– Będziemy starali się przygotować do końca roku model, dzięki któremu każdy dorosły mężczyzna w Polsce zostanie przeszkolony na wypadek wojny – zapowiedział premier Donald Tusk z mównicy sejmowej w ubiegły piątek. Podkreślił, że w szkoleniach będą mogły wziąć udział również kobiety, ale – jak zaznaczył – „wojna to wciąż w większym stopniu domena mężczyzn”.
Na świecie obowiązkowa służba wojskowa dla kobiet to wciąż ewenement. Obywatelki wciela się do armii m.in. w Izraelu, Sudanie, Erytrei i Korei Północnej. W Europie takie przepisy do niedawna obowiązywały tylko w Norwegii i Szwecji. Rosyjska napaść na Ukrainę i ryzyko rozlania się wojny na kolejne kraje zmusiły jednak rządy na kontynencie do rozbudowy sił zbrojnych, a wraz z nią – zainicjowania dyskusji na temat roli kobiet w obronie.
Rok temu władze w Kopenhadze ogłosiły pobór Dunek do wojska od 2026 r. – Równość płci przyczyni się do rozwiązania problemów, z którymi się mierzymy – komentował minister obrony Troels Lund Poulsen. O podobnym rozwiązaniu rozmawiają Łotysze. Szef resortu obrony Andris Sprūds przyznał pod koniec sierpnia zeszłego roku, że obowiązkowy pobór kobiet do wojska jest konieczny, a zmiany mogłyby wejść w życie już w 2028 r. Również neutralna Szwajcaria rozważa taką opcję, o czym informowała w styczniu Viola Amherd, pierwsza ministra obrony w historii tego kraju.
Głosów za poborem kobiet do wojska nie brakuje też w Polsce. – Młodych mężczyzn jest zwyczajnie za mało. W ogóle młodego pokolenia jest za mało, dlatego również kobiety powinny przechodzić szkolenie wojskowe – stwierdziła w Sejmie posłanka Lewicy Anna Maria Żukowska.
Same się zaciągniemy
Przepisy nie zawsze przekładają się na rzeczywistość. Choć w Szwecji od 2017 r. pobór jest „neutralny pod względem płci”, służbę nadal pełni dużo mniej kobiet niż mężczyzn (w 2023 r. stanowiły 24 proc. wszystkich żołnierzy). – Pobór jest obowiązkowy, ale założenie jest takie, by obejmował tylko osoby, które faktycznie chcą służyć w wojsku – mówi DGP Alma Persson, badaczka z Uniwersytetu w Linköping. Jak twierdzi, wśród mężczyzn motywacja jest większa. – Dla nich to coś naturalnego. W końcu w wojsku służyli ich dziadkowie i ojcowie. W przypadku kobiet jest inaczej. Kiedy podczas kwalifikacji wojskowej pytane są o to, czy nadają się do służby, często odpowiadają: „nie wiem”. Skąd mają wiedzieć, skoro kobiety w ich otoczeniu zwykle nie miały tego typu doświadczeń? – opowiada Persson. Szwedki, które nie mają pewności, czy sprawdzą się na poligonie, są kwalifikowane jako „mniej zmotywowane do służby”. W rezultacie rzadziej zasilają szeregi sił zbrojnych.
Nad Wisłą – mimo braku przymusu – w ostatnich latach zainteresowanie służbą wśród kobiet wyraźnie wzrosło. W „Wakacjach z wojskiem”, programie skierowanym do Polek i Polaków w wieku od 18 do 35 lat – głównie maturzystów i studentów szukających zajęcia na lato – udział wzięło w 2024 r. ponad 11 tys. osób, z czego 2,5 tys. to kobiety – wynika z danych, które udostępniło DGP Centralne Wojskowe Centrum Rekrutacji (CWCR). Żołnierki odpowiadały więc za 23 proc. uczestników wakacyjnego projektu. Podobnie jak podstawowe szkolenie wojskowe obejmował on ćwiczenia z zakresu przetrwania w terenie, taktyki wojskowej i obsługi pojazdów wojskowych. Po ukończeniu programu młodzi obywatele zostali wcieleni do rezerwy Wojska Polskiego.
Na innych kursach prowadzonych przez polskie siły zbrojne proporcje płci wyglądały podobnie. „Trenuj z wojskiem”, jednodniowe szkolenie, na którym można było zapoznać się z bronią czy nauczyć rzutu granatem, przyciągnęło w sumie 25 tys. uczestników. Jedną piątą z nich stanowiły kobiety – informuje CWCR. Niemal identycznie było w przypadku rozszerzonej, dwutygodniowej wersji tego kursu „Trenuj jak żołnierz”, w której udział wzięło 1 tys. osób.
