Tak, bo dużo się dzieje. Właśnie skończyliśmy spotkanie z sekretarzem generalnym NATO, a za chwilę odbędzie się podsumowanie działań na spotkaniu kierownictwa MON.
Czasy rutynowych spotkań się skończyły. Tym bardziej że to szczególna okazja, by wymienić poglądy bezpośrednio, na osobności. Siłą rzeczy nie o wszystkim mogę powiedzieć, niemniej to dobrze, że sekretarz generalny NATO wybrał Warszawę jako właściwie pierwsze miejsce, w którym podsumowuje to, co działo się ostatnio na wielu szczytach: w Londynie, Paryżu, Brukseli…
Możemy spać spokojnie, ale musimy mieć świadomość, że nic nie jest dane na zawsze. Wartości, w które wierzymy – takie jak suwerenność i niepodległość – wymagają ciągłej troski i gotowości do ich obrony.
Ale Polska znajduje się na froncie! Mamy realne doświadczenie wojny hybrydowej na naszej wschodniej granicy. Za codziennymi raportami Straży Granicznej o kolejnych atakach, próbach nielegalnego przekroczenia granicy oraz aktach agresji inspirowanych przez reżim Łukaszenki stoją tysiące żołnierzy i funkcjonariuszy, którzy każdego dnia czuwają nad naszym bezpieczeństwem.
Jest jeszcze jeden, często niedoceniany front, na którym codziennie jesteśmy atakowani – cyberfront. Wiemy, że za atakami stoją Rosja i powiązane z nią grupy. Musimy chronić naszą infrastrukturę, a czasem kontratakować, ale proszę mnie w tej sprawie nie ciągnąć za język.
Mamy przykłady dobrej kontynuacji i budowania od zera. Nigdy nie podchodziliśmy do kwestii bezpieczeństwa w sposób ideologiczny czy partyjny. Jestem w stanie publicznie docenić wiele działań, które politycy PiS zrealizowali w obszarze bezpieczeństwa, jak choćby utworzenie Dowództwa Komponentu Wojsk Obrony Cyberprzestrzeni. Tu mamy kontynuację. Jak w sztafecie, gdzie pałeczka po prostu została przekazana kolejnej zmianie i biegniemy dalej. Ale są też miejsca, gdzie tej sztafety nie ma, bo ktoś, kto miał przybiec z pałeczką, albo ją zgubił po drodze, albo nie dobiegł gdzie trzeba, albo był spóźniony i musimy nadrabiać zaległości.
Nie postępujemy jak politycy PiS, którzy zaraz po objęciu władzy unieważnili przetarg na Caracale, wcześniej celowo kreując im złą prasę, a następnie całkowicie odrzucili zawartą umowę.
To nie jest prehistoria, mówimy o realnej stracie dla Wojska Polskiego. Na stole były konkretne zdolności śmigłowcowe, dodatkowo wzmocnione planowanymi zakładami w Łodzi. Gdyby kontrakt nie został zerwany, dziś bylibyśmy w zupełnie innym miejscu. Niestety, umowę wysadzono w powietrze wyłącznie dlatego, że stała się elementem walki partyjnej. My działamy inaczej – nie zrywamy żadnych umów. Tam, gdzie kontrakty są dobre, realizujemy je i rozwijamy, a tam, gdzie wymagają poprawek, staramy się je renegocjować i wywalczyć lepsze warunki dla Polski. Weźmy śmigłowce Apache. Przedłużyliśmy negocjacje o pół roku, by wynegocjować offset, i to się udało: 0,5 mld dol. na Łódź i Dęblin. Można w zasadzie dziś czy jutro wysłać dwa maile i kupić wszystko od wszystkich, płacąc przy tym ogromne pieniądze. I każdy zgodzi się na taki deal, ale to żadna sztuka. Sztuką jest wydać pieniądze mądrze. Chyba że komuś zależy jedynie na błysku fleszy przy podpisywaniu umowy…
Ponad interesem kampanijnym musi być to, jak te kontrakty będą realizowane za pięć czy dziesięć lat. Nie wiadomo, kto będzie wtedy rządził. Jeśli kupujemy z Korei Południowej samoloty szkolno-bojowe FA-50, ale nie załatwiamy do nich uzbrojenia, to mogą one służyć tylko do szkoleń. Gryzę się w język, oceniając decyzje Mariusza Błaszczaka. Staramy się teraz nadrobić te zaległości, łatać dziury, naprawiać niekompetencję i nabyć to uzbrojenie, ale nie jest to łatwe, bo wymaga zgody politycznej i technologicznego dopasowania.
