Włochy mają coraz więcej pretensji do francuskiego prezydenta. Nie minęły jeszcze trzy miesiące, odkąd Emmanuel Macron objął urząd prezydenta Francji, a w Europie coraz mocniej słychać rozczarowanie, że nie jest on ani tak proeuropejski, ani tak wolnorynkowy, jak obiecywał.
Niezadowolenie z polityki francuskiego prezydenta najgłośniej wyrażają Włosi, którzy bardzo liczyli, że młody mąż stanu nada Unii Europejskiej nowego dynamizmu i zrównoważy wpływy Angeli Merkel. Rzym miał w ostatnich kilku latach mnóstwo pretensji do niemieckiej kanclerz – zwłaszcza z powodu narzucanej innym państwom polityki oszczędności budżetowych, regulacji bankowych oraz braku pomocy w rozwiązywaniu kryzysu migracyjnego. Macron nie tylko nie spełnia włoskich nadziei, ale po kilku tygodniach urzędowania jest postrzegany na Półwyspie Apenińskim prawie z taką niechęcią jak Merkel.
Politycy w Rzymie spodziewali się, że Macron – deklarujący się jako zwolennik ściślejszej integracji UE – będzie w większym stopniu konsultował swoje pomysły z innymi. Tymczasem ta ściślejsza integracja najwyraźniej oznacza dla niego odnowienie francusko-niemieckiego motoru przy ignorowaniu pozostałych państw. Dla Włochów jest to szczególnie bolesne, bo nie dość, że są jednym z sześciu państw założycieli Unii, to jeszcze po spodziewanym wystąpieniu Wielkiej Brytanii z UE będą trzecią największą gospodarką w niej, więc liczyli na to, że ich głos będzie brany pod uwagę.
Na dodatek Macron coraz bardziej próbuje stać się politykiem globalnego formatu, wyrastającym ponad Unię. Dowodzi tego pompa, z jaką w Paryżu zostali przyjęci najpierw Władimir Putin, a później Donald Trump (mimo że do jednego i drugiego Unia ma sporo uwag), a także to, że w odstępie krótkiego czasu gościł też przywódcę Autonomii Palestyńskiej Mahmuda Abbasa i premiera Izraela Beniamina Netanjahu, chcąc być może wejść w rolę głównego mediatora w konflikcie bliskowschodnim.
Tym, co Włochów najbardziej zabolało w kwestii polityki zagranicznej, była jednak niedawna mediacja Macrona między walczącymi stronami w Libii. Kraj ten był w przeszłości włoską kolonią, a z racji niewielkiej odległości od Włoch to tam przebiega najważniejszy obecnie szlak migracyjny przez Morze Śródziemne. W ostatnim tygodniu lipca francuski prezydent gościł premiera uznawanego przez ONZ rządu libijskiego Fajiza as-Saradża oraz kontrolującego wschodnią część kraju gen. Chalifę Haftara, których próbował nakłonić do zakończenia walk. Rzym nie krył niezadowolenia, że Macron tego z nim nie konsultował. – Jest zbyt wiele otwartych formatów w Libii, zbyt wielu mediatorów, zbyt wiele inicjatyw – oświadczył włoski minister spraw zagranicznych Angelino Alfano.
Na dodatek w ostatnich dniach doszedł do tego spór gospodarczy. Macron, który w kampanii wyborczej prezentował się jako liberał, postanowił zablokować sprzedaż stoczni Chantiers de l’Atlantique w Saint-Nazaire włoskiej firmie Fincantieri. Zgodnie z porozumieniem zawartym przez jego poprzednika François Hollande’a Włosi mieli przejąć dwie trzecie udziałów (pozostała jedna trzecia była własnością francuskiego państwa) w spółce STX France z rąk upadłego w zeszłym roku południowokoreańskiego koncernu STX za 79,5 mln euro. Paryż jednak zerwał umowę, oświadczył, że może się zgodzić na oddanie co najwyżej połowy udziałów (na co Włosi nie reflektują), i tymczasowo znacjonalizował stocznię.
Oficjalnym powodem była obawa o miejsca pracy, choć w porozumieniu Fincantieri zobowiązało się do ich utrzymania. Sprawa wywołała burzę we Włoszech – zarówno politycy, jak i media zaczęli krytykować Macrona, że protekcjonizm zwalcza tylko wtedy, gdy nie chodzi o francuskie zakłady, wytykać Francuzom, że oddanie większościowego pakietu akcji Koreańczykom im nie przeszkadzało, a włoskiej firmie – już tak, oraz że gdy włoskie koncerny były przejmowane przez francuskie (np. Telecom Italia przez Vivendi), nikt w Rzymie nie robił problemów. W zeszłym tygodniu o przyszłości stoczni rozmawiali ministrowie gospodarki Bruno Le Maire i Pier Carlo Padoan, ale nie osiągnęli porozumienia.
Jednak nie tylko rząd włoski ma pretensje do Macrona o przedkładanie interesów francuskich nad unijne. Z tych samych powodów w zeszłym tygodniu skrytykował go przewodniczący Parlamentu Europejskiego Antonio Tajani. Choć w tym wypadku nie wiadomo, czy bardziej mówił jako eurokrata, czy jako Włoch.