Większość osób bliskich Kościołowi chce, aby nie angażował się on w bieżącą politykę i w wojnę polsko-polską
Szumnie zapowiadana edukacja zdrowotna będzie przedmiotem nieobowiązkowym, a lekcje katechezy – nie nazywajmy ich lekcjami religii, to nie nauka religii ani o religii, to katecheza rzymskokatolicka – mają się wciąż dobrze niezależnie od wcześniejszych planów koalicji… Od przyszłego roku ma to być jedna godzina tygodniowo, ale przyszłość pokaże, czy to się nie zmieni pod wpływem argumentów Kościoła.
Bez wątpienia prestiż Kościoła w oczach społeczeństwa spada i możemy się jedynie zastanawiać nad tempem i kształtem linii obrazującej te zmiany. Czy to jest równia mocno pochyła? Chyba jednak nie, te zmiany mimo wszystko postępują bardzo powoli i jest to proces długofalowy. Według badań CBOS jeszcze jesienią 2017 r. dobrze oceniało działalność Kościoła 61 proc. ogółu dorosłych Polaków, a źle – 29 proc. Natomiast jesienią 2024 r. było to odpowiednio 48 proc. i 41 proc., a w paru turach badań, które są realizowane kilka razy w roku, zdarzyło się, że negatywne oceny przeważały nad pozytywnymi. Nastąpił też wyraźny spadek deklaracji dotyczących religijności i praktyk religijnych.
Też się nad tym zastanawiam, ale chyba nie ma jednoznacznej odpowiedzi, dlaczego wcześniej notowania Kościoła utrzymywały się na w miarę stabilnym poziomie, a potem zaczęły spadać. Być może wtedy pękła pewna społeczna bariera i postawy antykościelne zaczęły być przyjmowane przez otoczenie ze zrozumieniem? Można ukuć prawdopodobną hipotezę, że jeszcze dekadę temu część osób chodziła do kościoła bez potrzeby religijnej, a jedynie po to, by nie podlegać krytyce, szczególnie w mniejszych społecznościach. Dziś presja społeczna na chodzenie do kościoła w niedziele jest znacznie mniejsza, już nie tylko ze strony rówieśników, lecz także rodziny. Gdy prowadziłam badania 30 lat temu, zaskoczyło mnie, jak duży odsetek młodzieży deklarował, że jest poddany presji praktykowania, oraz jak wielu młodych ludzi przyznawało się, że wychodzi z domu rzekomo na mszę, ale do kościoła nie dociera. Dziś już nie muszą udawać.
2017 r. był też pierwszym rokiem po fali czarnych protestów, zaczęły wychodzić na światło dzienne pedofilskie afery z udziałem księży. W 2018 r. miliony Polaków obejrzały film „Kler” Wojciecha Smarzowskiego. Zapewne brak zdecydowanej reakcji hierarchów był dodatkowym czynnikiem, który odepchnął ludzi od tej instytucji.
Jeśli spojrzeć na mapę deklaracji – na podstawie badań CBOS i badań Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego SAC – to widzimy ciekawe zjawisko: odsetek osób określających siebie jako „głęboko religijne” od lat się nie zmienia i wynosi ok. 8–9 proc. społeczeństwa. Tak było 30 lat temu, 15 lat temu i tak jest dziś. To twardy rdzeń, który będzie się jednoczył i bronił Kościoła niezależnie od wszystkiego. Choć i w tej grupie znajdziemy zapewne niewielki odsetek osób, które też wolałyby, aby Kościół pozostawał z dala od spraw politycznych. Pozostali w pełni akceptują zdecydowaną, polityczną narrację hierarchów. Po drugiej stronie mapy deklaracji mamy ok. 14 proc. społeczeństwa, które deklaruje się jako „niereligijne”. W ciągu ostatnich kilku lat ta grupa się podwoiła. Między tymi dwiema małymi grupami mamy więc zdecydowaną większość, bo ok. 75 proc. społeczeństwa, która ma umiarkowany stosunek do Kościoła. Wśród osób deklarujących się jako „wierzące” 25 proc. praktykuje regularnie. Pozostali z tych 75 proc. chodzą do kościoła nieregularnie lub okazjonalnie. Są też osoby, które nie uczestniczą w nabożeństwach, ale jednocześnie deklarują, że Chrystus i Bóg są dla nich istotni, albo że wierzą w jakąś bliżej nieokreśloną formę transcendencji. Tak więc obraz jest dość złożony, a pomimo następujących zmian trzeba powiedzieć, że dla dużej części Polaków religia dalej jest ważnym układem odniesienia, a Kościół rzymskokatolicki ważną instytucją.