Nie sprzeciwialiśmy się samej inwestycji, lecz temu, że w latach rządów PiS zbyt często widzieliśmy, jak podobne projekty stawały się albo furtką do wyprowadzania pieniędzy, albo zwykłą fuszerką. I w zasadzie zapora była fuszerką.
Można uznać, że przez krótki czas inwestycja wypełniała swoje zadanie, ale już na dzień dobry musieliśmy wydać kilkaset milionów złotych na jej gruntowną modernizację. Perymetria, bariery elektroniczne – to tylko część kosztów, a do tego dochodzi całkowicie nowy projekt Tarczy Wschód, czyli inicjatywa o stricte militarnym charakterze. Budujemy linie obrony. Druga część Tarczy Wschód to nowoczesne rozwiązania: systemy antydronowe, technologie rozpoznawcze, a także, wydawałoby się, prozaiczne, lecz kluczowe elementy, takie jak systemy zasilania przy granicy czy budowa BTS-ów, systemów łączności przekaźnikowej. Nie chodzi o to, by wydać pieniądze na cokolwiek, lecz by zrobić to mądrze i skutecznie. Wie pan, kiedy naprawdę złapałem się za głowę? Gdy chcieliśmy szybko wdrożyć operację Bezpieczne Podlasie.
Na papierze wygląda to jak techniczna zmiana nazwy, ale to, co zastaliśmy przy granicy, to był obraz nędzy i rozpaczy. Jeden wielki chaos: 80 jednostek organizacyjnych Wojska Polskiego działających w trybie, który nie miał prawa wydarzyć się nawet w grze komputerowej. Niejednolity system dowodzenia, brak centrum koordynującego współpracę Straży Granicznej, wojska i policji, a mechanizm reagowania sprowadzał się do tego, że gdy sytuacja na granicy się zaostrzała, rząd PiS wysyłał tam kolejny tysiąc żołnierzy i udawał, że problem został rozwiązany. Musieliśmy sprofesjonalizować te działania, z dwóch operacji stworzyć jedną, wprowadzić odpowiednie tury i zmiany. To obrazki mało medialne, ale kluczowe dla skuteczności takich misji.
Decyzją Rady Ministrów projekt ruszył kilka miesięcy temu. Pierwszy odcinek wojsko wybudowało przed wyznaczonym terminem. Pozyskujemy pas ziemi wzdłuż całej polskiej granicy na potrzeby wojska. Budujemy pas umocnień składający się z zapór przeciwczołgowych, rowów przeciwpancernych, pól pod minowanie, miejsc schronienia, gniazd oporu, magazynów i miejsc składowania. Do tego najnowocześniejsze systemy dronowe i antydronowe, rozpoznanie, optoelektronika wsparta rozpoznaniem satelitarnym. Wzmacniamy sieć szpitali wzdłuż granicy, czerpiąc z doświadczeń Ukrainy, Finlandii i Wielkiej Brytanii. Do projektu dołączyli także Amerykanie. Zamówiliśmy w USA dwa potężne urządzenia UBM (Ultimate Building Machine), które nazywamy fabryką schronów. Trafią do nas w drugim kwartale tego roku. Dodatkowo na poligonie w Orzyszu powstał ośrodek testowy, gdzie każdy nowy element infrastruktury jest sprawdzany przez żołnierzy. Gdyby zapora na granicy była testowana przed jej postawieniem, nie trzeba by jej dziś modernizować. Tarczę Wschód budujemy w ścisłej koordynacji z Bałtycką Linią Obrony, którą realizują Litwa, Łotwa i Estonia. Bardzo wiele się dzieje, a Tarczę projektują najlepsi polscy specjaliści wojskowi, co daje nam pewność, że przedsięwzięcie będzie dobrze przemyślane i skuteczne.
