Obserwując obecną sytuację rynkową, można zauważyć prawidłowość: w branżach, w których w globalnej konkurencji skutecznie uczestniczą polskie firmy, wzrost cen jest umiarkowany.
Obserwując obecną sytuację rynkową, można zauważyć prawidłowość: w branżach, w których w globalnej konkurencji skutecznie uczestniczą polskie firmy, wzrost cen jest umiarkowany.
Ryszard Florek, prezes zarządu Fakro
W sprawnie funkcjonującej gospodarce, gdzie na rynku działa wiele równych sobie podmiotów, może zdarzyć się sytuacja, w której zapotrzebowanie (popyt) na dany produkt przewyższa możliwości jego dostarczania (podaż) - np. o 10 proc. Jeżeli tej podaży nie można w krótkim czasie uzupełnić, pojawia się sytuacja niedoboru produktu. Wówczas ceny mogą wzrosnąć nie o 10 proc., lecz nawet o 100 proc. lub więcej. Rynek powoduje, że deficytowy towar jest nadal dostępny, lecz oczywiście po wyższych cenach. To zmusza konsumentów do racjonalnego używania tego produktu, a to oznacza, że trafia on tam, gdzie jest niezbędny i we właściwej ilości. To z kolei zmniejsza zapotrzebowanie na ten produkt i powoduje, że wzrost cen może się - dzięki mechanizmom rynku - szybko ustabilizować. Firma, która dostarcza deficytowy towar, zarabia chwilowo nieproporcjonalnie więcej i ma środki na zainwestowanie w dostarczenie większej ilości tego produktu, dzięki czemu w krótkim okresie może osiągnąć nadzwyczajne zyski.
Inaczej jest w przypadku branż i rynków, gdzie występuje monopol lub oligopol. Firmy pozostające w elitarnym kręgu dostawców deficytowego produktu mogą nawet w dłuższym okresie bardzo dużo zarobić z tego tytułu. Co więcej, w takich branżach, gdzie istnieją monopole albo oligopole, a cenę produktu klientom narzuca dominujący gracz rynkowy, firmy często sztucznie tworzą deficyt produktów, np. poprzez ograniczenie produkcji, magazynowanie produktu, tworzenie paniki rynkowej. Wszystko po to, aby sztucznie nakręcić wysokie ceny, gdyż ten nadzwyczajny zysk zostanie tylko u nich.
Oczywiście na takie zachowania rynkowe mogą pozwolić sobie tylko globalni gracze, mający silną pozycję rynkową. Ponieważ Polska ma znikomą liczbę własnych firm globalnych, które kształtują ceny w ujęciu światowym, my, Polacy, należymy do grona krajów, które najwięcej tracą przy zawirowaniach cen na rynku, co objawia się wysoką inflacją. Na wykresie obok pokazujemy relację pomiędzy trzema wielkościami, tj. inflacją, średnim wynagrodzeniem w danym kraju oraz liczbą rodzimych firm globalnych w danym kraju w przeliczeniu na 5 mln mieszkańców.
Analizując obecną sytuację rynkową i branże, w których występują zyski nadzwyczajne, możemy zauważyć inną prawidłowość. W branżach, w których w globalnej konkurencji skutecznie uczestniczą polskie firmy, wzrost cen jest umiarkowany. Mniej więcej odzwierciedla on wzrost kosztów działalności, np. w transporcie lądowym ceny zwiększyły się o ok. 40 proc., a w stolarce budowlanej o ok. 30 proc.
W branżach, w których nie ma polskich konkurentów (dostawców) i funkcjonują globalne monopole/oligopole, ceny wzrosły kilkukrotnie, np. w transporcie morskim o 400 proc., cena stali o 250 proc., cena szkła płaskiego o 300 proc., a komponenty elektroniczne aż o 600 proc. Firmy w tych branżach osiągają nadzwyczajne zyski i to w dłuższym okresie. Przykładowo duński Maersk (transport morski) osiągnął w 2021 r. nadzwyczajny zysk 16 mld euro, a holenderski Shell w wysokości 24 mld euro. Dla porównania pomoc dla Polski z Unii Europejskiej (KPO) ma wynieść ok. 23,9 mld euro.
