Mrygoń powiedział, że faktycznie liczba wydawanych decyzji - czy ich projektów przygotowywanych przez pracowników w najbardziej pracowitym roku oscylowała ok. 1 decyzji na 4-5 tygodni. "To było ok. 200 decyzji rocznie" - mówił przed komisją.
"Nie było normy pod tytułem - decyzja, dwie decyzje miesięcznie, 300 rocznie" - zapewnił. "Ja nie znam takich wartości, ani osób, które nimi mogłyby operować" - dodał.
Mówił, że nie pamięta, czy poza Twardą 8 wydawał jeszcze jakieś decyzje reprywatyzacyjne, w których występowali mec. Andrzej Muszyński, albo Maciej Marcinkowski. "Ja tego nie pamiętam, ale jest to uprawdopodobnione (...), ale ja nie pamiętam wszystkich spraw" - powiedział.
Powiedział, że nie ma w pamięci, by kiedykolwiek zostali sobie przedstawieni z mecenasem Muszyńskim, albo panem Marcinkowskim. "Nawet nie wiem, jak wygląda" - dodał.
Pytany skąd handlarze nieruchomościami mieli wiedzę o tym, czy ktoś złożył roszczenia do nieruchomości odpowiedział, że takich źródeł jest wiele - z rejestru wniosków dekretowych, przedwojennej księgi adresowej miasta, z samych ksiąg wieczystych i dokumentów w tych księgach. "W większości są to informacje publicznie dostępne" - dodał.
Pytany o los lokatorów zwracanych nieruchomości powiedział, że nie należało to do kompetencji Biura Gospodarki Nieruchomościami i wydziału spraw dekretowych. "Słyszałem o działaniach (...) takich jak pomoc prawna, czy lokale komunalne, ale nie potrafię (...) wymienić katalogu tych środków" - powiedział.
Wyjaśnił, że jeśli miasto wydawało decyzję dekretową, to nie było stroną w postępowaniach administracyjnych. "Miasto samo siebie nie reprezentowało w postępowaniu, miasto prowadziło postępowanie dekretowe" - tłumaczył.