Tarcza Wschód jest naszym wkładem w bezpieczeństwo Europy. Potrzebujemy zaangażowania całej Unii Europejskiej, ponieważ bronimy nie tylko naszej granicy, lecz także granicy całego świata Zachodu. Ile unijnych pieniędzy chcemy na to wydać? Jak najwięcej. Walczymy o możliwie największą pulę. Jestem w codziennym kontakcie z komisarzem Serafinem odpowiedzialnym w UE za budżet.
Ale dlaczego mają trafić do Berlina czy Paryża? To tak naprawdę narzędzie, z którego możemy skorzystać na własnych warunkach. Nikt nam przecież nie daje do podpisania cyrografu z nakazem wydania pieniędzy w szwedzkiej czy niemieckiej zbrojeniówce. Odwróćmy to myślenie – musimy zrobić wszystko, by to Francja czy Niemcy kupowały w Polsce. Wiem, że wśród polityków PiS dominuje obawa przed światem, ale czas najwyższy skończyć z takim podejściem. Świat to nie zagrożenie, ale szansa. Pytanie, na ile skutecznie z tej szansy korzystamy. Mamy ogromne kontrakty z Amerykanami, z Europą czy z Azją. Dywersyfikujemy dostawców. To naturalne. Rozmawiamy w środę, ale już jutro i w piątek będziemy mieli świetne informacje do przekazania. W czwartek podpisanie kontraktu na Borsuka – w polskim przemyśle, a w poniedziałek lub wtorek… zobaczycie sami. Będziemy mieli bardzo dobre wiadomości do przekazania.
Takie założenie to bzdura. Ścieżka jest prosta: kraj definiuje potrzeby, kieruje je do Komisji Europejskiej, która je uznaje albo nie, ale potem dane państwo realizuje zamówienia na własnych zasadach. To narzędzie daje nam nowe możliwości finansowe. Europa musi się remilitaryzować, ale nie możemy tego robić, pozyskując uzbrojenie wyłącznie od partnerów spoza UE. Potrzebujemy własnej produkcji – dla zapewnienia bezpieczeństwa dostaw i rozwoju gospodarki. Jeśli pojawi się potrzeba zawarcia kontraktów z partnerem spoza UE – zrobimy to. Jednak na ten moment nasze priorytety produkcyjne skupiają się na naszym – krajowym – przemyśle. Te piski PiS to wynik głębokiej frustracji i braku pomysłu politycznego, co niestety dzieje się nawet kosztem Polski.
Jeśli chodzi o diagnozę, to w wielu kwestiach mógłbym się z Dworczykiem zgodzić. PiS nie wykorzystał wielkiej szansy przy kontraktach zbrojeniowych. Jednak problemy należy rozwiązywać, a żeby to zrobić, musimy mieć profesjonalną kadrę zarządzającą i odpowiednie przepisy, które krok po kroku zmienią naszą rzeczywistość. Dziś na palcach jednej ręki mogę wskazać osoby, które w tym czy innym stopniu nie do końca dają radę – na bieżąco przekazujemy uwagi do Ministerstwa Aktywów Państwowych, które nadzoruje spółki zbrojeniowe. Za rządów PiS kierownictwa tych spółek zmieniały się regularnie, a skandal z próbą budowy fabryki Mesko pokazuje, że żadna z ekip PiS nie potrafiła tego zrobić profesjonalnie.
Dokapitalizowanie Mesko (producenta Pioruna), ogromny kontrakt w Hucie Stalowa Wola na Kraby, dopięcie programu „Borsuk”, budowa fabryki amunicji – to tylko pierwsze przykłady z brzegu. Musimy robić wszystko, by pieniądze na zbrojenia były wydawane w Polsce. Nie tylko dlatego, że zależy nam na miejscach pracy, lecz także dlatego, że musimy mieć technologię i produkcję w naszym kraju. W sytuacji niebezpieczeństwa musimy mieć na czym oprzeć swój potencjał. Stąd decyzja o budowie wartej miliardy złotych fabryki amunicji. Papiery już są złożone.
