Republikanie stoją przed perspektywą wizerunkowej porażki: mogą rozjechać się do domów na wakacje, nie uchwaliwszy ani jednej ze sztandarowych reform. Reforma systemu ubezpieczeń zdrowotnych. Zmiany w przepisach podatkowych. Pakiet infrastrukturalny. Budżet federalny. Jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się, że Partia Republikańska – po raz pierwszy od dekady mająca większości w obu izbach Kongresu i swojego prezydenta – podoła tym wyzwaniom.
Dla GOP (Grand Old Party, zwyczajowa nazwa Partii Republikańskiej) oraz dla Donalda Trumpa byłoby to wizerunkowe osiągnięcie. Republikanie mogliby się chwalić, że kiedy są u steru, wielkie pomysły szybko są przekuwane w legislacyjną praktykę, co kończyłoby lata utyskiwań na to, że na Kapitolu potrafią się tylko kłócić.
Po optymizmie ze stycznia i lutego nie pozostało jednak wiele. Kongresmen Mark Meadows powiedział ostatnio, że republikanom będzie trudno chwalić się dokonaniami przed elektoratem, jeśli na letnią przerwę do swoich okręgów wrócą z pustymi rękoma. – Musimy dotrzymać obietnic. Po to nas wybrano. Amerykański elektorat postawił na tego prezydenta i ten Kongres, aby ograniczyli zbędne regulacje, a potem wzięli się do tworzenia miejsc pracy – wtórował mu Greg Walden, inny republikanin z Izby Reprezentantów.
Najbardziej prestiżowe dla republikanów byłoby przepchnięcie reformy systemu ubezpieczeń zdrowotnych, czyli uchylenie nielubianej przez konserwatystów ustawy Obamacare, a także przyjęcie pakietu nowelizującego przepisy podatkowe i wprowadzającego nowe ulgi. Problem w tym, że gdyby republikanie chcieli przyjąć te reformy na zwykłej ścieżce legislacyjnej, byłyby narażone na obstrukcję w Senacie.
Mowa o słynnym filibusterze. Polega on na sztucznym wydłużaniu debaty na temat danej ustawy i wykorzystuje to, że w Senacie nie można odmówić głosu żadnemu senatorowi, a ci mogą przemawiać bez żadnego limitu czasowego. Prowadzi to do zablokowania prac nad danym prawem. W rzeczywistości rzadko dochodzi do realnej obstrukcji prac Senatu; wystarczy sama jej groźba. Filibuster można pokonać za pomocą specjalnego głosowania kończącego debatę. Do tego potrzeba większości trzech piątych, a więc 60 głosów. Republikanie tylu w Senacie nie mają. W 100-osobowej Izbie trzymają 52 mandaty. W związku z tym już na początku roku postanowili sięgnąć po legislacyjny trik, który pozwoliłby im przepchnąć reformy bez obawy o ich zablokowanie. Ten trik nazywa się uzgodnieniem (reconciliation). To procedura budżetowa, którą przyjmuje się zwykłą większością głosów, dzięki czemu nie jest narażona na senacką obstrukcję.
Nie wnikając w szczegóły, uzgodnienie pozwala Kongresowi wpływać na kształt sztywnych wydatków, takich jak programy zabezpieczenia społecznego. Aby po nie sięgnąć, Kongres musi uchwalić tzw. rezolucję budżetową – wyznaczającą ogólny kierunek polityki budżetowej – w której treści zamieści wezwanie do uzgodnienia wydatków z dochodami, np. poprzez znalezienie oszczędności w takim czy innym programie finansowanym z budżetu federalnego. Rezolucja przyjęta przez republikanów w styczniu zawierała właśnie zalecenie dla komisji, którym podlega polityka zdrowotna, aby znalazły w ciągu najbliższych 10 lat bilion dolarów oszczędności. Ten bilion miał pochodzić z ustawy, która uchylałaby Obamacare. Przyjęta w ubiegłym tygodniu przez komisję budżetową Izby Reprezentantów kolejna rezolucja z kolei otwiera drogę do reformy systemu podatkowego.
Republikanie nie docenili jednak siły podziałów wewnątrz partii, zwłaszcza między umiarkowanym centrum a skrajnym skrzydłem ugrupowania. Politycy reprezentujący tę pierwszą frakcję chcieliby poszukać oszczędności w budżecie federalnym, ale nie chcą, żeby cięcia szły zbyt głęboko – dotknęłyby wtedy wyborców z ich okręgów. Skrajne skrzydło partii – skupione w tzw. Freedom Caucus – chciałoby poważniejszych cięć, które dotknęłyby przede wszystkim programów socjalnych.
Ofiarą podziałów w partii pada również debata na temat reformy podatkowej. I znów: wszyscy republikanie chcieliby obniżki podatków, ale różnią się co do tego, jak głęboka miałaby ona być oraz w jaki sposób sfinansować powstałe na jej skutek ubytki w dochodach. Umiarkowani konserwatyści obawiają się, że obniżka podatków wysadzi budżet, zaś skrajne skrzydło jest przekonane, że gospodarka nadrobi te straty dzięki silniejszemu wzrostowi gospodarczemu. Ciśnienie na sukces wewnątrz GOP jest tak duże, że republikańscy senatorowie przesunęli nawet początek swoich wakacji na trzeci tydzień sierpnia. Cała nadzieja w tym, że ten dodatkowy okres da szefostwu partii czas przynajmniej na przekonanie tych senatorów, którzy do tej pory byli sceptyczni wobec reformy systemu ubezpieczeń zdrowotnych. Izba Reprezentantów natomiast uda się na wakacje jak zwykle, czyli z początkiem sierpnia.
Ofiarą przepychanek w Kongresie padła jedyna obietnica Trumpa, która dawała szansę na porozumienie z demokratami, a więc plan odbudowy amerykańskiej infrastruktury. Administracja na razie ograniczyła się do wydania zawierającego kilkanaście punktów zarysu legislacji, nad którą pracuje. Ale czołowy senator specjalizujący się w ustawodawstwie infrastrukturalnym – John Thune z Dakoty Południowej – powiedział niedawno dziennikarzom, że Biały Dom ma zaprezentować jakiś plan jesienią. – Czekamy, aż administracja powie nam, w jakim właściwie chce iść kierunku – stwierdził senator.
Senatorowie GOP przesunęli początek wakacji na trzeci tydzień sierpnia.