Na razie nie będziemy proponowali nowych traktatów. Celem Warszawy jest zwalczanie pomysłów na UE różnych prędkości.
Jutrzejszy szczyt Unii Europejskiej zacznie się w cieniu londyńskiego zamachu, do którego doszło wczoraj i który wciąż jest wyjaśniany. Zakończy się za to deklaracją, której treść jest właśnie uzgadniana. Polskiemu rządowi zależy, by znalazły się w niej cztery punkty. Pierwszy z nich to jednorodność UE, by nie było mowy o Europach różnych prędkości. To główna obawa w kontekście niedawnego spotkania największych państw unijnych w Wersalu, na którym takie zapowiedzi się pojawiły. Jak tłumaczy wiceszef MSZ Konrad Szymański, nie chodzi jedynie o status Polski, ale o całą UE. – Jesteśmy przeciwni pomysłom na podział UE, bo to osłabia Europę. Żaden problem Unii nie zostanie rozwiązany przez podział. Przyjdą za to nowe – uważa Szymański.
Kolejny punkt to zachowanie integralności wspólnego rynku i podstawowych swobód przesyłu towarów, usług czy przemieszczania ludności. Ma to zapobiec próbom wykorzystywania przez Francję czy Niemcy regulacji krajowych do ograniczania konkurencji ze strony innych krajów. Tak jest np. w wypadku przewoźników. Rząd obawia się, że pod pretekstem wzmacniania modelu socjalnego nasilą się próby bogatszych państw blokowania rynku tam, gdzie usługi czy pracownicy z Europy Środkowej i Wschodniej są konkurencyjni. Największe obawy budzą w tym kontekście propozycje zmian w dyrektywie Komisji o pracownikach delegowanych, co dowodzi, że takie tendencje pojawiają się już nie tylko w poszczególnych krajach, lecz nawet w KE, która teoretycznie jest strażniczką swobód.
Polski rząd chce także, by w deklaracji znalazło się potwierdzenie ściślejszej współpracy w dziedzinie obronności wewnątrz UE oraz w ramach relacji z NATO. Chodzi zwłaszcza o to, by ewentualne tendencje do wzmacniania bezpieczeństwa militarnego UE nie osłabiały Sojuszu.
Ostatni punkt, o który chce walczyć rząd, to zwiększenie roli parlamentów narodowych. Konrad Szymański tłumaczy, że podkreślenie ich roli jest istotne nie tylko jako instrument kontroli procesu decyzyjnego wewnątrz UE. Zapewnia to też silniejszą legitymację decyzjom podejmowanym przez Wspólnotę.
Polska jedzie na szczyt z postulatami, które trudno uznać za wygórowane. Zresztą – jak wynika z projektu deklaracji, o którym informowało Polskie Radio – trudno się dopatrzyć szczególnych punktów spornych. Polskie postulaty w dużej mierze są już uwzględnione. „Jesteśmy zdecydowani, aby uczynić z UE silniejszą i bardziej elastyczną, dzięki większej jedności i solidarności między nami” – brzmi jedno ze zdań w deklaracji, w której nie ma bezpośredniego odniesienia do UE wielu prędkości.
Deklaracja mówi o czterech zobowiązaniach. Pierwsze o bezpiecznej Europie, w której obywatele czują się bezpiecznie i mogą się swobodnie przemieszczać. Kolejne to Europa zamożna i zrównoważona, z jednej strony stymulująca wzrost i miejsca pracy, a z drugiej – dbająca o wspólny rynek. Punkt trzeci deklaracji to Europa socjalna, która promuje postęp gospodarczy i społeczny, a także spójność i konwergencję, oraz dba o możliwość pracy na całym kontynencie. Wreszcie czwarte zobowiązanie to silniejsza UE, promująca stabilność i dobrobyt w swoim sąsiedztwie, współpracująca i uzupełniająca się z NATO.
W deklaracji znalazły się też słowa na temat roli parlamentów narodowych. Nowo dodany fragment mówi: „Zobowiązujemy się wysłuchiwać i odpowiadać na obawy wyrażane przez naszych obywateli i będziemy współpracowali z parlamentami narodowymi”. Mowa jest także o tym, że ma się to odbywać na zasadzie subsydiarności. Widać, że im bliżej szczytu, tym treść deklaracji staje się bardziej strawna dla wszystkich, by nic nie zakłóciło świętowania 60. rocznicy podpisania traktatów rzymskich, będących faktycznie aktem założycielskim Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, czyli poprzedniczki UE. W jednym miejscu słowo „gender” zastąpiono „równością kobiet i mężczyzn”.
Mimo to rząd Beaty Szydło zastrzega, że deklaracja będzie ważna, tylko jeśli podpisy pod nią złożą przedstawiciele wszystkich krajów członkowskich. To chyba jednak wyraz raczej ostrożności niż zapowiedź dramatycznych wydarzeń. Po ostrym sporze w sprawie Donalda Tuska na poprzednim szczycie, gdzie Polska pozostała osamotniona, obecnie nie widać powodu, dla którego rząd miałby stawiać jakąś sprawę na ostrzu noża. – Mam nadzieję, że rząd zachowa się w sposób konstruktywny i nie będzie blokował deklaracji, która na dobrą sprawę ma oddać hołd ojcom założycielom i wszystkim, którzy wymyślili projekt integracji europejskiej – mówi Rafał Trzaskowski z PO.
Władze Polski myślą wprawdzie o projekcie zmian unijnych traktatów, ale zobaczymy go nieprędko. – Nie ma sensu go ujawniać, zanim nie poznamy wyników wyborów w Niemczech – mówi nam jeden z polityków z obozu rządowego. Na razie na polityczny tapet wchodzi brexit. Wielka Brytania ma wkrótce notyfikować wystąpienie z UE, po czym ruszą dwuletnie negocjacje. Polski rząd ma wkrótce przyjąć stanowisko negocjacyjne w tej kwestii. Wczoraj do Londynu poleciał lider PiS Jarosław Kaczyński, by spotkać się z premier Theresą May. Gdy zamykaliśmy to wydanie DGP było jednak już pewne, że z podowu zamachu do spotkaniania nie dojdzie.
Politycy PiS podkreślali, że podróż prezesa to element rozmów z Brytyjczykami kanałem partyjnym, bo brytyjscy konserwatyści i PiS są w jednej frakcji w europarlamencie. Jak informowało RMF FM, podróż Kaczyńskiego do Londynu do ostatniej chwili była utrzymywana w tajemnicy. Wiedzieli o niej tylko najbliżsi współpracownicy.