Jedna kobieta na pięciu mężczyzn – wielu uzna, że to wciąż mało. Ale Bożena Szubińska, komandor w stanie spoczynku i była pełnomocniczka Ministerstwa Obrony Narodowej ds. wojskowej służby kobiet, przypomina, że Polska przeszła spore zmiany. Stosunkowo niedawno, bo przed akcesją do NATO, kobiety pełniły służbę wyłącznie w korpusie medycznym. – Dopiero po wstąpieniu do Sojuszu, czyli od 1999 r., mogły rozpocząć edukację w szkołach wojskowych. Rozszerzył się wówczas zakres specjalności, w których służą. Zmiany następowały powoli, bo takie szkoły mają ograniczoną liczbę miejsc. To m.in. dlatego nie mamy jeszcze kobiety generała – tłumaczy w rozmowie z DGP Szubińska. Stopień generalski może otrzymać wyłącznie osoba, która uczestniczyła w misji zagranicznej. – Na początku nie chciano na nie wysyłać kobiet. Mężczyźni mówili, że chodzi o to, by chronić kobiety. Teraz pełnią one na misjach bardzo ważne funkcje. Choćby w krajach arabskich, gdzie mężczyźni nie zawsze mogą rozmawiać z lokalnymi mieszkankami – tłumaczy.
Major Renata Mycio z CWCR mówiła w zeszłym roku DGP, że pierwsze „pospolite ruszenie” Polek miało miejsce po utworzeniu Wojsk Obrony Terytorialnej w 2017 r. Od tego czasu udział kobiet w armii wyraźnie się zwiększył. Z danych z 2024 r. wynika, że w wojsku służy zawodowo ponad 17 tys. Polek. W 2020 r. było ich nieco ponad 8 tys., w 2015 r. – dwa razy mniej. Dziś kobiety stanowią 13 proc. żołnierzy zawodowych. Pod tym względem nie odstajemy znacząco od średniej na świecie. W Wielkiej Brytanii jest to niecałe 12 proc., w Czechach – 13,8 proc., w Stanach Zjednoczonych – 17,5 proc.
Rajstopy zamiast kalesonów
Jeśli poważnie traktować zapowiedzi premiera o budowie 500-tysięcznej armii, Polek przechodzących podstawowe szkolenia lub wybierających karierę w Siłach Zbrojnych RP będziemy potrzebować dużo więcej. I podobnie jak w innych krajach trzeba je będzie zapewnić, że będą równo traktowane – dziś młodym obywatelkom nieobce jest przekonanie, że w wojsku mogą się spodziewać dyskryminacji. – Armia wciąż jest konserwatywna, została w końcu zbudowana przez mężczyzn dla mężczyzn – tłumaczy Szubińska. Kiedy sama zaczynała karierę wojskową, siły zbrojne były zupełnie nieprzystosowane do potrzeb płci żeńskiej. – Początkowo w wyposażeniu indywidualnym na misje dostawałyśmy kremy i pędzle do golenia dla mężczyzn oraz męskie kalesony. Musiałyśmy walczyć o rajstopy – wspomina. Również mundury nie uwzględniały różnic w budowie kobiet i mężczyzn, dlatego żołnierki musiały kombinować i przerabiać je pod swoje sylwetki.
Mimo upływu lat zmieniło się niewiele. W polskiej armii wciąż obowiązuje jedynie męska rozmiarówka, choć obecnie trwają prace nad tym, aby w ramach „Operacji Szpej” wprowadzić także wzory mundurów dla kobiet. – Są one konsultowane z żołnierkami – mówił w grudniu wiceminister obrony narodowej Cezary Tomczyk. Nie wiadomo, kiedy mundury będą gotowe.
Nie jesteśmy tu wyjątkiem. Mimo że żołnierek przybywa, również w innych krajach długo nie dostrzegano, że trzeba zapewnić im odpowiednie wyposażenie. Dopiero w lutym łotewskie ministerstwo obrony poinformowało, że do końca 2026 r. kobiety dostaną skrojone na nie uniformy. – Dostosowanie mundurów jest ważnym krokiem w celu zapewnienia równości i komfortu wszystkim żołnierzom, niezależnie od ich płci – podkreślił Andris Sprūds.