Jeszcze do niedawna przyznałbym panu rację i powiedział, że na efekty prac trzeba poczekać do roku 2032 czy 2033, ale od ośmiu miesięcy pracujemy nad ustawą, która skróci procesy decyzyjne. Jakiś czas temu taka fabryka powstawałaby pewnie z 10 lat. Skrócimy ten czas o 70–75 proc. Ta ustawa w ciągu dwóch tygodni zostanie przyjęta przez Radę Ministrów.
W najbliższym czasie wybierzemy partnera technologicznego i cała maszyna ruszy. Im szybciej, tym lepiej.
Tak. Podam przykład. Na początku mojej pracy w roli wiceministra byłem w 25 Brygadzie Kawalerii Powietrznej w Tomaszowie Mazowieckim. Robocza wizyta, pytam dowódcę o bieżące problemy i słyszę, że proces inwestycyjny w wojsku to dramat. Dowódca pokazuje mi drzwi do kancelarii tajnej i mówi, że ich wymiana musi potrwać cztery, pięć lat, bo to projekt powyżej 20 tys. zł. Myślałem, że mnie wkręca, że jestem w jakimś „Monty Pythonie”, ale niestety, tak to wyglądało. A przecież my nie mamy tyle czasu – nie tylko na wymianę drzwi, lecz także na kluczowe dla naszego bezpieczeństwa inwestycje. Zmieniamy te przepisy. Likwidujemy bzdurne regulacje.
Jeżeli Europa i NATO wykonają swoje zadania, zwiększymy swoje środki na obronność, to Rosja nigdy nie będzie w stanie nam zagrozić. Ale jeśli nie odrobimy zadań, to realnie mamy trzy–pięć lat do momentu, gdy Rosja odbuduje swój potencjał wojskowy. Na tym etapie wszystko jest w naszych rękach, ale trzeba działać.
Po pierwsze, to są szacunki nieprawdziwe. Po drugie, takie dane są tajne. Jaką wiedzę na ten temat ma Mentzen? Zerową. Nie sprawował żadnych funkcji, nie zna się na tym, a jego język przypomina retorykę rosyjską, a nie polską. Trzeba być skończonym idiotą, żeby chcąc ubiegać się o urząd zwierzchnika Sił Zbrojnych, uderzać fejkami we własne siły zbrojne.
Dlatego, uznając różnego rodzaju zagrożenia, trzeba działać, a nie straszyć fejkami. Dla przykładu: PiS rządził przez osiem lat. Jeśli przez pięć lat przed wybuchem wojny i trzy lata po ataku Rosji na Ukrainę PiS nie zbudował fabryki amunicji, to zaległości naprawdę trzeba odrabiać w trybie bardzo szybkim. Czas na działanie jest teraz, bo każdy dzień zwłoki może mieć poważne konsekwencje dla naszego bezpieczeństwa.
Najważniejsze produkty polskiej zbrojeniówki powstały za czasów rządów PO–PSL. Poza tym cała zmiana doktryn funkcjonowania NATO miała miejsce w roku 2014 i od tego momentu maszyna ruszyła. To wtedy pojawiły się pierwsze Kraby, powstała szpica, szczyt NATO odbył się w Warszawie, a siły szybkiego reagowania NATO zostały wzmocnione. Rok 2014 był pierwszą pobudką.
Szef BBN pełni tę funkcję od kilku tygodni, więc zrzucam jego niemądrą i nieprawdziwą wypowiedź na brak doświadczenia. Gdyby jednak te informacje były prawdziwe, to prezydent Andrzej Duda – po 10 latach pełnienia funkcji zwierzchnika Sił Zbrojnych – powinien rozważyć swoją dymisję. Jestem głęboko zszokowany, że szef BBN może tak beztrosko rzucać w przestrzeń publiczną tak wrażliwe i, co gorsza, nieprawdziwe dane. Spuśćmy na to zasłonę milczenia. ©Ⓟ