Myślę, że wielu Polakom kalendarz liturgiczny porządkuje rok. Jest Boże Narodzenie, jest Wielkanoc, jest Święto Trzech Króli i Wszystkich Świętych. Symbole religijne w publicznej przestrzeni Polaków nie drażnią. Dla wielu papież Jan Paweł II dalej jest autorytetem, a Kościół ma dalej, pomimo zmiany rządu po wyborach, silną pozycję i kształtuje decyzje polityczne. Wystarczy popatrzeć na ostatnie wydarzenia dotyczące programów nauczania w szkołach.
To istotna zmiana, która zaważy na przyszłości, choć najwięcej uczniów wypisuje się na poziomie liceów, kiedy sami mogą o tym decydować. Dotyczy to przede wszystkim dużych miast. Dane pokazują, że obecnie w katechezach uczestniczy w nich średnio 54 proc. uczniów. Oczywiście w porównaniu z latami 90. widać kolosalną różnicę. Wówczas w katechezie uczestniczyło ponad 90 proc. uczniów, niezależnie od poziomu kształcenia. To pozwala prognozować, że w Polsce będzie rosła grupa ludzi, dla których religia będzie czymś bardziej abstrakcyjnym niż obecnie. Trochę tak jak w zachodniej Europie, gdzie trudno na wykładzie odwoływać się do biblijnych mitów i symboli, bo kompletnie do tamtejszej młodzieży nie przemawiają.
Nie liczyłabym na efekt nawrócenia w wieku dorosłym… Przypuszczam, że u osób niesocjalizowanych do religii dominującym nastawieniem może być raczej obojętność. Część uczniów, która dziś świadomie dystansuje się od lekcji religii, podkreśla, że byli albo świadkami, albo wręcz ofiarami nieprzychylnych komentarzy czy uwag, jakich dopuszczali się katecheci. Takie doświadczenia – gdy katecheta albo katechetka wytyka kolorową fryzurę, kolczyk w nosie albo bluzkę na ramiączkach – pozostają w głowach i na lata kształtują postawę światopoglądową. Nie dostrzegam żadnej atrakcyjności w ofercie, z jaką do już dorosłych osób może wyjść Kościół, by sprawić, że po raz pierwszy przekroczą one próg świątyni. To właśnie część tych 75 proc. społeczeństwa – niezaangażowani religijnie.
Ta zapaść pokazuje spadek autorytetu księdza oraz atrakcyjności tej drogi życiowej dla młodych mężczyzn. Polskie społeczeństwo się bogaci, rośnie dobrobyt, więc opcja „niech idzie na księdza” przestała być dla rodziców i samego zainteresowanego pociągająca pod kątem ekonomicznym. Przed laty podobne podejście, szczególnie w rodzinach wielodzietnych i w trudnej sytuacji materialnej, dotyczyło ścieżki wojskowej, postrzeganej przede wszystkim jako atrakcyjna ekonomicznie. Dziś czynnik finansowy nie ma już takiej mocy przyciągania, tyle że wojsko utrzymało wysoki prestiż społeczny, więc mundur – w przeciwieństwie do sutanny – ma inne argumenty, by przekonać do siebie młodych mężczyzn. Patrząc na przywołane liczby, trzeba także pamiętać, że coraz mniej liczne roczniki młodzieży mogą aspirować do takiej drogi życiowej.
