Podczas szczytu w Brukseli złamano wiele unijnych zasad, przede wszystkim zasadę jedności; to może niepokoić, choć sam wybór Donalda Tuska może być dla Polski neutralny - uważa politolog Norbert Maliszewski z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.

W ocenie Maliszewskiego rezultat tego szczytu jest trudny dla polskiej polityki zagranicznej przede wszystkim dlatego, że 27 państw zagłosowało inaczej i nie wsłuchało się w głos Warszawy.

"To, że zostało przegrane głosowanie, nie znaczy, że jeżeli np. w ciągu dwóch miesięcy podejmowana będzie kwestia chociażby kwot uchodźców, to znowu nie stworzymy wspólnej grupy interesów z Grupą Wyszehradzką. Czy nie będziemy pod koniec czerwca razem głosować z Niemcami nad przedłużeniem czy nowymi sankcjami dla Rosji" - podkreślił pragmatykę działania dyplomacji.

Dla Maliszewskiego najważniejsze negatywne wydarzenie szczytu, to realne powstanie i realizacja zapowiedzi "Europy dwóch prędkości". "Ta zapowiadana w Wersalu Unia dwóch prędkości została zrealizowana. Dwóch prędkości w tym sensie, że podczas tego szczytu złamano obyczaj jednomyślności i największe państwa przeforsowały swoją ideę polityczną, czy swój scenariusz - ponowny wybór Tuska, pomimo negatywnego stanowiska polskiego rządu" - tłumaczył.

"Ten szczyt jest powodem do refleksji na temat zasad - nie tylko zasady jedności, ale wszystkich zasad przed szczytem w Rzymie, który ma odnowić podstawy powstania Unii" - zaznaczył politolog.

Jego zdaniem, jeżeli ta zasada jedności została złamana, a "Polsce próbowano pokazać miejsce w szeregu, to jest to niepokojące". "Niepokojące jest też, gdy jest ustalony budżet, Polska ma tam pieniądze na fundusze strukturalne, to nie może być szantażowana cięciem środków strukturalnych" - argumentował.

Niepokojące jest również to, że zasada jedności nie jest respektowana w sytuacji, kiedy zbliżają się wybory w Niemczech, czy we Francji. "Tutaj przykładem jest Angela Merkel, która - jeżeli chce pokazać swoją skuteczność - to Unia tych +dwóch prędkości+ pokazuje swoją siłę i dominuje nad mniejszymi państwami, jak Polska" - mówił.

Ocenił, że abstrahując od polskiego stanowiska w sprawie wyboru Tuska, sama decyzja jest neutralna dla Polski.

"Tusk jest moderatorem, ale pamiętajmy, że wywodzi się z rodziny Europejskiej Partii Ludowej i będzie dbał o interesy tej partii, a w Polsce - Platformy, więc z perspektywy polskiego rządu to będzie rodziło na pewno napięcia" - ocenił ekspert.

Zaznaczył, że w scenariuszu, w którym alternatywą byłby jakiś socjalista, to można o tym obecnym wyborze myśleć pozytywnie.

"Sam Tusk będzie też teraz na cenzurowanym, bo jeśli Polska pokazała taką stanowczą podstawę, że nie podoba się nam postępowanie Donalda Tuska, to wówczas on będzie przynajmniej starał się powstrzymywać, albo pokazywać bezstronność" - uważa Maliszewski.