Mechanizm podatkowy jest jedną z niewielu możliwości ograniczania dominującej czy uprzywilejowanej pozycji rynkowych gigantów. W przypadku monopoli/oligopoli funkcjonują bardzo wysokie bariery wejścia, które uniemożliwiają pojawienie się w danej branży czy szerzej rynku większej liczby podmiotów oraz funkcjonowanie normalnej, uczciwej konkurencji, która w sposób naturalny hamowałaby manipulację cenami i powstawanie zysków nadzwyczajnych.
Obecne mechanizmy prawne w Unii Europejskiej nie regulują kwestii nadzwyczajnych zysków spowodowanych sytuacjami wyjątkowymi. Efekt jest taki, że biedniejsze kraje zadłużają się, aby utrzymać płynność gospodarstw domowych oraz swoich małych firm, a te pieniądze w formie renty monopolistycznej trafiają do nielicznych globalnych graczy i państw, w których ci gracze mają główną siedzibę.
Najlepszym rozwiązaniem byłoby, aby podatek od zysków nadzwyczajnych został wprowadzony na poziomie Unii Europejskiej. Wówczas pobrane w formie tego podatku środki mogłyby wrócić do krajów mniej zamożnych, skąd de facto pochodzą. Czy to jednak możliwe? Raczej nie, skoro wszystkie liczące się stanowiska unijne obsadzone są politykami pochodzącymi z krajów, które odnoszą najwyższe korzyści z dominacji na rynku Unii Europejskiej. Na przykład szefową Komisji ds. Konkurencji jest Dunka, Margrethe Vestager, była minister gospodarki Danii.
Dziś polskie firmy eksportujące np. do Stanów Zjednoczonych muszą „dołożyć się” do nadzwyczajnych zysków zagranicznych koncernów, kupując od nich surowce (szkło), energię lub korzystając z transportu morskiego po zawyżonych cenach. Łączna wartość tego „haraczu” w cenie jednostkowej polskiego produktu może być dwa razy większa niż koszty pracy pracowników, którzy produkt ten wykonali w Polsce. W uproszczeniu można powiedzieć, że polski pracownik trzy godziny dziennie pracuje dla siebie i Polski, a pięć godzin pracuje dla takich państw jak Niemcy czy Dania, z których pochodzą globalni gracze. Pod warunkiem że produkt obciążony dodatkowym haraczem będzie jeszcze konkurencyjny na amerykańskim rynku i znajdą się klienci, którzy kupią ten produkt po wyższej cenie.
Dlatego wydaje się, że należy szukać możliwości wprowadzenia podatków od nadmiernych zysków lub innych rozwiązań i wprowadzić je przynajmniej w Polsce. Ważne jest, aby taki podatek był dobrze zaadresowany, tj. dotyczył sektorów gospodarki, w których występują monopole i oligopole. Tylko w ten sposób podatek od zysków nadzwyczajnych poprawi konkurencyjność rodzimej gospodarki.
Co zrobić, aby Polska mogła w większym stopniu korzystać z globalnego rynku oraz czerpać zyski z anomalii rynkowych? Potrzebujemy więcej polskich rodzimych firm globalnych. W tym celu niezbędne jest stworzenie w Polsce sprawnego systemu ochrony konkurencji chociażby wzorem Austrii. W wyniku braku systemu ochrony konkurencji Polska traci tylko w branży okien dachowych 1 mld zł rocznie.
Na wcześniej wspomnianym wykresie możemy łatwo zauważyć, że w tych krajach, gdzie jest dużo globalnych firm, mamy wysoką średnią wynagrodzeń oraz najmniejszą inflację. I to jest cel, do którego powinniśmy dążyć.
/>
/>
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama