Na ulice Bukaresztu i kilku innych rumuńskich miast ponownie wyszli we wtorek wieczorem przeciwnicy rządu. Domagali się oni ustąpienia gabinetu premiera Sorina Grindeanu, zarzucając mu, że hamuje walkę z korupcją.

Protesty, choć już zdecydowanie mniej liczne niż w poprzednich dniach, trwają, mimo że rząd wycofał się z kontrowersyjnego dekretu łagodzącego karanie za korupcję.

Według rumuńskich mediów w stolicy demonstrowało około 8 tysięcy osób. Przeciwnicy rządu Sorina Grindeanu demonstrowali także w trzech innych miastach, natomiast ok. 2 tys. jego zwolenników zebrało się w Bukareszcie przed siedzibą prezydenta Klausa Iohannisa. Demonstranci oskarżali szefa państwa o pogłębianie podziałów w społeczeństwie.

We wtorek Iohannis powiedział w parlamencie, że socjaldemokratyczny rząd wywołał kryzys w Rumunii przyjmując kontrowersyjne rozporządzenie, przeciwko któremu przez tydzień protestowały setki tysięcy ludzi.

Prezydent stwierdził, że Rumunia jest obecnie pogrążona w prawdziwym kryzysie, a większość obywateli sądzi, że kraj zmierza w złym kierunku. Podkreślał jednak, że socjaldemokraci zwyciężyli w wyborach parlamentarnych z grudnia 2016 roku i powinni pozostać u władzy.

Wydane 31 stycznia w trybie pilnym rozporządzenie wprowadzało zasadę, że przestępstwo urzędnicze ścigane jest z urzędu w trybie postępowania karnego tylko wówczas, gdy przyniosło skarbowi państwa uszczerbek w wysokości co najmniej 200 tys. lejów (190 tys. złotych).

Poprawiłoby to sytuację szefa Partii Socjaldemokratycznej (PSD) Liviu Dragnei, który odpowiada obecnie przed sądem za wynagradzanie z funduszy publicznych dwóch osób pracujących w latach 2006-2013 dla kierownictwa jego partii, na czym skarb państwa stracił 108 tys. lejów (103 tys. złotych). Gdyby kontrowersyjne rozporządzenie weszło w życie, oskarżenie to stałoby się bezprzedmiotowe, a podobną jak Dragnea korzyść odniosłoby także wielu innych działaczy różnych rumuńskich partii.

Uchylonemu już rozporządzeniu przeciwstawił się wcześniej także prezydent Klaus Iohannis, zaskarżając je w Trybunale Konstytucyjnym. "Rząd popełnił poważne błędy i musi rozwiązać kryzys, który wywołał" - oświadczyła w niedzielę rzeczniczka Iohannisa. Dodała, że demonstranci wystąpili z "uzasadnionymi, demokratycznymi i słusznymi żądaniami, a rząd musi zrozumieć, iż ludzie nie zaakceptują żadnych koncesji".

Ostatecznie w niedzielę rząd Rumunii wycofał się z tego pomysłu po organizowanych od blisko tygodnia masowych protestach w Bukareszcie i innych miastach oraz krytycznych głosach ze strony społeczności międzynarodowej. W protestach brało udział ok. 250 tys. ludzi; były to największe demonstracje w Rumunii od upadku komunizmu w 1989 roku.