To efekt nałożenia się większej liczby czynników. Niewątpliwie hierarchowie nie sprostali oczekiwaniom społecznym tego trudnego czasu. Nie umieli rozliczyć księży, przez lata nie reagowali na wiarygodne i poparte dowodami informacje o – mówiąc delikatnie – nieprawidłowościach czy naruszeniach. Jednocześnie jeszcze mocniej zaangażowali się politycznie. Żeby było jasne – w latach 90. Kościół katolicki też zajmował pozycję w sporach ideowych czy politycznych, ale był głosem przeważającej części społeczeństwa, z którym politycy się liczyli. Natomiast w latach rządów i polityków Zjednoczonej Prawicy sojusz tronu z ołtarzem stał się tak widoczny, że zaczęło to budzić powszechną krytykę, także w środowiskach ludzi wierzących. Dobrym przykładem jest tu partia Polska 2050 Szymona Hołowni, który deklaruje się przecież jako zaangażowany katolik, a jednocześnie jest bardzo krytyczny wobec działań Kościoła. Także oddziaływanie mediów się zwiększyło. Proszę zwrócić uwagę, że dopiero teraz wypływają sprawy – np. pedofilskie – sprzed dziesięcioleci, co oznacza, że przez lata były one skutecznie przez Kościół ukrywane.
Jednocześnie zmienia się też profil społeczno-ekonomiczny Polski. Jesteśmy coraz zamożniejsi, zmieniamy styl życia, dużo wyjeżdżamy, emigrujemy i wracamy, więzi rodzinne zostały poluzowane. To też zmienia wartości wyznawane przez polskie społeczeństwo i te zmiany – niezależnie od działań kleru – na pewno też pogłębiają przedział między społeczeństwem a Kościołem. Stopniowo postępuje też liberalizacja światopoglądowa Polaków, szczególnie w dużych miastach i na zachodzie kraju. Wielu razi twarde stanowisko biskupów wobec aborcji, in vitro czy praw osób LGBT. Kościół mógł w tych sporach ideowych zająć stanowisko mediatora, pewnego buforu między skrajnie lewą i skrajnie prawą stroną, ale wybrał partykularnie rozumiany własny interes i agresywną narrację. To się rozmija z oczekiwaniami społecznymi.
To prawda, że duża część społeczeństwa jest konserwatywna, co widać po tym, ile głosów zbierają partie prawicowe. Natomiast nie zgodzę się z twierdzeniem, że stosunek Polaków do LGBT przez lata się nie zmienił. On dość szybko ewoluuje, szczególnie wśród młodych. Obecnie już 43 proc. dorosłych Polaków akceptuje osoby homoseksualne, chociaż odsetek niechętnych także jest dość wysoki, bo wynosi obecnie 36 proc. W projekcie Opus, którym kierowałam, badaliśmy w 2020 r. związek między religijnością a opiniami dotyczącymi biopolityki, m.in. opiniami na temat osób LGBT+. Okazuje się, że osoby najbardziej religijne i najbardziej związane z Kościołem rzadziej akceptują homoseksualność. Wydaje się, że to wpływ nauczania Kościoła. Podobnie myślą osoby popierające Prawo i Sprawiedliwość, zresztą te związki się krzyżują. Wiadomo też, że raczej brakuje akceptacji społecznej dla adopcji dzieci przez pary jednopłciowe, a także że Polacy wciąż niechętnie patrzą na manifestacje środowisk LGBT w przestrzeni publicznej. Mimo to ogólny poziom akceptacji dla sztandarowego hasła tych środowisk – prawa do związków partnerskich – w Polsce rośnie. Jak wynika z badań CBOS, odsetek osób akceptujących związki partnerskie osób homoseksualnych wzrósł z 25 proc. w 2011 r. do 52 proc. w 2024 r. Rośnie też liczba badanych, którzy znają osobiście osobę homoseksualną, co także wiąże się z większą tolerancją. Wypowiedzi abp. Marka Jędraszewskiego o tęczowej zarazie bardzo bulwersują więc nie tylko samych zainteresowanych, lecz także osoby heteroseksualne, które nie widzą w LGBT zagrożenia i stoją w obronie praw mniejszości.
Kościół w Polsce nie płaci mi za doradzanie, co miałby robić i jaką przyjmować linię wobec zmieniającego się świata. Z całą pewnością jednak – jak pokazują badania biograficzne, które prowadziłam przez kilka lat – oczekiwania osób wierzących wobec jego misji są diametralnie różne od stanu rzeczywistego. Proszę zwrócić uwagę, że mówię o osobach wierzących, a więc tych, dla których Kościół jest istotną składową życia i który kieruje ich wyborami. Ci ludzie oczekują, że duchowni wrócą do swej pierwotnej misji – ewangelizacji, nauczania o Chrystusie, mówienia o miłosierdziu i przebaczaniu. Że odejdą od języka nakazu na rzecz dyskusji i przekonywania. Sądzę, że większość osób wierzących i bliskich Kościołowi raczej chce, aby ta instytucja nie wchodziła w bieżącą politykę, w wojnę polsko-polską, i by przestała podkładać ogień pod ideologiczne spory. Jest to tym bardziej widoczne w badaniach ogólnopolskich reprezentatywnych dla ogółu, czyli obejmujących także niewierzących i zdystansowanych. W 2022 r. na pytanie CBOS o to, co Kościół powinien zrobić, by wzmocnić swój autorytet, badani dawali trzy rekomendacje: unikać polityki (58 proc. wskazań), wyjaśnić przypadki pedofilii w Kościele i ukarać winnych (56 proc.) oraz mniej zabiegać o pieniądze (50 proc.). Z kolei w cytowanych badaniach projektu Opus 52 proc. respondentów zgadza się z twierdzeniem, że Kościół strzeże wiary i moralności, 57 proc. – że dba głównie o własne interesy, w tym finansowe, a 61 proc. – że angażuje się w politykę i chce mieć wpływ na wszystko.
Stoję na stanowisku, że od kilkunastu lat przyczynia się do wyraźnej polaryzacji Polaków. Na taką etykietę jego najwyżsi rangą hierarchowie pracują od wielu lat. Jeszcze 40–50 lat temu Kościół był instytucją integrującą Polaków wokół idei wolności, demokracji, dobrze pojmowanej tradycji i wspólnych dla Polaków wartości. I to nie przez dziesięciolecia, jedynie w okresie Polski Ludowej, lecz przez setki lat, tak trudnych dla historii Polski – był tym punktem ogniskowania myśli Polaków i instytucją zabezpieczającą wielopokoleniową trwałość polskości. Paradoksem jest, że do zmiany tego wizerunku przyczyniło się odzyskanie przez Polskę przywileju demokracji i pluralizacji życia politycznego. W krótkim czasie hierarchowie kościelni pokonali drogę od integracji obywatelskiej i działań wolnościowych do zajmowania bardzo wyraźnych pozycji na politycznej scenie i wspierania konkretnych partii i polityków.
Różne badania na próbach reprezentatywnych Polaków wyraźnie pokazują, że istnieje silna korelacja między zaangażowaniem religijnym, częstotliwością praktyk religijnych, przywiązaniem do instytucji Kościoła a deklarowaniem poparcia dla partii prawicowych – w Polsce głównie dla Prawa i Sprawiedliwości. Trudno temu się dziwić. Partia ta podkreśla wagę Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce, podziela z Kościołem obronę tradycyjnych wartości, sakralizuje tożsamość narodową i polskość. Lider PiS powtórzył kilka razy w różnych okolicznościach tezę, że nie ma polskości poza Kościołem i że poza nim jest tylko nihilizm. A także, że nawet niewierzący powinni to uznać za fakt. Dla niemałej części Polaków to pogląd bliski sercu. I biskupom takie poglądy też się podobają – jeśli nie wszystkim, to pewnie jednak większości.
