O odebranie pożywki populistom, sprzeciwienie się tym, którzy fascynują się reżimami autorytarnymi w Europie, a także o obronę praworządności apelował we wtorek podczas swojego przemówienia w europarlamencie nowy prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier.

Polityk, który objął urząd pod koniec marca wybrał Parlament Europejski jako drugi cel swojej zagranicznej wizyty, po Paryżu. Przemówienie wygłoszone przed europosłami w Strasburgu wykorzystał jako okazję do przypomnienia o trudnej i mrocznej historii Europy i swojego kraju, a także wskazania problemów, które stoją przed UE.

Steinmeier nie szczędził gorzkich słów pod adresem populistów, którzy suflują wyborcom proste rozwiązania w odpowiedzi na coraz bardziej skomplikowane problemy współczesnego świata. Nie wymieniając żadnego kraju ocenił, że nie tylko poza UE, ale też w jej centrum widać zwrot w kierunku autorytaryzmu.

"Ta nowa fascynacja reżimami autorytarnymi staje cię coraz bardziej powszechna nie tylko poza naszymi granicami wschodnimi, czy południowymi, ale także w centrum Europy. Populiści przedstawiają czarno-biały świat i zbijają kapitał polityczny na strachu" - ocenił.

Zdaniem Steinmeiera należy się zdecydowanie sprzeciwić tym, którzy uważają, "że instytucje europejskie to strata czasu, a gotowość do kompromisu to słabość". Jak przekonywał naiwne, a wręcz nieodpowiedzialne jest wmawianie ludziom, że stawianie czoła takim zagrożeniom jak terroryzm, czy zmiany klimatu będzie możliwe przy zamkniętych granicach. "Nie można ludziom wmawiać, że w obecnym świecie jakikolwiek kraj bez UE będzie mógł bronić swoich interesów, że jego głos będzie słyszalny" - podkreślił niemiecki socjaldemokrata.

Przekonywał, że Europa albo będzie ważnym graczem na arenie światowej, albo jej państwa "będą zabawką w rękach innych mocarstw". Wskazywał przy tym na Wielką Brytanię, która - w jego ocenie - decydując się na wyjście z UE zdecydowała się na największą w swojej historii utratę suwerenności.

Steinmeier podkreślał, że nie jest pewne, iż europejska integracja jest procesem nieodwracalnym. "Przyszłość Europy nie jest pewnikiem, nigdy nim nie była, a w dniu, gdy zapadła decyzja o Brexicie nie przekonaliśmy się o tym po raz pierwszy" - powiedział. Apelował przy tym o pracę na rzecz integracji i przypominanie krytykom, że Europa przyniosła współpracę, wzrastający dobrobyt i 70 lat pokoju.

"W czasach kiedy nasilają się siły odśrodkowe, kiedy coraz głośniej wieszczy się upadek Europy, chcę stanąć po jej stronie jako obywatel. Jak wielu innych obywateli chcę powiedzieć bardzo głośno: chcę Europy. Jako prezydent Niemiec mogę powiedzieć, że większość Niemców też chce Europy, nie chce powrotu do naszej mrocznej przeszłości" - zaznaczył Steinmeier.

W swoim przemówieniu poruszył też wątek roli Niemiec w UE. Przypominał, że niektórzy wzywają do tego, by jego kraj wziął na siebie więcej odpowiedzialności za przyszłość kontynentu, a inni z kolei przestrzegają przed dominacją Berlina.

"Siła Europy nie może się opierać na przywództwie jednego kraju, tylko na odpowiedzialności wszystkich. Oczywiście na Niemczech jako na jednym z największych i najludniejszych krajów spoczywa ogromna odpowiedzialność, ale także musimy sobie zdawać sprawę z ograniczeń naszych możliwości. Nie zapomnimy, że gdzieindziej w Europie ktoś może mieć rację, gdy się spieramy" - oświadczył.

Jak podkreślił Niemcy chcą sprawiać, żeby Europa była zjednoczona, działała w sposób praworządny i równy z punktu widzenia wszystkich. "Wolność, demokracja, praworządność, prawa człowieka nie są niczyją zabawką. Artykuł 2 naszego traktatu wyraźnie o tym mówi. (...) Jeśli za tym się opowiadamy, jeśli chcemy być tą latarnią praworządności, nie możemy twierdzić, że jest nam wszystko jedno, kiedy tymi fundamentami ktoś chce w Europie wstrząsnąć" - powiedział niemiecki polityk.

Jak dodał nie można milczeć, gdy społeczeństwu obywatelskiemu, czy społeczności naukowej, choćby w tej chwili w Budapeszcie "odbiera się możliwość swobodnego oddychania". W niedzielę tysiące osób, w tym studentów, profesorów i osób prywatnych, protestowało w Budapeszcie przeciwko planom rządu, które oznaczają ograniczenie działalności zagranicznych uczelni na Węgrzech, a nawet likwidację niektórych z nich.

Steinmeier podkreślał, że gdy przyszedł na świat w 1956 roku w całej Europie widoczne były rany wynikające z rozpętanej przez hitlerowskie Niemcy wojny. "Jeszcze głębsze rany widoczne były w sercach naszych sąsiadów, a jednak wyciągnęli oni do nas w geście pokoju ręce i dzięki temu w Rzymie przed 60 laty wspólnie położyli fundamenty pod nową Europę" - wskazał prezydent Niemiec.

W swoim przemówieniu wspominał też prywatną wizytę jaką złożył w ubiegłym roku we Wrocławiu, mieście gdzie urodziła się jego matka. Jak mówił znał to miasto z jej opowieści o wojnie, o spustoszeniach, o ucieczce. "Nacjonalizm i jego konsekwencje, które położyły się cieniem na mojej młodości, ukształtowały obraz Wrocławia. W zeszłym roku przybyłem jednak do zupełnie innego miasta - miasta, które było europejską stolicą kultury, pełnym muzyki, ożywionych dyskusji, gdzie młodzi ludzie z Wilna, Wuppertalu i Werony wspólnie uczcili Europę" - opowiadał.

Przykład ten podał, by zobrazować, że "marzenie o europejskiej przyszłości żyje". "To od nas zależy szanowni europosłowie, żeby to marzenie europejskie również było obecne wśród kolejnych pokoleń. To jest przesłanie, które przynoszę z mojej ojczyzny. Tak, chcemy zbudować lepszą Europę i chcemy być europejskimi Niemcami" - zakończył Steinmeier przemówienie przyjęte długą owacją na stojąco.

Ze Strasburga Krzysztof Strzępka (PAP)