Zakończenie konfliktu w Ukrainie może być szansą dla polskich firm transportowych. Wcześniej jednak potrzebne są inwestycje w infrastrukturę, ale też wsparcie sektora w transformacji energetycznej – mówi DGP Piotr Iwo Chmielewski, prezes zarządu Rohlig Suus.
Jakie są dziś największe wyzwania sektora transportu drogowego?

Warto pamiętać, że transport i logistyka odpowiadają za 7 proc. polskiego PKB. Jesteśmy też numerem jeden w UE. Tymczasem polscy przedsiębiorcy muszą się zmierzyć z trzema wyzwaniami. Transformacjami: ekonomiczną, geopolityczną i energetyczną. Najtrudniejsza jest ta ostatnia, bo transport drogowy, według różnych szacunków, odpowiada za 20–25 proc. całej emisji CO2 w UE.

Dlaczego ta ostatnia jest najtrudniejsza? Czy ze względu na koszty, czy na obowiązujące regulacje?

Transformacja energetyczna dotyczy całej naszej gospodarki. Jest najbardziej złożona oraz wymaga największego wsparcia i współpracy między firmami prywatnymi, publicznymi, instytucjami rządowymi. Potrzebne są programy wspierające inwestycje w transformację sektora, szczególnie że branża już drugi rok z rzędu walczy z kryzysem. Same dotacje nie rozwiążą jednak problemu. Przedsiębiorcy muszą sami się zastanowić, jak mogą sprostać temu wyzwaniu, ale też utrzymać pozycję sektora na europejskim rynku. A zaznaczę, że główną siłą branży są mikroprzedsiębiorcy, czyli zatrudniający do 10 osób, z flotą składającą się z kilku pojazdów. Obecnie skupiają się na utrzymaniu rentowności swojego biznesu, i trudno im myśleć o inwestycjach, w tym w transformację energetyczną. Dla nich to często odległa i abstrakcyjna perspektywa – w tym momencie raczej walczą o przetrwanie swojego biznesu. Niestety, to recepta na kolejne kłopoty, szczególnie że w innych krajach transformacja postępuje. Pojawiają się infrastruktura dla aut elektrycznych, ograniczenia w poruszaniu się aut o większych emisjach czy wysokie opłaty na autostradach.

ikona lupy />
Piotr Iwo Chmielewski 
prezes zarządu Rohlig Suus / Materiały prasowe / fot. Adam Tuchliński/Materiały prasowe
Jakie jest zatem rozwiązanie?

Potrzebne jest wsparcie państwa, bo firmy z własnych budżetów nie pokryją potrzebnych kosztów. To stało się konieczne bardziej niż kiedykolwiek. I to nie tylko w związku z unijnymi regulacjami w zakresie ESG. Na razie działania państwa mają raczej formę jednostkowych zastrzyków, a nie kompleksowego leczenia. Przykładem są np. wakacje od ZUS. W kontekście wymiany taboru od kilku lat funkcjonuje program dopłat do elektrycznych aut osobowych, ale o ciężarowych do tej pory nikt nie myślał. Brakuje też infrastruktury.

Dlatego odpowiedzialność za umacnianie sektora spada na liderów rynkowych, czyli operatorów logistycznych.

Co to znaczy? Jak mogą pomóc?

Staramy się pomagać w rozwoju naszych partnerów transportowych. Organizujemy grupy zakupowe, wspierając w zakupach ubezpieczeń, opon, proponujemy benefity w postaci kart paliwowych, doradztwa prawnego czy podatkowego. Oferujemy też pakiety dla kierowców – od opieki zdrowotnej, po karty sportowe. Zapraszamy przedsiębiorców prowadzących swoje firmy transportowe do tego, żeby z nami pracowali na wyłączność, dając im zapewnienia i gwarancje stabilnych wolumenów. Dbamy też o dywersyfikację usług i wspieramy klientów w zakresie łańcuchów dostaw globalnych – transportu morskiego, lotniczego czy kolejowego. Oferujemy im całą obsługę celną, usługi doradcze i logistykę magazynową.

Ale do ewolucji w kierunku zielonego transportu potrzebna jest też otwartość klientów na zmiany i świadomość kosztów transformacji, bo inwestycje znajdą odzwierciedlenie w cenach za fracht.

Niedawno objął pan ster w firmie, w ramach sukcesji rodzinnej. Czy miało to wpływ na obraną strategię rozwoju?

Pandemia pokazała, jak ważna jest logistyka dla każdego przedsiębiorstwa. Firmy muszą być zabezpieczone na wypadek zamknięcia portów w Chinach czy ataku rebeliantów na Morzu Czerwonym. Dlatego ostatnie lata były dla nas bardzo intensywne, ale i sprzyjały naszemu rozwojowi. Teraz mierzymy się z innymi wyzwaniami – wynikającymi z sytuacji gospodarczej, naszej ekspansji zagranicznej oraz sukcesji.

Od siedmiu lat jestem w firmie, a od czterech w zarządzie. Od tego roku natomiast mam przyjemność pełnić rolę pierwszoplanową. Nie wywracam jednak strategii do góry nogami, cały czas blisko współpracuję z moim ojcem, dotychczasowym prezesem. Zamierzam podtrzymać kierunek obrany przez niego oraz cel, którym jest bycie liderem w regionie Europy Środkowo-Wschodniej.

