Decyzja prezydenta USA Donalda Trumpa o przeprowadzeniu odwetowego ataku na bazę lotnictwa syryjskiego całkowicie zmieniła – zdaniem amerykańskich mediów - kontekst amerykańsko–chińskiego spotkania na szczycie.

Amerykański odwet na reżimie syryjskiego prezydenta Baszara el-Asada za - jak oświadczył prezydent Trump - „zniewagę całej ludzkości”, jaką było użycie broni chemicznej wobec własnego narodu, zmienił radykalnie sytuację obu przywódców podczas spotkania uznanego przez obserwatorów za „najtrudniejszy sprawdzian dyplomatyczny” Trumpa od momentu zaprzysiężenia na prezydenta w styczniu.

Trump przyjął w czwartek prezydenta Chin Xi Jinpinga w swej prywatnej rezydencji w Mar-a-Lago na Florydzie. Chiński przywódca przybył tam po osiągnięciu dwóch sukcesów w stosunkach z nową administracją.

Trump, który obiecywał „podniesienie na wyższy poziom” stosunków Stanów Zjednoczonych z Tajwanem, uważanym przez Chiny za ich zbuntowaną prowincję, zrezygnował z realizacji tej obietnicy w lutym, po jednym telefonie Xi.

„Zmiana stanowiska wobec Tajwanu przekonała władze w Pekinie, że Trump jest kolejnym +papierowym tygrysem+ u władzy w Waszyngtonie” - argumentował w lutym Michael Fuchs, ekspert think tanku Center for American Progress na portalu czasopisma „Foreign Policy”.

Drugim sukcesem wyczulonych na punkcie etykiety władz chińskich była zgoda administracji Trumpa na spotkanie na szczycie z Xi właśnie w Mar-o-Lago, gdzie prezydent wcześniej przyjął premiera Japonii Shinzo Abego.

Natomiast gospodarz spotkania, prezydent Trump, był osłabiony zablokowaniem przez ustawodawców z jego własnej Partii Republikańskiej sztandarowej ustawy o zniesieniu systemu opieki medycznej Obamacare i nieustannie prześladującymi jego administrację rewelacjami o kontaktach osób z jego najbliższego otoczenia z przedstawicielami Kremla.

Trump, który podczas kampanii przedwyborczej nazywał chińskie praktyki handlowe „gwałtem na Stanach Zjednoczonych” i „największą kradzieżą w historii”, wylewnie przywitał w czwartek Xi w swojej rezydencji na Florydzie, podkreślając nawiązanie z nim "przyjaznych stosunków".

Jak wynika z programu spotkań Trumpa, decyzję o dokonaniu ataku na syryjską bazę lotniczą podjął on podczas narady z towarzyszącymi mu doradcami do spraw bezpieczeństwa państwa, zanim zasiadł do kolacji z chińskim przywódcą.

Zdaniem amerykańskich komentatorów atak na syryjską bazę lotniczą wzmocnił pozycję Trumpa w negocjacjach z chińskim przywódcą, nie zmienił jednak podstawowych aspektów tego „najpoważniejszego sprawdzianu dyplomatycznego” nowego prezydenta.

Trump i jego otoczenie jako podstawowe zagadnienia zapowiadanego jako „trudne” spotkania na szczycie wymienili:

- zagrożenie, jakie dla świata i dla sojuszników Stanów Zjednoczonych w regionie stanowi program nuklearny Korei Północnej i prowokacyjne poczynania reżimu w Pjongjangu;

- olbrzymimi deficyt Stanów Zjednoczonych w handlu z Chinami (w ubiegłym roku 347 mld USD ) spowodowany – zdaniem Trumpa - nieuczciwymi praktykami Chin, takimi jak manipulowanie kursem chińskiej waluty, subwencjonowaniem eksportu i stosowaniem dumpingu w eksporcie produktów chińskich do USA;

- agresywna ekspansja militarna Chin w rejonie Morza Południowochińskiego, która wzbudza zaniepokojenie państw tego regionu.

Lista tych problemów nie zmieniła się; zmienił się jednak układ sił przy negocjacyjnym stole amerykańsko-chińskiego szczytu.

Zdecydowanie Trumpa, który postanowił ukarać Asada może - jak sugeruje w piątek "Wall Street Journal" - pomóc w przekonaniu Chin do większej współpracy ze Stanami Zjednoczonym w powstrzymaniu ambicji nuklearnych Korei Północnej. Z pewnością Trump pokazał swojemu chińskiemu rozmówcy, że nie jest „papierowym tygrysem”.