Wydaje mi się, że mniejszy niż przed laty. To pewien paradoks, że im silniejsze zaangażowanie w politykę, tym mniejsze przełożenie na wybory. Pamiętam, że w latach 90. księża instruowali z ambony, jak wypełniać karty do głosowania, gdzie szukać konkretnego kandydata i którą kratkę zaznaczyć. Dziś już nie ma tak bezpośrednich wskazań w trakcie mszy, ale z drugiej strony cały przemysł medialny Kościoła umie odpowiednio przekazać swoim czytelnikom i słuchaczom, który polityk jest dobry, a który zły. A dobry jest ten, który publicznie deklaruje poszanowanie dla chrześcijańskich, czytaj: katolickich, wartości i nauczania Kościoła. Zapewne dużo większe jest oddziaływanie księży na wybory lokalne, szczególnie w mniejszych ośrodkach miejskich i na wsiach. Przyszli wójtowie czy burmistrzowie zabiegają często o poparcie proboszczów, bo te kilkaset głosów, jakie dodatkowo mogą dostać od parafian, może być decydujące. Przewagę mają politycy będący u władzy – czy to w samorządzie, czy przez partyjne oddziały – bo mogą dysponować pieniędzmi, przekierować dziesiątki czy setki tysięcy złotych na projekty kościelne i tym samym zaskarbić sobie wdzięczność.
Jeszcze wiele wody w Wiśle upłynie, zanim polska wieś zmieni swoje nastawienie. Ale i tam zmiany następują, chociażby wskutek zmiany profilu rolników czy gospodarzy. Kiedyś przeważały małe, rodzinne gospodarstwa, w których mieszkali ojciec, matka i kilkoro dzieci. Dominowały konserwatywne poglądy, które idą w parze z naukami Kościoła. Dziś gospodarstwa prowadzone są przez młodych rolników, często mieszkających w większej miejscowości, zatrudniających pracowników najemnych, korzystających z mechanizacji czy wręcz robotyzacji produkcji rolnej. To zupełnie inny profil osobowy i rodzinny. Pamiętajmy jednak, że na wsi Kościół – pomijając aspekty religijne – pełni też funkcje wspólnotową i tożsamościową. Oferta kulturalna czy społeczna poza miastami jest bardzo ograniczona, a ludzie potrzebują się jednoczyć, przynależeć, tworzyć wspólnotę opartą na zbliżonych wartościach. Taką możliwość oferuje właśnie religia.
Kościół wciąż prowadzi też bardzo potrzebną i wysoko ocenianą społecznie działalność charytatywną. Wiele parafii wychodzi z inicjatywami kulturalnymi, edukacyjnymi i krajoznawczymi, nie tylko dla dzieci, lecz także dla seniorów. Takimi działaniami parafie zyskują głównie na poziomie społeczności lokalnych. Musimy umieć obiektywnie spojrzeć na status i rolę Kościoła oraz księży, którzy często nie utożsamiają się z polityką czy narracją uprawianą przez najwyższe duchowieństwo. Często się zdarza, że na wsiach czy na poziomie dzielnicy w miastach lokalne społeczności wysoko oceniają proboszczy swoich parafii, mimo że mają negatywny stosunek do hierarchów na szczytach kościelnej władzy.
Socjologowie rzadko wypowiadają się o przyszłości, to sfera dla futurologów. Myślę, że po stronie społeczeństwa trend jest już zarysowany i będzie powoli postępował – oddalanie się od Kościoła. Po stronie kościelnej nie widać autorefleksji i chęci wprowadzenia istotnych zmian w swoich strategiach działania. Po spotkaniu biskupów z ofiarami pedofilii na Jasnej Górze zadeklarowano powołanie komisji do zbadania afer, więc być może to będzie pierwsza kropla drążąca kościelny beton. Tak czy inaczej, jeżeli hierarchowie chcą ratować prestiż tej instytucji, to niezbędne są poważne zmiany, być może pokoleniowe. Na razie jednak te ruchy są niespieszne, język hierarchów pozostaje niezmienny i raczej spodziewam się kontynuacji nakazowo-zakazowego podejścia Kościoła do codziennego życia Polaków i raczej pouczania niż partnerstwa ze świeckimi. ©Ⓟ
Często się zdarza, że na wsiach czy na poziomie dzielnicy w miastach lokalne społeczności wysoko oceniają proboszczy swoich parafii, mimo że mają negatywny stosunek do hierarchów na szczytach kościelnej władzy