Chcę, by nikt nie stosował przymusu i gwałtu, wiara bowiem jest wolna i dobrowolna i winna być przyjęta bez przymusu” – pisał Marcin Luter na początku swojej działalności. Niestety (?) żył za długo i wielokrotnie musiał propagować pogląd odwrotny: niech książęta Rzeszy przymusem decydują o wyznaniu w swoim państwie, bo inaczej będzie bałagan.
DGP



Ten religijny reformator wepchnął niemieckie chrześcijaństwo w podległość władzy doczesnej, dlatego że ruch, który powołał do życia, okazał się niesterowalny. Ideał Lutra, aby trzonem świata chrześcijańskiego były gminy – społeczności współpracujących ze sobą (i zasłuchanych w słowa Lutra) ludzi wierzących, nie wytrzymał zderzenia z realiami. Siła militarna okazała się niezbędna, w rezultacie ksiądz doktor Marcin Luter wyniósł na piedestał królów i książęta. Tych samych, o których uprzednio pisał: „Od początku świata książę mądry jest rzadkim zjawiskiem, a pobożny jeszcze rzadszym. Zazwyczaj książęta to największe błazny i łobuzy na ziemi”.
Reformacja, zaczęta 500 lat temu, przyniosła wiele ciekawych zjawisk w obrębie chrześcijańskiego życia duchowego oraz kultury. W sprawach politycznych w praktyce wypowiedziała się nawet przeciwko tej wolności sumienia, którą oferował dość strupieszały XV-wieczny niemiecki Kościół katolicki.
Morał dla Polski XXI w.? Dzisiejszy nadwiślański felietonista przypomina Jasia z anegdoty: „A tobie z czym się kojarzy »O roku ów«? – Z d...ą pani profesor. – Czemu? – Bo mi się wszystko z d...ą kojarzy”. Oczywiście, teraz PiS zastąpił d...ę. Luter zatem też mi się z PiS kojarzy. Bo czego to nie mówił młody PiS o wpływie rodziców na szkołę, o sile samorządności, o administracji krępującej rozwój kraju. A skończyło się jak z księdzem doktorem: „Świat jest bardzo zły... Żaby muszą mieć bociana”.