaru sprawiedliwości. W grudniu 2017 r. KE skierowała wniosek do Rady UE o rozpoczęcie procedury z art. 7.1 Traktatu o UE, gdyż - jej zdaniem - w ciągu ostatnich dwóch lat w Polsce przyjęto szereg ustaw, które poważnie zagrażają niezależności sądownictwa i trójpodziałowi władzy.

Art. 7 mówi o tym, że na uzasadniony wniosek jednej trzeciej państw członkowskich, Parlamentu Europejskiego lub Komisji Europejskiej Rada UE może stwierdzić istnienie wyraźnego ryzyka poważnego naruszenia przez kraj członkowski wartości unijnych.

Decyzja w tej sprawie, która jest podejmowana przez kraje większością czterech piątych (przy zgodzie PE), nie wiąże się jeszcze z sankcjami, ale jest krokiem na drodze do nich. Same sankcje są mało prawdopodobne, bo wymagają jednomyślności, ale już uruchomienie art. 7 jest bezprecedensowym krokiem w historii UE.