Nawet Ukraina do niedawna nie dostarczała żołnierkom odpowiednich mundurów, mimo że od aneksji Krymu i wystąpień separatystów na Donbasie do jej sił zbrojnych dołączało coraz więcej kobiet (w latach 2014–2024 r. ich liczba w armii wzrosła z 16,5 tys. do 67 tys.). Ukrainki otrzymały pierwsze komplety letnich mundurów polowych dopiero na początku 2024 r., czyli dwa lata po wybuchu wojny. Wcześniej musiały liczyć na pomoc wolontariuszek. Mundury dla Ukrainek szyła m.in. organizacja „Zemljaczky”, która już w pierwszych miesiącach inwazji wysłała tysiące letnich i zimowych strojów do najbardziej zapalnych punktów na froncie. Z czasem „Zemljaczky” opracowały nawet mundury dla kobiet w ciąży. – To ważne, bo w armii idzie się na urlop macierzyński dopiero w siódmym miesiącu – tłumaczyła DGP założycielka organizacji Ksenija Draganuk.
Kwestia łączenia obowiązków zawodowych z rodzinnymi to kolejny problem, który zniechęca kobiety do służby wojskowej. – Potrzebne są mechanizmy wsparcia dla Polek, które decydują się na założenie rodziny. Chodzi o to, by kobieta wiedziała, że po urodzeniu dziecka będzie miała w miejscu pracy dostęp do żłobka czy przedszkola. W wojsku jest to o tyle trudne, że czasami na poligonie spędza się kilka dni. Dobrze by było, żeby powstały tam przedszkola, w których dzieci mogłyby nocować. Przecież nie każdy ma babcię na podorędziu – przekonuje Szubińska. Niektóre państwa – jak np. Kanada – prowadzą w swoich bazach specjalne centra rodzinne, które oferują usługi przedszkolne. Inne – choćby Szwajcaria – wprowadziły możliwość służby w niepełnym wymiarze.
Dobre na czas pokoju
Nawet najlepsze udogodnienia i programy wsparcia nie usuną jednak podstawowej przeszkody – dyskryminacji ze względu na płeć. Alma Persson przyznaje, że mimo licznych działań podjętych przez władze w szwedzkich siłach zbrojnych wciąż jest to zjawisko powszechne. – Wiele udało się nam na tym polu osiągnąć. Jeszcze w latach 80. XX w. kobiety spotykały się z dotkliwym nękaniem. Znajdowały martwe zwierzęta w swoich łóżkach, odbierały anonimowe telefony z groźbami itp. Dziś tak skrajnych zachowań już nie obserwujemy, ale to nie oznacza, że kobiety są traktowane na równi z mężczyznami – podkreśla ekspertka. I dodaje, że sytuacja w armii wygląda podobnie jak w każdej organizacji zdominowanej przez mężczyzn.
Doświadczenia Szwecji potwierdzają raporty o nierównym traktowaniu kobiet w wojsku z innych krajów zachodnich. Pod koniec października 2024 r. w Szwajcarii opublikowano wyniki badania, które miało sprawdzić skalę dyskryminacji i nadużyć w szwajcarskich siłach zbrojnych. Połowa ankietowanych wojskowych stwierdziła, że doświadczyła lub mogła doświadczyć dyskryminacji na służbie (35,8 proc. odpowiedziało „tak”, 13,8 proc. – „nie wiem”), a ok. 30 proc. ankietowanych przyznało, że doświadczyło przemocy seksualnej. „Problem ten dotyczy w dużo większym stopniu kobiet niż mężczyzn” – czytamy w podsumowaniu badania. Jego autorzy podkreślili, że z dyskryminacją mierzą się również nieheteroseksualni mężczyźni.
Choć problemowi nierówności w wojsku poświęca się coraz więcej uwagi, zdaniem Persson wraz ze wzrostem zagrożeń w Europie i zaostrzaniem retoryki wojennej sytuacja żołnierek może się pogorszyć. – W czasach pokoju mężczyznom łatwiej jest zaakceptować obecność kobiet w wojsku. Na początku XX w. szwedzka armia skupiała się na udziale w misjach pokojowych i obronie demokracji na świecie. Udział kobiet uzasadniano wtedy potrzebą nawiązywania relacji z mieszkankami różnych zakątków globu i uzyskiwania od nich danych wywiadowczych – opowiada ekspertka. Nie wyklucza, że teraz, kiedy w grę może wchodzić konieczność obrony granicy, zaczną się pojawiać pytania, czy kobiety na pewno się do tego nadają. ©Ⓟ