Jak firma będzie do tego dążyć?

Chcemy wspierać przedsiębiorców polskich i z całego regionu w ich rozwoju międzynarodowym i budować odporność ich łańcuchów dostaw. A dodam, że operujemy w świecie logistyki, który jest zdominowany przez wielkie, międzynarodowe koncerny – niemieckie, francuskie, amerykańskie. Do tego nasz region znalazł się na szczycie listy zainteresowań wielu globalnych firm, m.in. w związku z planami odbudowy Ukrainy. Przez ostatnie kilkadziesiąt lat region od UK, kraje Beneluksu, przez zachodnie Niemcy, wschodnią Francję, po Włochy był centrum, w którym skupiały się produkcja, centra logistyczne. Dziś to centrum przesunęło się na wschód i mówimy o tzw. Black Sea banana. To obszar, gdzie Polska wiedzie prym. Obejmuje też Czechy, Słowację, Rumunię, Węgry przez Turcję, i prowadzi dalej wokół Morza Czarnego po Kazachstan i Uzbekistan. To nasza wielka szansa. W ostatnich latach otworzyliśmy oddziały w Czechach, Słowacji, Rumunii, na Węgrzech i w Słowenii. W zeszłym roku dodaliśmy oddział w Kazachstanie, otwierając się bardziej na nowy region świata, czyli na Azję Środkową. Widzimy w niej olbrzymi potencjał.

Jakie inwestycje planuje w związku z tym firma?

Budujemy sieć drobnicową, w ramach której planujemy już niedługo uruchomienie codziennych połączeń w 24 godziny, między naszymi terminalami na terenie Polski, Czech, Słowacji i Węgier. Do tego patrzymy na Uzbekistan, na Gruzję, które są istotnymi krajami z perspektywy kolejowego korytarza środkowego, który zyskuje na znaczeniu po intensyfikacji działań w Ukrainie jako alternatywa dla przewozów kolejowych z Chin przez Rosję.

Inwestujemy jednak przede wszystkim w ludzi, ich rozwój, kompetencje i satysfakcję z pracy. To podstawa naszej strategii biznesowej. Stawiamy na autorskie programy wspierania zdrowia psychicznego.

Trzeci obszar to transformacje energetyczna i cyfrowa, które pozwalają optymalizować koszty działania.

Czy perspektywę zakończenie konfliktu na Ukrainie należy rozpatrywać jako szansę dla polskich firm?

Tak, ale trzeba pamiętać o tym, żeby z niej dobrze skorzystać. A do tego potrzebne są pilnie inwestycje. Myślę o rozwoju infrastruktury portowej. To ważne, żebyśmy mogli przyjmować w Polsce towary, które normalnie popłynęłyby do naszych zachodnich sąsiadów. Potrzebny jest dalszy rozwój terminala w Świnoujściu, ale i kolei, która wymaga silnej modernizacji.

Mamy dużo wyzwań w zakresie inwestycji infrastrukturalnych. Wymagają one czasu, pewnie znacznie większa część przewozów będzie więc realizowana drogowo. A tu pojawia się szansa dla przewoźników – i wracamy do początku naszej rozmowy i znaczenia polskich firm transportowych dla gospodarki.

Jakie dziś widzi pan największe bariery w rozwoju?

Po pierwsze – brak wystarczającego wsparcia dla firm, które czekają duże zmiany. Brak przyjaznego środowiska dla przedsiębiorców, skomplikowany system podatkowy, brak zachęt do rozwoju, wspierania innowacyjności.

Po drugie – niewystarczające działania w zakresie rozwoju infrastruktury kolejowej, drogowej, portowej. Musimy się skupić na strategicznej wizji transformacji polskiej energetyki. Jest mowa o tym od kilku lat, a dalej stoimy w miejscu. A to coś, co blokuje przedsiębiorców w wielu branżach produkcyjnych w planowaniu kolejnych projektów w naszym kraju. Tymczasem to byłoby również motorem napędowym dla firm przewozowych.

Po trzecie – ciągła zmienność świata i gospodarki wymaga od nas tworzenia bardzo elastycznego podejścia do działalności, zwinności organizacyjnej. Tymczasem na rynku brakuje rąk do pracy. Potrzebujemy jako kraj strategii migracyjnej, która jest niezbędna w sytuacji niżu demograficznego, niskiego bezrobocia i odpływu pracowników z branży logistycznej z Ukrainy. Ręce do pracy są i będą potrzebne. Robotyzacja i automatyzacja nie rozwiążą tego problemu całkowicie.

Obawiam się, że po 30 latach prosperity czeka nas tylko rollercoaster, na który trzeba się przygotować. Choćby z powodu wojny handlowej, która się nasila między Chinami a USA. Żyjemy w ciekawych czasach. Dla łańcuchów dostaw oznacza to wiele wyzwań. ©℗

Rozmawiała Patrycja Otto
„zapis wideo rozmowy dostępny na www.gazetaprawna.pl/tagi/npbp